Podstrony
- Strona startowa
- McDevitt Jack Brzegi zapomnianego morza
- Haldeman Joe i Jack Nie Ma Ciemnosci
- Curtis Jack Parlament kruków
- Higgins Jack Nieublagany wrog
- Haldeman Joe i Jack Nie Ma Ciemnosci (2)
- London Jack Ksiezycowa Dolina
- McCammon Robert R Godzina wilka (SCAN dal 860)
- Cortazar Julio Gra w klasy (2)
- Reymont Chlopi IV (2)
- Wen Chu Chen, Grace J. Yoo Encyclopedia of Asian American Issues Today (2 volumes) (2009)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kuchniabreni.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo wszystko Gedemondas był jedynym sensownym miejscem na trasie jejucieczki; ona nigdy nie popadała w panikę, nigdy nie dawała za wygraną i nigdynie robiła niczego bez celu.Jedynym połączeniem lądowym pomiędzy Ecundo i Wuckl była trzystupięć-dziesięciopięciokilometrowa granica z rozciągniętym wzdłuż niej skutecznym,elektrycznym ogrodzeniem.Zaczął od krańca południowo-wschodniego.Posuwałsię po lądzie i w powietrzu wzdłuż granicy, szukając jakichkolwiek śladów, któremogłyby wskazywać na jej przekroczenie.W pobliżu granicy mieszkało niewieluWuckli; nie miał im tego za złe, bo znał obrzydliwe usposobienie ich sąsiadów iich brutalne maniery przy stole.Raptem, nieco dalej niż w połowie drogi, Renard zauważył, że na sporej po-łaci urządzono park krajobrazowy z rezerwatem dzikiej przyrody oraz że w lesieznajduje się niewielki kompleks zabudowań.Tuż przed nim stała stacja transfor-matorów, która zasilała prądem i monitorowała następny kilometr ogrodzenia.Dotej pory przy każdej się zatrzymywał i rozmawiał z osobliwymi istotami, które jeobsługiwały, wszystko na próżno.Nagle spostrzegł Wuckla, wychodzącego ze stacji transformatorowej, to byłajedna z około dwudziestu pozbawionych obsługi, więc zniżył się, aby przeprowa-dzić kolejną rozmowę.Dziób tego Wuckla, jak to u nich bywa, rozdziawił się na wszystkie czterystrony, a głowa kiwała się tam i z powrotem.Wprawił go w zdumienie widoklatającego konia, który obniżył lot i wylądował.Renard szybko zeskoczył z siodła i stanąwszy na dwóch cienkich, kozich no-gach, podszedł do Wuckla.Wuckl gapił się ze zdziwieniem. Dzień dobry i tobie odparł nieco niepewnie.Popatrzył na Domaru zmieszaniną zachwytu i lęku. Odbyłem daleką i długą podróż, szukając kogoś, kto wygląda o tak po-wiedział Renard, wyciągając fotografię Mavry Chang, dostarczoną przez Ortegę.Wuckl wziął ją do ręki i obejrzał, raptownie podniecony.Renard domyślił się,że to podniecenie i zdenerwowanie,! choć wydawało się, że dostał konwulsji.106 O co chodzi? zapytał zaniepokojony. Widziałeś ją? D.dwoje takich wyjąkał Toug. Jakieś dziesięć, sześć dni temu.Przyniosłem ich z miejsca, gdzie przedzierali się przez ogrodzenie.Renard poczuł zdenerwowanie i podniecenie. Oni.oni nie zostali zabici, prawda?Głowa Wuckla zatoczyła koło, co znaczyło: nie. Zabrałem ich do gajowego. Sprawiał wrażenie zmieszanego. Twier-dzisz, że oni nie.nie b.byli zwierzętami?Renarda nagle opadły złe przeczucia. Byli ludzmi.Jedynie pod inną postacią. O, rety! wydusił z siebie Toug i niemal wyszeptał: Chodzmy lepiejjak najszybciej do gajowego.Renard złapał lejce Domaru i