Podstrony
- Strona startowa
- Chalker Jack L Swiaty Rombu Charon Smok u wrot
- Chalker Jack L Swiaty Rombu Lilith Waz w trawie
- Chalker Jack L Swiaty Rombu Meduza Tygrys w opalach
- Chalker Jack L Polnoc przy studni dusz (SCAN d
- Chalker Jack L Swiaty Rombu Cerber Wilk w owczarni
- Chalker Jack L. Zmierzch przy Studni Dusz
- Chalker Jack L Polnoc przy studni dusz
- Marcello Simoni Zaginiona biblioteka alchemika
- Wilk Marek Hlasko
- Laurens Stephanie Czarna Kobra 03 Zuchwała narzeczona(1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Więc dlaczego przyszedł komuś do głowy dopiero teraz?- Do cholery, Guerney! Nie mam pojęcia! - parsknął nieco za głośno, doczego przyczynił się zapewne wypity alkohol.Ludzie przy sąsiednich stolikachzaczęli spoglądać na nich ciekawie i Meadows się zaczerwienił.- Być może Ame-rykanie planują rozpętanie wojny.- Aha - mruknął Simon.- Wtedy wszystko by pasowało, a w każdym raziepomysł zablokowania na krótko Gorącej Linii.- Sam widzisz.- Arthur uśmiechnął się krzywo, ale zaraz spoważniał.- Tak,to miałoby ręce i nogi.Podeszła do nich kelnerka i położyła rachunek na stoliku, dokładnie pośrodkumiędzy dwoma mężczyznami.Meadows poprosił o jeszcze jedną porcję brandy.Kelnerka zabrała puste naczynia oraz rachunek i po chwili przyniosła pełny kieli-szek.Na rachunku widniała poprawiona suma.%7ładen z nich się nie odzywałprzez jakiś czas.Arthur pił brandy małymi łyczkami i obracał kieliszek w pal-cach.Wyglądał na zawstydzonego i poniżonego.Nagle uniósł głowę, jakby pora-ziła go jakaś myśl.- O co chodzi? - zapytał Guerney.- Przypomniałeś sobie jeszcze o czymś?- Nic takiego.Chłopak za żadne skarby nie zgodzi się na współpracę, całyten plan można spisać na straty.- Czyżby?- Wszystko na to wskazuje.Posłuchaj, Guerney - dodał szybko, zniżając głos- powiedziałem ci całą prawdę.Spoglądał na niego z takim wyrazem twarzy, jakby za chwilę miał się zalaćłzami.- Dlaczego właśnie teraz? - Simon powtórzył pytanie.- Dlaczego?- Już ci mówiłem, że nie wiem - syknął tamten.- Do cholery! Nie mam poję-cia!- Czy na pewno planują wszczęcie działań wojennych? Jesteś pewien, Arthu-rze, iż właśnie to jest przyczyną? Czyżby przygotowali już plany jakiejś lokalnejrozgrywki w Europie, która miałaby się odbyć w najbliższej przyszłości?Meadows zrobił żałosną minę.Rozchylił usta, a rumieniec wywołany alkoho-lem i kłopotliwą sytuacją znacznie się pogłębił.Trwało to jednak tylko parę288sekund.Szybko się opanował i powtórzył spokojnie:- Nie wiem.Wycedził te słowa głośnym szeptem, jak gdyby paliły go w usta.Alan wskazał Pauli jej pokój.Oprowadził ją szybko po wszystkich pomiesz-czeniach na piętrze i zostawił samą, żeby mogła się rozpakować.Dziewczyna rozejrzała się po niewielkiej, ale dość przyjemnie urządzonej sy-pialni.Przez świetlik wbudowany w spadzisty dach wpadało światło słoneczne,tworząc na przeciwległej ścianie wielką jasną plamę.Paula zaczęła rozwieszaćsukienki w szafie, ale szybko ją to znudziło.Do diabła, pomyślała i odstawiławalizkę pod ścianę.Smuga światła ze świetlika przykuła jej uwagę, toteż wyciągnęła się na łóżku,wystawiając twarz na działanie promieni słonecznych.Ciekawa była, czy Gin-sberg relacjonuje teraz koledze wydarzenia na lotnisku.W gruncie rzeczy na toliczyła, chciała bowiem, aby dwaj mężczyzni od początku wiedzieli, kto w tymtowarzystwie jest najważniejszy.Przyleciała do Londynu, aby wykonać konkret-ne zadanie, ale miała też zamiar skrzętnie wykorzystać wolny czas.Nic jej nieobchodziło, czy strażnicy będą musieli za nią biegać, czy skakać przez płoty.Uśmiechnęła się i zamknęła oczy, śledząc barwne plamy przesuwające się podpowiekami.Zaraz jednak spoważniała i powolnym ruchem przytknęła palce doskroni, jakby chwycił ją niespodziewanie dokuczliwy ból głowy.Wyprężyła sięna łóżku, w skupieniu podświadomie napinając mięśnie, a po chwili zrobiła zdu-mioną minę.- Co takiego? - szepnęła.Kiedy mniej więcej po piętnastu minutach zeszła na dół, zastała obu agentóww kuchni.Alan kroił surowe mięso na kawałki, które wrzucał do dwóch dużych,aluminiowych misek.Pete siedział na brzegu stołu, trzymając w ręku puszkę pi-wa.Kiedy Paula stanęła w drzwiach, zsunął się pospiesznie na podłogę i podszedłdo lodówki.- Napijesz się piwa? - zapytał.- Może być.289Dziewczyna szybko otworzyła puszkę; ruchem ręki podziękowała za propo-nowaną jej szklankę.- Wiesz co? - odezwał się Pete z uśmiechem satysfakcji na ustach.- Omówi-liśmy sposób na umożliwienie ci gry w pokera.Alan zna odpowiednie miejsce.- To świetnie.Ginsberg uniósł puszkę w toaście, jakby na cześć dokonanego odkrycia.Mimoszerokiego uśmiechu sprawiał wrażenie zakłopotanego.Widocznie opowiedziałjuż Alanowi o bałaganie na parkingu lotniska Heathrow, pomyślała Paula, i terazżaden z nich nie za bardzo wie, jak powinni się zachować.Anglik skończył porcjowanie mięsa i zaczął myć ręce nad zlewem.- Podoba ci się pokój? - zapytał.- Bardzo miły.- Pociągnęła łyk piwa i poprosiła: - Opowiedzcie mi o tymchłopaku, który mieszkał tam poprzednio
[ Pobierz całość w formacie PDF ]