Podstrony
- Strona startowa
- Gabriela Zapolska KaÂœka Kariatyda
- Zbigniew Nienacki Raz w roku w Skiroławkach
- Andrzej Pilipiuk Czarownik Iwanow (2)
- Robert Cialdini Wywieranie wplywu na ludzi. Teoria i praktyka
- Trocki Lew Moje życie
- Przerwa Tetmajer Kazimierz Na skalnym Podhalu
- Graham Masterton Studnie piekiel
- Bolesław Prus Lalka
- alle (5)
- Alistair MacLean Goodbye
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkodnikowo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektóry śmieli się, inni krzywili znacząco.Kaśka uczuła, że zejść tymludziom z drogi musi i że iść powinna.Ale gdzie? dokąd?133Policja zrobiła swoje.Zapewne, wzięła kobietę robiącą burdy i zamknęła ją dla poprawy wciemnej izbie, dając za pożywienie cuchnącą wodę i chleb twardy.Po czym wyrzucono winowaj-czynię na ulicę, a na pożegnanie dano tęgiego kułaka i posłano na nią jedno słowo dla wzmocnieniai utrwalenia w dobrym: Aajdaczka!Słowo to brzmiało dokoła jej głowy, wciskało się natrętnie w uszy i pozostawało w niej uparcie.Uczuła się bardzo spodloną i sponiewieraną tą pierwszą publiczną chłostą, jaką otrzymała.Spoj-rzenia przechodniów dopełniały reszty.Nie miała nawet chustki, aby ukryć swe potargane włosy,zlepione krwią, która się zimną wodą zmyć nie dała.Z wnętrza szynku wychodzili lub wchodzili bezustannie mężczyzni, kobiety, dzieci, niosąc zesobą pragnienie rozpusty, pijaństwa, zniżenia się do rzędu bydląt.Ten i ów potrącił Kaśkę, nazy-wając pijaczką.Ona kurczyła się coraz bardziej, nie mając siły powstać i pójść dalej.Ale i dotego została zmuszoną.Szynkarz, wyszedłszy przez próg swego sklepu, dostrzegł siedzącą na ziemi kobietę.Zbliżył sięku niej i nakazał jej ostro, aby wstała i nie zawalała wejścia porządnym gościom.Przebijając się przez tłumy, skierowała się w bardziej opuszczoną i mniej zaludnioną dzielnicęmiasta.Z początku szła szybko, gromadząc w sobie resztki silnej woli i energii, powoli przecieżsiły ją opuściły i nogi zaczęły uginać się pod ciężarem korpusu.Wlokła się więc wzdłuż nędznychdomostw, na progu których siedziały wybladłe kobiety lub nędznie odżywiane dzieci.Tu nikt sięjuż nie dziwił obszarpanej dziewczynie.Była to jedna nędzarka więcej.Czemuż się dziwić miano?Powoli zmrok zamienił się w ciemną noc, która chłonęła w siebie resztki słonecznych blasków.Kaśka upadła ze znużenia przed drzwiami jakiejś brudnej szynkowni i tak przesiedziała długąchwilę.Odurzająca woń prostej, ordynarnej wódki wybuchała z drzwi otwartych.Kaśka przez sa-mo wciąganie tego zapachu uczuła się pijaną; skurczona w bezkształtną masę, kryła się w cieniu,doznając dziwnego uczucia, jakby nagłego zmniejszenia się, zejścia do wieku dziecięcego.Chciałapłakać i skarżyć się jak małe dziecię i tulić zbolałą głowę do jakiejś przychylnej piersi.Każdyczłowiek, przechodzący ciężkie chwile, ma takie pragnienie.Najbardziej zahartowane natury upa-dają czasem pod brzemieniem niedoli, a kobieta, choćby miała najwspanialszy tors i najsilniejszyszkielet, nie stanowi pod tym względem wyjątku.Ponieważ Kaśka nie mogła od razu uczynić zadość żądaniu szynkarza, kilka uderzeń oraz ener-giczne kopnięcie nogą zmusiły ją do powstania.Drżąc cała, skierowała się ku rogatce, której wyso-ko podniesiona bariera widniała już z daleka w mdławym świetle latarni.Powoli przebyła tę drogę iwydostała się na pola, ciągnące się wzdłuż miejskich wałów.Odetchnęła swobodnie, nie widzącludzi, i powlokła się w stronę Ogrodu Inwalidów.Po czym zwróciła się w bok i idąc wciąż krętymiścieżkami, znalazła się w krzakach pokrywających stromy brzeg Wysokiej Góry.Ciemno już było zupełnie.W gęstwinie trzeszczały suche gałęzie pod ostrożnie stawianymi sto-pami.Szepty, urywane słowa, niekiedy przekleństwa, wydobywały się z szczelnie posplatanychgałęzi, okrytych nocnymi cieniami.U stóp góry miasto połyskiwało tysiącem świateł, strzelając wgórę czarną masą wież lub krzyżów.Gdzieniegdzie, na stromym stoku góry, bielał jeszcze śniegnie roztopiony, a gęsto ustawione pnie drzew tworzyły miejscami formalne kryjówki, zasnute bez-listnymi jeszcze krzakami.Wilgoć i przenikliwe zimno wydzielało się jeszcze z tej ziemi rozmo-kłej, nie ogrzanej promieniami słońca.A przecież co chwila Kaśka potykała się o jakąś istotę ludz-ką, przytuloną do wilgotnej ziemi, drżącą w podartych łachmanach, skurczoną pod pniem drzewa.Czasem była to większa grupa ludzi, szeptających między sobą, naradzających się wśród tej nocnejciszy nad sposobami zdobycia może.kęsa chleba.Pomiędzy drzewami błąkały się postacie kobie-ce, schylone, obszarpane, straszne w swym zbydlęceniu, ohydne, niegodne miana kobiety.Od cza-su do czasu przeciągał patrol, złożony z kilku zaspanych żołnierzy.Patrol ten był ślepy i głuchy nato, co się dokoła niego działo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]