Podstrony
- Strona startowa
- Brust Steven Vald Taltos 04 Taltos
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Brust Steven Vald Taltos 05 Feniks
- Brust Steven Vald Taltos 03 Teckla
- [2]Erikson Steven Bramy Domu Umarlych
- Brust Steven Jhereg (SCAN dal 866)
- [3 1]Erikson Steven Wspomnien Cien przeszlosci
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Abercrombie Joe Ostateczny argument krolow (CzP)
- Jan Potocki Rekopis znaleziony w Sragossie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tohuwabohu.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najlepszego, z tej zielonej butelki.Bethesda spełniła polecenie dość niechętnie; niespiesznie wstała ze swojego miejsca za kolumną perystylu i wolnym krokiem udała się do kuchni, poruszając się z gracją rozwijającego się kwiatu.Lucjusz patrzył za nią, przełykając z trudem ślinę.– Bardzo piękną masz niewolnicę – wyszeptał.– Dziękuję, Lucjuszu Klaudiuszu.Miałem nadzieję, że nie zacznie nalegać, abym mu ją sprzedał, jak to czyni większość moich zamożnych klientów; płonną, jak się zaraz okazało.– Pewnie byś nie zechciał.– zaczął.– Niestety, nie.– Ale ja chcę powiedzieć.– Prędzej bym ci sprzedał moje nadprogramowe żebro.– No tak.– mruknął, po czym zmarszczył mięsiste czoło.– Co powiedziałeś?– Och, nic takiego.Takie bzdurne wyrażenie, które przejąłem od Bethesdy.Według jej przodków po mieczu pierwsza kobieta powstała z żebra wyjętego z pierwszego mężczyzny przez ich boga zwanego Jehową.Dlatego właśnie niektórzy z nas mają jakby dodatkowe żebro, bez odpowiednika po drugiej stronie.– Poważnie? – Lucjusz zaczął się macać po żebrach, ale był chyba zbyt tłusty, by którekolwiek wyczuć pod palcami.Pociągnąłem łyk wina, kryjąc uśmiech.Bethesda opowiadała mi wiele razy hebrajską historię o stworzeniu ludzi.Za każdym razem łapię się za bok i wydaję bolesny jęk, aż oboje wybuchamy śmiechem.Uważam to za bardzo dziwną legendę, ale nie dziwniejszą od opowieści jej matki o egipskich bogach z głowami szakali czy byków i o krokodylach spacerujących na tylnych łapach.Jeśli jest choć trochę prawdziwa, to ten hebrajski bóg jest godzien szacunku; nawet Jowisz nie może rościć sobie praw autorskich do tworu choć w połowie tak doskonałego jak Bethesda.W końcu uznałem, że poświęciłem wystarczająco dużo czasu na przełamywanie lodów.– Powiedz mi, Lucjuszu Klaudiuszu, co cię trapi?– Weźmiesz mnie za głupca.– zaczął.– Z pewnością nie – wtrąciłem przekonany, że pewnie tak właśnie będzie.– Cóż.To było przedwczoraj.a może dwa dni temu? W każdym razie na drugi dzień po idach majowych, tego jestem pewien.– Jeśli tak, to istotnie owo nie nazwane jeszcze przez ciebie zdarzenie nastąpiło dwa dni temu.Bethesda wysunęła się z domu i stanęła w cieniu portyku, czekając na mój znak.Pokręciłem głową, każąc jej zostać na miejscu.Kolejny kubek wina mógł rozluźnić Lucjuszowi język, ale w głowie szumiało mu już wystarczająco.– Cóż więc zaszło tego szczególnego dnia?– Akurat byłem w tej okolicy.nie tu na Eskwilinie, ale u jego podnóża, w Suburze.– Subura to fascynująca dzielnica – powiedziałem, starając się sobie wyobrazić, czym jej brudne uliczki mogły przyciągać człowieka, który zapewne mieszka w wielkiej willi na Palatynie.Przychodziły mi na myśl tylko szulernie, tawerny, domy rozpusty i zbóje do wynajęcia.