Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Chmielewska Joanna Lesio
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ich pole leży najniżej.- Kiedy dojdzie? - spytałem.- Zależy od deszczu.Jeśli ustanie, może i nie wyleje.Ale wciąż pada i za tydzień woda wystąpi z brzegów.- Kiedy wylała ostatni raz?- Trzy lata temu, ale na wiosnę.Jesienią od dawna nie było powodzi.Chciałem go o wszystko wypytać, lecz widziałem, że dziadek nie chce o tym rozmawiać.Przez chwilę patrzył na rzekę, wsłuchiwał się w szum, potem wrócił do samochodu i pojechaliśmy do domu.- Teraz nad strumień - rzucił.Polne drogi były bardzo błotniste, dlatego uruchomił traktor i wyjechaliśmy z podwórza, czując na sobie zaciekawione spojrzenia Spruillów i Meksykanów.W niedzielę nigdy nie jeździliśmy ciągnikiem.Pewnie myśleli, że Eli Chandler chce pracować w święto.Strumień też się zmienił.Czyściutkiej wody, w której tak bardzo lubiła kąpać się Tally, już nie było.Zniknęły też chłodne strumyczki szemrzące między głazami i starymi pniakami.Siler’s Creek był teraz dużo szerszy i niósł do rzeki mętną, błotnistą wodę.Wysiedliśmy i podeszliśmy do brzegu.- To on nas zalewa - powiedział dziadek.- Nie rzeka.Tu jest niżej i kiedy występuje z brzegów, woda spływa prosto na nasze pola.Woda wciąż płynęła trzy metry niżej, w głębokim, bezpiecznym żlebie, który musiał powstać przed dziesiątkami lat.Wydawało się niemożliwe, żeby się przelała.- Myśli dziadek, że wyleje? - spytałem.Myślał bardzo długo, a może nie myślał wcale.Patrzył na strumień i patrzył, wreszcie rzekł:- Nie.Wszystko będzie dobrze.- Nie zabrzmiało to zbyt przekonująco.Na zachodzie zagrzmiało.W poniedziałek wczesnym rankiem wszedłem do kuchni i zastałem tam dziadka, który pił kawę i majstrował przy radiu.Próbował złapać radiostację w Little Rock, żeby posłuchać prognozy pogody.Babcia smażyła bekon.W domu było zimno, ale od rozgrzanej patelni i od zapachu bekonu od razu zrobiło mi się cieplej.Tata podał mi starą flanelową koszulę, którą odziedziczyłem po Rickym, i niechętnie ją włożyłem.- Dziadku, będziemy dzisiaj zbierać? - spytałem.- Zaraz zobaczymy - mruknął, nie odrywając wzroku od radia.- Czy w nocy padało?Babcia pocałowała mnie w czoło.- Tak, lało - odrzekła.- A teraz idźcie po jajka.Ganek, schodki, podwórze - szedłem za tatą, dopóki nie zobaczyłem czegoś, co mnie zmroziło.Stanąłem jak wryty.Słońce dopiero co wzeszło, ale światło było całkiem dobre.Nie, nie miałem żadnych omamów.- Tam - wykrztusiłem, wyciągając rękę.Tato szedł do kurnika i wyprzedzał mnie o dziesięć kroków.- Co się stało? - rzucił przez ramię.Pod dębem, w miejscu, gdzie przez całe moje życie dziadek zostawiał pikapa, były tylko puste koleiny.Pikap zniknął.- Samochód - powiedziałem.Tata podszedł do mnie powoli i długo patrzyliśmy na koleiny.Pikap stał tam od niepamiętnych czasów, od zawsze, tak samo jak dęby czy szopa na narzędzia.Widzieliśmy go codziennie, nie zdając sobie sprawy, że go widzimy, gdyż zawsze tam był.Tata bez słowa zawrócił.Wszedł przez ganek do kuchni i spytał:- Gdzie jest nasz pikap?Dziadzio rozpaczliwie wsłuchiwał się w dobiegające z radia trzaski.Babcia zamarła i przekrzywiła głowę, jakby nie dosłyszała pytania.Dziadek wyłączył radio.- Co mówisz? - rzucił.- Nie ma pikapu - powiedział tata.Dziadek spojrzał na babcię, która patrzyła na tatę.Potem wszyscy spojrzeli na mnie, jakbym znowu zrobił coś złego.W tej samej chwili do kuchni weszła mama i wszyscy razem wymaszerowaliśmy rzędem z domu, żeby popatrzeć na błotniste koleiny.Przeszukaliśmy całą farmę, jakby pikap mógł sam przejechać w inne miejsce.- Zaparkowałem tutaj - powiedział z niedowierzaniem dziadek.Oczywiście, że tutaj.Nigdy w życiu nie zostawił samochodu gdzie indziej.Z oddali dobiegł nas głos pana Spruilla:- Tally!- Ktoś zabrał nasz samochód - wymamrotała cichutko babcia.- Gdzie są kluczyki? - spytał tata.- Koło radia, jak zawsze - odparł Dziadzio.Na końcu kuchennego stołu stała mała cynowa miska, do której zawsze wrzucano kluczyki.Tato poszedł sprawdzić.Wrócił bardzo szybko.- Nie ma - powiedział.- Tally! - krzyknął pan Spruill, tym razem głośniej.W ich obozowisku zapanowało dziwne ożywienie.W stronę werandy szła szybko jego żona.Kiedy zobaczyła, że stoimy na ganku, podbiegła do nas i powiedziała:- Tally zniknęła.Nie możemy jej nigdzie znaleźć.Niebawem dołączyli do niej pozostali Spruillowie i przed gankiem doszło do dwurodzinnego zgromadzenia.Tata zawiadomił ich, że zginął nam pikap, a oni, że zginęła im córka.- Czy ona umie prowadzić? - spytał dziadek.- Nie - odrzekła pani Spruill, co jeszcze bardziej skomplikowało sprawę.Zapadło głuche milczenie, bo wszyscy pogrążyli się w zadumie.- Czy to możliwe, żeby Hank wrócił? - myślał głośno dziadek.- Wrócił i zabrał nam samochód?- Hank by niczego nie ukradł - odparł pan Spruill z gniewem i zakłopotaniem w głosie.W tym momencie wszystko zdawało się zarówno możliwie, jak i zupełnie nieprawdopodobne.- Hank jest już w domu - dodała pani Spruill ze łzami w oczach.Chciałem krzyknąć: „Hank nie żyje!”, a potem uciec do domu i schować się pod łóżko.Ci biedni ludzie nie wiedzieli, że ich syn już nigdy nie wróci do domu.Tajemnica jego śmierci była zbyt ciężka, bym mógł dźwigać ją samotnie.Stanąłem za mamą.Mama nachyliła się do taty i szepnęła:- Sprawdź, co z Kowbojem.- Powiedziałem jej o Kowboju i o Tally, dlatego wiedziała więcej niż reszta.Tata myślał chwilę i spojrzał w stronę stodoły.Za jego wzrokiem poszedł Dziadzio, babcia i w końcu wszyscy pozostali.Powoli szedł ku nam Miguel.Szedł niespiesznie, zostawiając ślady w mokrej trawie.W ręku ściskał brudny słomkowy kapelusz i odniosłem wrażenie, że chyba nie chce z nami rozmawiać.- Dzień dobry - pozdrowił go dziadek, jakby był to zwyczajny ranek zwyczajnego dnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]