Podstrony
- Strona startowa
- Apulejusz z Madaury Apologia
- Farland Dav
- Hardy Thomas Tessa d'Urberville
- Brown Dan Anioly i demony (2)
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- ARONSON&WILSON&AKERT Psychologia Społeczna
- Fagyas Maria Porucznik diabla (2)
- Joanna Chmielewska (Nie)boszczyk Maz (2)
- Zimmer Bradley Marion Dom swiatow
- Edward Griffin World Without Cancer The Story of Vitamin B17
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ugrzesia.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkiego tego, wedle obrządku, z godziwą wstrze-mięzliwością dochowałem.Tak nadszedł dzień stawiennictwa mego przed boskie oblicze.Chylące się ku zachodowi słońce wiodło za sobą wieczór.Teraz zaczęły napływać ze-wsząd tłumy pobożnych, aby mnie jak tego stary obrządek wymagał uczcić również po-darkami.Potem wszystkich profanów precz usunąwszy wziął mnie kapłan surową lnianąszatą okrytego za rękę i zawiódł w głąb samego przybytku świętego.Czytelniku życzliwy! Spytasz może z pewnym niepokojem, co następnie słyszałem, co zemną robiono?Powiedziałbym gdyby ml powiedzieć się godziło; dowiedziałbyś się, gdyby tobie słu-chać tego było wolno.Ale tak samo winne byłyby płochej ciekawości uszy, co by słuchały,jak wargi, co by mówiły.Ale już nie będę długo trapił twej ciekawości, co może z religijnegopragnienia pochodzi.Słuchaj tedy, lecz wiedz, że są to słowa prawdy:Do granicy śmierci doszedłem i progów Prozerpiny dotknąłem.a wróciłem przez bezdniewszystkich żywiołów.W głębokiej nocy widziałem słońce ślepiącym blaskiem jaśniejące,patrzyłem w oczy potęgom piekielnym i niebieskim potęgom i do stóp ich czołem uderzy-łem50.Usłyszałeś tedy, ale choć-eś usłyszał, trzeba, abyś nie rozumiał.A teraz wam opowiem, co nastąpiło potem, a co jeszcze bez świętokradztwa można poję-ciu profanów zawierzyć.[24] Gdy nastał ranek, a ja byłem po ukończeniu nabożeństwa, odziano mnie dwunastomaświętymi sukniami kapłańskimi; strój to był obrzędowy wielce, ale nic mi o nim mówić niezakazuje, ponieważ wtedy już patrzył na mnie tłum obecnych.Tak kazano mi wstąpić napodwyższenie drewniane w samym środku świętej nawy, naprzeciw posągu bogini ustawione.Wprzód jeszcze okryto mnie kwiecistą szatą z byssusu; z barków opadała mi na plecy aż popięty kosztowna chlamida.Z której strony było na mnie popatrzeć, byłem okryty wizerunka-mi zwierząt, różnymi barwy wyobrażonych z tej strony indyjskimi smokami, z tamtej gry-fami hiperborejskimi, potworami, które skrzydlate jak ptaki zrodził świat jakiś inny.Tęsuknię kapłani zowią szatą olimpijską.W prawicy pochodnię trzymałem rozpaloną, na głowiezaś piękny wieniec z jasnych liści palmowych, co jak promienie ją otaczały.Kiedym tak stał ustrojony niby posąg słońca, odsunięto nagle zasłony, a ja ukazałem sięoczom tłumu.Następnie obchodziliśmy w radości wielkiej te jakoby urodziny wtajemniczonego,święciliśmy je miłą ucztą i pełną wesołości i dowcipu zabawą.Takie same ceremonie religij-ne obchodzone były przez trzy dni i przez trzy dni powtarzała się biesiada na ich cześć;wszystko to należało do obrzędu wtajemniczenia.Przebywałem tam jeszcze potem kilka dni, zobowiązany nie dającym się wypłacić doboro-dziejstwem bogini i napawający się niewypowiedzianą rozkoszą płynącą z wpatrywania się wjej posąg.Ale wreszcie wypłaciwszy się jej kornymi podzięki nie tak