Podstrony
- Strona startowa
- Saylor Steven Roma sub rosa t Dom Westalek
- Grisham John Malowany Dom (SCAN dal 1066)
- Wharton William Dom na Sekwanie (SCAN dal 976)
- [4 1]Erikson Steven Dom Lancu Dawne Dni
- Chmielewska Joanna Nawiedzony dom (SCAN dal 730)
- May Peter Wyspa Lewis 1 Czarny Dom
- Marion Zimmer Bradley Dom swiatow
- Kaska Zariatyda Zapolska G
- Russell Elliott Murphy Critical Companion to T. S. Eliot, A Literary Reference to His Life and Work (2007)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wywoz-sciekow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy nie było to zupełnie po męsku?— Zdaje mi się, że biedna, stara Hiobowa dość mocno utrudniała mu życie — głośno rozmyślał kapitan.— Tak, ale istnieje taka rzecz jak przyzwoitość, prawda? Nawet, jeżeli mąż cieszy się w głębi serca ze śmierci żony, to mimo tego nie powinien o tym głośno mówić.A szczęśliwy był te dzień czy też nie, Hiob Taylor wkrótce potem powtórnie się ożenił.Druga żona potrafiła z nim postępować.Nauczyła go chodzić na palcach, wierzcie mi.Pierwszą rzeczą, jaką kazała mu zrobić, było postawienie pomnika na grobie pani Taylor, przy czym pozostawiła miejsce i na swoje nazwisko.Mówiła, że nikt by nie zmusił Hioba do postawienia pomnika na jej grobie.— Jeżeli już mowa o Taylorach, jak się ma Lewis Taylor w Glen, doktorze? — zapytał kapitan.— Powoli się poprawia, ale za to ona musi ciężko pracować — odpowiedział Gilbert.— Jej mąż również ciężko pracuje, tuczy rasową nierogaciznę — powiedziała panna Kornelia.— Uchodzi za znaczniejszego hodowcę świń.Nic więc dziwnego, że jego prosiaczki zaliczają się do najlepszych, podczas gdy jego dzieci rzeczywiście niewiele są warte.Zagładzą je, głodzi również ich biedną matkę, która zamęcza się, aby je wychować.Świnie jego dostają śmietankę, a jednocześnie dzieci muszą się zadowolić chudym mlekiem.— Są chwile, kiedy zmuszony jestem zgodzić się z panią, chociaż mi to sprawia przykrość — powiedział kapitan.— Niestety, mówi pani szczerą prawdę o Lewisie Taylorze.Czasami widuję te jego biedne dzieci pozbawione wszystkiego tego, co dzieci powinny mieć, zatruwa mi to na długi czas skromny kęs chleba.Gilbert wyszedł do kuchni, dokąd go zawołała Ania; zamknęła drzwi i dała mu małą burę.— Gilbercie, ty i kapitan musicie przestać dokuczać pannie Kornelii.Cały czas słuchałam was i nie mogę na to pozwolić.— Aniu, panna Kornelia jest w najlepszym humorze — sama widzisz.— No dobrze.Dajcie jej jednak spokój.Kolacja już jest gotowa i, Gilbercie, nie pozwól, aby pani Małgorzata transzowała gęsi.Wiem, że ona chce zaofiarować swoje usługi w tym kierunku, bo myśli, że ty tego nie potrafisz.Tymczasem pokaż jej, co umiesz.— Powinno mi się to udać.Studiowałem ten temat w ostatnich miesiącach — powiedział Gilbert.— Tylko nic nie mów do mnie wówczas, bo jak mi się pomiesza porządek krajania, to wyjdzie gorsza historia aniżeli u ciebie niegdyś ż geometrią.Gilbert pokrajał gęsi cudownie.Nawet pani Małgorzata musiała to przyznać.Pierwsza Wigilia Bożego Narodzenia udała się nadzwyczajnie i Ania z tego powodu była bardzo dumna.Wesoło bawiono się do późnej nocy.Po skończonej kolacji wszyscy zebrali się dokoła kominka, a kapitan opowiadał swoje przygody aż do chwili, kiedy czerwone promienie wschodzącego słońca pierwsze brzaski rzuciły na Przystań Czterech Wiatrów, a długie, błękitne cienie topoli padły na żwir pokrywający drogę.— Muszę wracać do mej latarni — powiedział kapitan — i dziękuję za cudowny wieczór, pani Blythe.Niech pani przyprowadzi do mnie młodego pana Tadzia, zanim wyjedzie do domu.— Muszę koniecznie zobaczyć te kamienne bogi — z zapałem powiedział Tadzio.XVI.Sylwestrowy wieczór w latarni morskiejCałe towarzystwo z Zielonego Wzgórza powróciło po Bożym Narodzeniu do domu, przy czym Maryla solennie musiała obiecać, że na wiosnę przyjedzie na cały miesiąc.Przed Nowym Rokiem spadł obfity śnieg.Port zamarzł, zatoka jednak rozciągająca się poza pokrytymi białym całunem polami wciąż wolna jeszcze była od lodów.Ostatni dzień starego roku był jednym z tych jasnych, zimnych dni grudniowych, które uderzają nas swym blaskiem i wywołują uczucie podziwu, ale nigdy miłości.Niebo było czyste i błękitne.Śnieg migotał niby brylanty.Cudownie wyglądały wysokie drzewa, wyciągając ku niebu swe nagie ramiona.Kryształowymi pociskami odbijały się na wzgórzach promienie słońca.Nawet cienie były ostre, sztywne i wyraźne, jakimi nie powinny być
[ Pobierz całość w formacie PDF ]