– Widzisz, nie mam zbyt wielu zajęć.– Lucjusz westchnął ciężko.– Nigdy nie miałem głowy do polityki ani interesów, jak inni członkowie mojej rodziny.Na Forum czuję się bezużyteczny.Próbowałem życia na wsi, ale rolnik też ze mnie żaden.Krowy i zbiory mnie serdecznie nudzą.Nie lubię też przyjmować gości; obcy ludzie na kolacji, wszyscy dwa razy mądrzejsi ode mnie, a ja mam ich zabawiać.Tyle z tym zachodu.Jak widzisz, szybko i łatwo ulegam nudzie.– Słucham, słucham.– Kiwnąłem głową, tłumiąc ziewnięcie.– No więc włóczę się często po mieście.Raz idę do term, poprzyglądać się starcom grzejącym kości w ciepłych źródłach, kiedy indziej na Pole Marsowe, popatrzeć na ćwiczenia wyścigowych rydwanów.Chodzę nad Tyber na targi ryb, bydła i zamorskich towarów.Lubię patrzeć, jak ludzie pracują, jak się krzątają wokół własnych spraw z taką determinacją.Tu kobieta wykłóca się z przekupniami, tam majster pokrzykuje na murarzy, dziewczyny przesiadujące w oknach lupanarów zatrzaskują okiennice na widok zmierzającej w ich stronę grupy podochoconych gladiatorów.Wszyscy są tacy żywi, wyraziści, konkretni, tacy.no, przeciwieństwo znudzonych.Rozumiesz mnie, Gordianusie?– Chyba tak, Lucjuszu Klaudiuszu.– A zatem rozumiesz także, dlaczego uwielbiam Suburę.Cóż to za dzielnica! Aż pulsuje, niemal pachnie namiętnością.Zatłoczone kamienice, dziwne wonie, cały ludzki teatr! Kręte i wąskie uliczki, mroczne alejki, płynące z pięter odgłosy kłótni, śmiechu, miłości.To tajemnicze miejsce pełne życia!– W nędzy nie ma nic tajemniczego – zauważyłem.– Ależ jest! – upierał się Lucjusz.Może dla ciebie, pomyślałem, na głos mówiąc:– Opowiedz mi zatem o swojej przygodzie sprzed dwóch dni.– Oczywiście.Ale zdaje się, że posłałeś dziewczynę po wino?Klasnąłem w dłonie.Bethesda wychynęła z cienia.Jej długie, czarne włosy zalśniły w słońcu.Lucjusz jakby nie mógł podnieść na nią wzroku, kiedy nalewała mu wino.Wypił spory łyk, uśmiechnął się z zażenowaniem i gorliwie pokiwał głową w geście pochwały dla mojego najlepszego, jak powiedziałem, trunku, jakiego by zapewne nie podał nawet swoim niewolnikom.– Tego ranka, bardzo wcześnie, szedłem sobie jedną z bocznych uliczek, gwiżdżąc jakąś melodyjkę i popatrując na wyrastające wszędzie spomiędzy bruku najróżniejsze wiosenne młode pędy, źdźbła i kwiatki.Piękno znajdziesz nawet wśród takiego ubóstwa, pomyślałem i zacząłem rozważać napisanie o tym wiersza, choć poezja nie jest moją mocną stroną.– I wtedy coś się stało? – ponagliłem go.– O, tak.Jakiś mężczyzna krzyknął do mnie z okna na drugim piętrze kamienicy: „Obywatelu, proszę cię, przyjdź tu szybko! Umiera człowiek!” Zawahałem się.W końcu mógł próbować mnie zwabić do budynku, żeby obrabować, albo jeszcze gorzej, a ja nie wziąłem ze sobą niewolnika do ochrony.Lubię włóczyć się samopas.Po chwili obok niego pokazał się drugi i powiedział: „Obywatelu, potrzebna jest nam twoja pomoc.Umiera młody człowiek i chce wyrazić ostatnią wolę.Potrzeba do tego siedmiu świadków, a mamy sześciu.Pomożesz nam?” No i poszedłem na górę.Nieczęsto bywam komukolwiek potrzebny.Jak mógłbym odmówić? Mieszkanie okazało się całkiem ładnie umeblowane, wcale nie brudne ani podejrzane.W jednym pokoju na łóżku leżał ktoś owinięty w koc, jęczący i rozdygotany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]