Podstrony
- Strona startowa
- Kraszewski Józef Ignacy Cale życie biedna
- Cyceron Mowy
- Appian z Aleksandrii Historia Rzymska XIII XVII
- Know your Enemy Robert Henry Williams
- Pamietnik p.Hanki Dolega Mostowicz
- excel 2002 formulas ebook
- Feist Raymond E Mistrz magii
- Steele Allen Skycan
- Faulkner William Azyl
- Jan Lam Pan komisarz wojenny
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- protectorklub.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozczochrany pluł jadem pod drzwiami sterowni.Wydłubującym facetom trzęsły się ręce.W chwili kiedy czarny bandzior przyniósł potworny, katowski topór do wyrąbania drzwi, resztki cementu odpadły i mechanizm zadziałał.Rozczochrany wpadł do sterowni i pierwsze, co stwierdził, to to, że mostek stoi, a szlaban leży, co niezbicie wskazywały obie wajchy.Zaskoczyło go to tak, że na chwilę znieruchomiał.Otrzeźwił go mały, który wpadł zaraz za nim z okrzykiem:— Nie ma jej!!! W basenie jest pusto!!!— Patrz! — zawołał na to rozczochrany tragicznie.— Co to znaczy?— Przejechała i otworzyła potem — odparł mały nieco bez sensu.— Przejechała, a jakiś kretyn zamknął za nią!!! Gdzie jest to bydlę, co wczoraj miało służbę?!!!W chwilę potem panowała już zupełna sodoma i gomora.Wczorajszy wartownik ze sterowni klęcząc i szlochając przysięgał na wszystkie świętości wszystkich wyznań, ze świętym kamieniem z Mekki włącznie, że ani na moment nie opuścił posterunku aż do chwili, kiedy wyszedł definitywnie i zamknął za sobą drzwi na klucz.Było to już po naszym odjeździe do jaskini hazardu.Wartownicy z tarasu nie mniej kategorycznie zaświadczali, że wróciłam zwyczajnie helikopterem, w ich oczach weszłam do domu i już nie wychodziłam.Helikoptery donosiły przez radio, że nic nie widzą.Tłusty spod Kurytyby donosił to samo.Rozczochrany wpadł w szał.O szóstej wieczorem parę osób z personelu wyższej rangi miało wybite zęby i podfonarzone ślipia.Personel niższej rangi w całości dostał po pysku.Następnie zaś zrobiono naradę.Helikoptery cały czas krążyły nad okolicą, trzymając się głównie drogi.W wyniku narady polecono im nieco zboczyć.— Do miasta nie pojechała — powiedział stanowczo mały, nalewając sobie wzmacniającego płynu.— Nasi ludzie mieli oko na drogę, zbadałem to.Tamtędy samochód nie jechał.— Jeśli ruszyła w nocy, to teraz może leżeć w każdej rozpadlinie — powiedział z furią ten z oczami.— Niech zejdą jak najniżej, niech patrzą!— Pożaru nie było, więc samochód się nie spalił.— rozważał rozczochrany.— Przeszkody były normalnie ustawione.Jeśli ten osioł nie łże, to nie mogła przejechać.Ja wam powiem.Ona zabrała samochód dla pozoru, zostawiła byle gdzie, a uciekła inaczej!— Jak?! — zdumieli się wszyscy trzej.— Poszła w góry.Zwyczajnie poszła w góry jak ostatnia idiotka.Na własne oczy widziałem, jak robiła przygotowania, znalazła sobie linę!— Wzięła młotek i messel — powiedział tłusty ze zgrozą.— Przy mnie wzięła, mówiła o tej rzeźbie!— Nonsens! Poszła w góry licząc, że łatwo się schowa.Daleko nie zajdzie, kłopot w tym, żeby ją znaleźć żywą.Niech natychmiast wszyscy ludzie idą szukać śladów.We wszystkie strony! Podwozić helikopterami, niech schodzą i szukają, ale już!!! Może tam gdzieś zdycha!…— A może wodą…? — spytał niepewnie mały.— Bzdura, wody się bała panicznie.— Mogła udawać.— Mogła.Ale nie udawała, że się topi w basenie, bo nie mogła wiedzieć, że ją ktoś widzi.Krzyczała absolutnie autentycznie.Antonio bez powodu by nie skakał.Widział, jak wypływała.Ona się rzeczywiście boi wody.— A poza tym obie motorówki stoją w przystani — dodał tłusty zmartwionym głosem.Już było prawie ciemno, kiedy metodycznie szukający personel znalazł jaguara.Chwilowy triumf rozczochranego szybko uległ zmniejszeniu na skutek trudności dokonywania poszukiwań po ciemku.Helikoptery, świecąc reflektorami, nadal krążyły beznadziejnie.Nigdzie nie było po mnie śladu ni popiołu.Nazajutrz po bezsennie spędzonej nocy tłusty, osobiście wracając z kolejno penetrowanego terenu, spojrzał w dół i przetarł oczy.— Zawróć — powiedział do pilota.— Zejdź niżej nad zatokę.Przez chwilę patrzył, jakby nie wierząc własnym oczom, przetarł je ponownie i powiedział do mikrofonu:— Kto wypłynął jachtem? Odbiór.— Jakim jachtem? — wysyczał rozczochrany, sądząc, że z niewyspania źle słyszy.— Odbiór.— Jachtem z zatoki.Naszym jachtem,"Stella di Mare".Odbiór.— Nie rozumiem, powtórz.Odbiór.— Do diabła, w zatoce nie ma jachtu! Pytam, kto wypłynął, odbiór!— Jak to nie ma, odbiór?! Nikt nie wypłynął, odbiór.Fernando jest tutaj, co to znaczy, odbiór?!— Ukradła jacht!!! — wrzasnął tłusty z niebotyczną zgrozą.— Odbiór!!!To, co usłyszał w odpowiedzi, było niewątpliwie najpiękniejszym, międzynarodowym zestawem słów, nie nadających się do publikacji.W parę minut potem, a było to już w południe, cały zespół zjeżdżał windą do korytarza, prowadzącego ku zatoczce.Grobowe milczenie panowało aż do chwili, kiedy okazało się, że drzwi nie można otworzyć.Potem milczenie zamieniło się w coś zupełnie kontrastowego.Czternaście osób kolejno przelazło na czworakach obok palmy z widokiem na Europę, po czym zlazło po żelaznej drabince
[ Pobierz całość w formacie PDF ]