Podstrony
- Strona startowa
- Foster Alan Dean Tran ky ky Czas na potop
- SCARROW, Alex TIME RIDERS 2 Czas drapieżników
- Caine Rachel Czas Wygnania 02 Nieznana
- Philip K. Dick Czas poza czasem
- Andrzej Sapkowski Czas Pogardy
- Alvarez Julia Czas Motyli
- Jablonski Miroslaw P Czas wodnika (2)
- Grisham John Czas zabijania
- Jablonski Miroslaw P Czas wodnika (3)
- Adobe.Illustrator.PL.Podrecznik.uzytkownika
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- protectorklub.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paskudnie się czuję.Nie wiem, co to jest.Aeb mnie boli i każdakość.- Graziella, cały czas plecami oparta o drzwi, powoli osunęła się na ziemię.Jej oczybyły teraz dziwnie zamglone.- Ona jest chora - powiedziała któraś ze starszych kobiet.- Na pewno ma gorączkę.- Mamy tutaj przecież tak wiele sanitariuszek - przypomniała sobie Lola - jazda,Felicja, obejrzyj Graziellę i powiedz, co jej jest.- Nie mam pojęcia o takich rzeczach - odparła Felicja, która w lazarecie, kuprzerażeniu siostry Pauli, z trudem odróżniała ranę postrzałową od ukłucia pchły.Jakaś innakobieta podeszła do Grazielli, skarżącej się na mdłości, ból głowy i łamanie w kościach.Kobieta miała zatroskany wyraz twarzy, kiedy podniosła głowę.- Mogę się mylić - powiedziała - ale wydaje mi się, że to początek tyfusu.W baraku zapanowało milczenie pełne przerażenia.Lola opadła ciężko na łóżko.- Wiedziałam, że tak będzie! Ta dziwka musiała wreszcie coś złapać, no a my tkwimyrazem z nią po uszy w tym świństwie!- To nie jest wina Grazielli - odezwała się kobieta, która ją badała.- Tyfus nie jestprzenoszony przez.przez.no, przez to, co robi Graziella.Jest o wiele bardziejprawdopodobne, że w naszej wodzie do picia albo w jedzeniu są już bakterie tyfusu.Wprzepełnionych obozach zdarza się to często.- A więc niejedna z nas może już być chora? - zapytała przerażona Felicja.- Można założyć, że tak.- Nie wytrzymam tego - stęknęła Lola - nie wytrzymam!Felicja znów zaczęła mechanicznymi ruchami szczotkować włosy Kat.Jej ręce byłylodowato zimne.Mimowolnie przypominała sobie wszystko to, co zapamiętała na temattyfusu: bóle głowy i kości, dreszcze, potem rosnąca gorączka, wysypka, sennośćprzechodząca w delirium, biegunka i wreszcie na końcu może dojść do krwawienia z jelitbądz do zapalenia otrzewnej, na co większość chorych umiera.- Ale nam przecież nic się nie stanie, prawda Felicjo? - spytała Kat.Jej duże, ciemneoczy były pełne przerażenia - było w nich nieme błaganie o jakieś słowa pocieszenia.Felicjazmusiła się do spokoju i odparła z pozorną niedbałością:- Ależ skąd! Jesteśmy silne i zdrowe i nic nam nie będzie.A teraz siedz spokojnie.Twoje włosy są wręcz sfilcowane.Alex Lombard rzucił na ziemię niedopałek papierosa i zadeptał go starannie.Postanowił zobaczyć, co robią żołnierze w jego pułku, a dokładniej - co robi Leo Domberg.Alex miał wrażenie, że Leopolda należało od czasu do czasu podnieść na duchu.W końcu byłz nim spokrewniony, a obaj tkwili w tym samym bagnie.%7łołnierze zostali umieszczeni w dawnej szkole wiejskiej, której dach zostałwprawdzie zniszczony w następstwie uderzenia granatu, ale dolne pomieszczenia nadawałysię do użytku.Niesamowity upał zamienił przepełnione szkolne klasy w śmierdzącepomieszczenia, a chociaż był już wieczór i otwarto wszystkie okna, ulgi nie przynosił choćbynajlżejszy powiew wiatru.Mężczyzni leżeli na łóżkach polowych, albo siedzieli na podłodze;niektórzy spali, inni pisali listy, albo grali w karty.Intensywna woń potu i niemytych ciałniemal uniemożliwiała oddychanie.Głośno brzęczały muchy.Kiedy Alex wszedł do pomieszczenia, sierżant poderwał się, aby złożyć meldunek.Alex machnął ręką i spytał bez żadnych wstępów:- Czy Domberg jest tutaj?- Domberg! - ryknął dowódca kompanii - Domberg! Pan major pyta o ciebie!- Domberga nie ma.