wprawdzie, jak by50Opis przejścia przez żywioły i potęgi piekielne i niebieskie jest jedyną w starożytności wzmianką o tej czę-ści obrządków misteryjnych.127należało, ale tak przynajmniej, jak mnie stać było na jej własne zlecenie do drogi powrotnej,do domu i tak zresztą spóznionej wielce gotować się zacząłem.I, zaiste, ledwie się od niejtym sercem gorącym oderwać zdołałem.Na końcu upadłem przed jej posągiem na twarz icałując długo jej stopy, tak się wśród łez, wśród szlochań częstych, co mi mowę przerywały isłowa tłumiły, tak się do niej modliłem:[25] O ty, święta i wieczna rodzaju człowieczego opiekunko, ty, co swą szczodrą opiekąśmiertelnych zawsze otaczasz i słodkie matki współczucie masz dla niedoli nieszczęśliwych!Nie masz dnia ani nocy, ani chwili nawet najdrobniejszej, która by twych dobrodziejstw byłapróżna.Ty ludzi na lądach i morzach osłaniasz, burze ich życia zażegnywasz i dłoń im zbaw-czą podajesz, tę dłoń, którą rozplątujesz wątki przez Los nierozwikłalnie zdawałoby się poplątane, która uciszasz huragany, jakie naszczuwa Dola, i która unieszkodliwiasz gwiazdzgubne obroty.Czczą cię niebianie, czołem przed tobą biją mieszkańcy podziemia.Ty dajeszruch światu, jasność słońcu, pod twoją dłonią układa się wszechświat, pod twoją stopą legaTartar.Na twój to głos odpowiadają gwiazdy, na jego zawołanie powracają korowody cza-sów, od niego zależy bogów wesele, przed nim korzą się żywioły.Na twój rozkaz dmą wia-try, czerpią karmę chmury, kiełkują nasiona, pną się w górę latorośle.Przed majestatem twymdrżą powietrzne ptaki, bestie w ostępach górskich, węże pełzające po ziemi i morskie potwo-ry.Za przyziemny jest duch mój, by cię wychwalić zdolił za nędzna ma ojcowizna, bym cięuczcić mógł ofiarami, jakie ci należne, ani mi starczy słów, bym opowiedział, co przed twymmajestatem odczuwam, aniby mi nie starczyło na to tysiąc ust i tyleż języków, i nie kończącasię, niewyczerpana struga wymowy.A przeto mi ino troską będzie, co jedynie człekowi po-bożnemu, lecz ubogiemu być może: abym wiecznie zachował w serca tajnikach najgłębszychboskie twe oblicza i majestat największy i aby wiecznie mi one były przytomne.Takie modły zaniósłszy do najwyższego bóstwa uściskałem kapłana Mitrasa, jego, co mijuż jak ojciec był bliski, i długo w jego ramionach leżałem, błagając go wśród pocałunków oprzebaczenie, że mu się nie mogę tak odwdzięczyć za jego dobrodziejstwa, jak one tego były-by godne.[26] Wreszcie, długo się jeszcze tą rozmową wielu słów podzięki pełną zabawiwszy, roz-łączyłem się z nim, za czym nie minęło już czasu małowiele, a wyruszyłem wprost do ojczy-zny i domu mego, wreszcie je ujrzeć pragnący.Ale tu już po dniach kilku uczułem tchnienie woli potężnej bogini; spakowawszy tedy corychlej manatki wsiadłem na okręt i ruszyłem do Rzymu.Cało doniosły mnie tam pomyślnewiatry, tak że nader prędko dobiłem do portu Augusta, skąd szybkim wózkiem dostałem siędo tego świętego miasta.Było to w wigilię Idów grudniowych.W Rzymie codziennym mym najmilszym zajęciem było składać modły gorące królew-skiemu majestatowi Izydy, którą z przydomkiem Polnej pochodzącym od położenia jejświątyni na Polu Marsowym wielce tu czczono.Byłem też jej czcicielem wytrwałym i choćw tej świątyni świeżym przychodniem, to w kulcie jej przecież zadomowionym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]