Podstrony
- Strona startowa
- Żšdło Leszek Tajemne Moce Umyslu
- Biale kwiaty Norw
- (25) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Skarby wikingów tom 1
- Seth Vikram Pretendent do ręki
- Dav
- eBooks.PL.AutoCad.2005. (3)
- Susan C. W. Abbotson Critical Companion to Arthur Mi
- Alvarez Julia Czas Motyli
- Zelazny Roger Imie moje legion
- Hobb Skrytobójca 3 Wyprawa Skrytobójcy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkodnikowo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma nadzieję widocznie, że połączą nas zrękowiny.Powiedział, że musi mnie mieć, choćbymu przyszło rapt popełnić.Istotnie! nie jestem tu mimo służby bezpieczną.Ale na razie niema do tego powodu.On wierzy, że zgodziłam się milcząc należeć do niego, choć wie, żedawniej odstręczałam go niechęcią i daje mi to do zrozumienia, a ja nie przeczę.Zrozumiesz więc waszmość mówiła jeszcze, że zależy mi, by w domu tym gwałtu niebyło i wszystko odbywało się jak najspokojniej.Waszmość opowie mi znowu pózniej to, cowie, ale ninie proszę, żebyś się nie pokazywał.Zrobię to wyjątkowo dziś dla naszej dawnejprzyjazni, że pod jakimkolwiek pozorem odprawię starościca zaraz po obiedzie.Zaprowadziła go i ukazała mu stół na dwoje nakryty.Potem kazała dla niego nakryć w po-koju, w którym mieszkał niegdyś, od strony ogrodu. Gdybyś się waszmość znudził, proszę wyjść; będę się starać, by mój gość nie przecho-dził tędy.Mam nadzieję, że nie będę go dzisiaj u siebie trzymała długo.Na moście zadzwoniła kolaska. Otóż i on powiedziała.Odeszła.Piotr pozostał sam z całą burzą myśli i zazdrości.Ujrzał nagle, jak szczęście po-częło mu się wymykać z rąk.Miłość jego wzrosła w wymarzeniu i tęsknocie, szalał więc te-raz pragnieniem odebrania jej, jakkolwiek, przez rozbudzenie w niej pamięci, choćby przezrapt, przez zabicie tamtego.Zostawiono go tutaj myślom, które wszystkie wołały: Czemuśwówczas nie przyjechał? Wtedy jeszcze twoją była.Czyliś tego we wzroku jej nie czytał? Chwytała go zawiść, że tamten siedzi teraz blisko niej, dotyka się może czasem szat, patrzyna nią jak na swoją, a wszakże ona jego jest Hellburga.Wymarzył ją sobie w snach i miło-ścią przystroił, jak koroną.Miłością najszczytniejszą, najpełniejszą nieba.Wszakże przybyłtutaj życie całe rzucić jej do stóp.Zrywało go, by wybiec ku tamtemu.Oderwać go od niej, wyzwać na pałasze, ale nie uczy-nił tego, okazał się posłusznym, bo ona tak zechciała.Była w niej siła, której się lękał, lękałsię, bo wiedział, że ona tedy może mu powiedzieć, że już niema wyboru, że ona wybrała tamtego!33Siedział więc, milcząc, przy oknie, a służba przynosiła mu i odnosiła potrawy, nie rozu-miejąc, co mu jest, dlaczego na nie nawet nie patrzy.Minął tak dłuższy czas, kiedy Ondyna przyszła do niego na chwilę.Przepraszała, że musina nią czekać i odeszła.Minęła potem znowu może godzina, a może dwie, gdy znowu zoba-czył ją przed sobą.Stanęła przed nim w sukni białej i rzekła: Starościc odjechał.Miałam niemało kłopotu, by mu to wytłumaczyć, że dłużej dzisiajbyć nie może.A teraz możemy iść z waszmością.Wdziała szubkę futrem białych lisów podbitą.Spytał, czy nie mogą odbyć wspólnie wy-cieczki ku morzu? Zgodziła się.Wyjechali.Opowiedziała wówczas, jak powstał jej stosunekze starościcem.Po śmierci ojca czekała jeszcze przez czas pewien przyjazdu Piotra.Czekałago całem upragnieniem, całą wiarą, że przybędzie.Schodziły jej jeden za drugim dnie szare,jesienne, łkające wiatrem i tęsknotą, aż w końcu zrozumiała, że wszystko stracone. Dziś mogę to powiedzieć Waszmości.Począł przyjeżdżać do nas pan Sieniatycki.Lęka-łam się go, ale nigdzie nie miałam oparcia i obrony.Tomasz nie mógł mnie bronić, bo z sio-strą jego odbył zrękowiny, a zresztą sam nie wierzył w miłość do mnie Waćpana. Gdyby ciękochał, toby był przyjechał.Chciałam pisać sama do Waszmości.Ale bałam się trafić naniechętnych.Na pierwszą wiadomość, którą posłałam, nie dostałam wszakże żadnej odpo-wiedzi.Trwożna uciekałam przed tamtym, bo ogarniał mnie lęk już nie o siebie, ale o duszę.O tę zagadkową duszę, której często sama w sobie nie rozumiem.Ustąpiłam mu, gdyż miokazał wolę silną.Dziś już tak jest, jakbym jego miała być na zawsze.A zresztą.Wszakokazał mi tyle miłości.Słuchał jej.Same słowa jej już koiły go i pieściły jak muzyka.Zdawało mu się, że znowuoddycha piersią pełną, a przecież nie dowiedział się nic pocieszającego.Jechali we dwoje ku skałom na morskiem wybrzeżu.W lesie sosnowym ostatnie okiście śniegu wisiały na gałęziach jeszcze, ciekąc perłami.Dzień dłuższy był już, więc o tej porze jasny, lecz skłaniał się ku zachodowi.Nagle Piotra wstrząsnął straszny lęk: %7łali Waćpanna była już u niego?A ona odparła dumnie: Nawet ręce moje nie były jeszcze przy niczyich ustach prócz Waszmości!Opowiadał jej dalej, jak jej pragnie.Przypomniał jej te dnie, które tutaj spędzili razem,dzień po dniu, chwila po chwili.%7łe pragnie jej dzisiaj jak życia, jak słońca, że powinna daro-wać i wybaczyć.Ale oczy jej odpowiadały mu: Zapózno! zapózno!Przybyli nad morze i ujrzeli ową skałę, na której pół roku temu siedzieli wszyscy razem,on z nią, Tomasz ze starościanką, we czworo.Morze kłębiło się czarne i burzliwe.Zmieniłosię wszystko, nawet krajobraz dokoła.A jednak do Piotra zdawały się wracać wszystkieostatnie dzwięki melodji, gdy więc uwiązawszy konie, przyszli na miejsce, ukląkł przy towa-rzyszce i głowę położył w jej dłonie.Ona spoglądała na niego zagadkowa i milcząca, ale przecież nie usunęła rąk, bo uczuła, żewilgotnieją od jego łez.Zapomnieli się w ciszy i w milczeniu.Tymczasem z pól doleciało krakanie żałosne ptastwa.Podniosła się i rzekła: Czas nam jechać!Odwiązali konie, on podtrzymał jej strzemię, a postać jej wybiegła lekko ku górze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]