- On ma jakąś babę w lazarecie.Pewnie jest u niej.- Domberg jest nieobecny, panie majorze - zameldował szef kompanii.Alex skinąłgłową.- W porządku.- Ale coś go niepokoiło.Leo miał coś tak dziwnego w oczach.Nonsens, co mnie to obchodzi, pomyślał.A jednak, kiedy wyszedł na plac przedszkołą i spotkał młodego porucznika, który chodził tam i z powrotem z bardzo ważną miną,zapytał natychmiast:- Czy widział pan Domberga?- Tak jest, panie majorze.Pół godziny temu.Zdaje się, że poszedł do kościoła.- Dziękuję, poruczniku.Alex w zamyśleniu spojrzał na znajdujący się nieopodal kościół, a raczej na to, co zniego zostało.Nawa była w ruinach, ale ołtarz i zakrystia miały jeszcze ściany i nawet dach.Alex zawahał się.Powinien zostawić Leo w spokoju.Kto idzie do kościoła, pragniesamotności.Nie miał prawa chodzić za Leo.Jednak - ten dziwny niepokój.Wymyślając sobiew myślach od głupców, Alex przeszedł na drugą stronę wiejskiej drogi i wszedł do kościoła.Ktoś ozdobił ołtarz świeżymi kwiatami, przypuszczalnie ktoś ze wsi.Alex dostrzegłstarszą kobietę w czerni, Francuzkę z ciemnymi oczami i ostro zakrzywionym nosem, któraklęczała w pierwszej ławce i właśnie się żegnała.Wstała i popatrzyła na niemieckiego oficeraprzeciągle, a Alex niemal czuł pogardę w jej wzroku.Pogardę, a jednocześnie oskarżenie: tyzniszczyłeś nasz kościół.Ty zająłeś naszą wieś.Ty strzelasz do naszych mężów.Nagle zapytał sam siebie, czy wśród ludzi po takiej wojnie w ogóle będzie możliwejakiekolwiek przebaczenie i pojednanie.Otworzył ciężkie, drewniane drzwi prowadzące do zakrystii.Panował tu zapachrozgrzanych słońcem desek, a promienie zachodzącego słońca, wpadające przez małe oknonie rozpraszały panującego mroku.Na regałach i na starych śpiewnikach, nawet na otwartejBiblii leżała gruba warstwa pyłu.Alex pózniej nie umiał wytłumaczyć, dlaczego szukał Leowłaśnie tu; wydawało mu się, że wszedł do zakrystii, aby uciec przed przenikliwymspojrzeniem starej kobiety w czerni.I wtedy stanął twarzą w twarz z Sarą.Rozpoznali się natychmiast - Sara mieszkała przecież w jego domu w Monachiumprzez dobre trzy miesiące.Jej oczy rozszerzyły się, jak gdyby w przerażeniu, a szczupła twarzpod pielęgniarskim czepkiem stawała się coraz bardziej blada.Na jej policzkach pojawiły sięczerwone plamy i wydawało się, że zacznie krzyczeć.Jednak nie wydała z siebie żadnegodzwięku.A Alex w tym momencie dostrzegł Leo - w cywilnym ubraniu.Troje ludzi w małym pomieszczeniu patrzyło na siebie w milczeniu i przez sekundęsłychać było tylko monotonne brzęczenie jakiejś muchy.Nieznośną ciszę przerwał w końcu Alex, który nie od razu pojął to, co zobaczył.Jednak wreszcie zrozumiał, a wtedy wyraz przerażenia na twarzy Sary stał się dla niegooczywisty.- Ubierz natychmiast mundur, Leo! - odezwał się ostro.- Panie majorze.- Do diabła z majorem! Jesteśmy przyjaciółmi.Leo, ubierz mundur!- Nie.- Ubierz mundur, a ja zapomnę, co widziałem.- Nie ubiorę munduru, panie majorze.Nigdy więcej.Chyba będzie pan mnie musiałzastrzelić.Proszę nie mieć skrupułów tylko dlatego, że jesteśmy w kościele.W gruncie rzeczyto to samo, co w okopie.Bogu nie sprawi to żadnej różnicy.- Nie opowiadaj głupstw! Nie mam zamiaru cię zastrzelić, chcę, żebyś był rozsądny.- A czy to, co dzieje się tam, w okopach, ma coś wspólnego z rozsądkiem? - zapytałLeo.Alex postąpił krok do przodu i chwycił go za ramię.- Leo, jeden Bóg wie, że nie musisz mnie przekonywać co do sensu i bezsensu tejwojny.Ale uwierz mi, że to, co zamierzasz, to szaleństwo.Złapią cię i przyprowadzą zpowrotem, a za dezercję w czasie wojny jest kara śmierci!- Za życie też jest kara śmierci.A więc po co się denerwować?- Przestań dzielić włos na czworo.Jesteś zbyt młody na to, aby postawili cię gdzieś oszarym świcie pod ścianą i rozstrzelali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]