podążył za zaniepokojonym stworzeniem, nie-pewny, jak wyjaśnić strapienie Wuckla, jednakże przeczuwał coś niepomyślnego.Reakcja Touga była niczym w porównaniu z zachowaniem gajowego, który,po wysłuchaniu całej historii, uzmysłowił sobie, co uczynił. Nie tknąłem mózgów powiedział im z pewną ulgą. Jeśli nie byłotrwałej szkody od porażenia prądem, skutki kuracji aklimatyzacyjnej ustąpią pokilku dniach, posłużyła ona głównie ustanowieniu zwierzęcych czynności rutyno-wych i zmianie nabytych wzorów zachowania. Czy to jest odwracalne? zapytał przestraszony Renard.Gajowy zastanowił się. W większym lub mniejszym stopniu tak.Dokładna dokumentacja foto-graficzna albo kilka dobrych rysunków i przypuszczam, że tak.Jednakże nie ide-alnie.Wydaje mi się, że zależeć to będzie od nich.Renard pogodził się z tym i współczuł gajowemu.Zwiat był, ogromny i dotego zawiły, a Wuckl żył w wielkiej izolacji.Weterynarz wydawał się wciąż prze-pełniony poczuciem winy. Tak mi przykro nie przestawał powtarzać. Ja po prostu nie wiedzia-łem.Postanowili, że gajowy telefonicznie porozumie się z rezerwatem miejskim,by utorować mu drogę.To wtedy Wuckl dowiedział się po raz pierwszy, że jegodwa okazy uciekły. Można się było tego spodziewać westchnął. Mnie też nie podobałobysię zamknięcie w takim miejscu.Proszę! Tutaj jest mapa, która zaprowadzi ciędo rezerwatu, gdzie możesz rozpocząć poszukiwania.Wiadomość o nich zostałajuż umieszczona we wszystkich gazetach.Trzeba będzie dodać informację, że sąistotami czującymi, na wypadek gdyby wpadli w ręce innego opiekuna.Na pewnozostaną odszukani!Renard wątpił w to. Jak do tej pory szczęście wam nie dopisało zauważył.107 Szukano przecież dwóch nieszkodliwych zwierząt! odparował gajo-wy. Teraz poszukiwania staną się bardziej intensywne.Pokiwał głową, mimo wszystko bardziej wierząc w umiejętności MavryChang niż w pełnych dobrej woli, lecz nieświadomych Wuckli. Jeśliby zostali odnalezieni, prześlijcie wiadomość do ambasadora Ulik wStrefie Ortegi powiedział. A potem dostarczcie ich do Wrót tak szybko, jakto tylko możliwe.Instrukcje zanotowano i Renard opuścił przedziwne stworzenie.Wciąż nie ro-zumiał, jak to było możliwe, by gajowy dokonał tak olbrzymiej pracy, dysponująctak skromnymi urządzeniami.Kiedy zbliżył się do Domaru, padł na niego olbrzymi cień.Poczuł nagłą ner-wowość, gwałtownie wzrósł jego ładunek elektryczny, zawrócił i spojrzał do góry.Yaxa opadała niemal na jego głowę.Dysponując teraz pełnym napięciem, wyciągnął rękę, by odeprzeć spodziewa-ny atak, lecz Yaxa zatrzepotała skrzydłami, wzbiła się lekko i zawołała: Zaczekaj! Chwilowo nie jesteśmy wrogami!Renard zawahał się, lecz utrzymał pełny ładunek.Nie wiedział, do czego na-prawdę zdolne są Yaxy.Ulepione były zł twardej gliny, prowadziły wojnę i wyszłyz tego cało.Jeśliby mógł wybierać, mając własne zdrowie na względzie, wolałbyraczej żyć z nimi w zgodzie, niż z nimi walczyć.Yaxa przysiadła! pomiędzy nim i pegazem Domaru, który spłoszył się i obser-wował podejrzliwie przybysza. Ty jesteś Yaxą, o której mówiła mi załoga Kupca Toorinu.Szukasz MavryChang domyślił się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]