Podstrony
- Strona startowa
- chmielowski benedykt nowe ateny (3)
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)
- J.Chmielewska Jeden kierunek ru
- J. Chmielewska Wielkie zaslugi
- Sw. Jan od Krzyza DZIELA WSZY
- Pattison Eliot Mantra czaszki
- Jordan Robert Wielkie Polowanie
- Jordan Robert Oko swiata cz 2
- Andrzejewski Jerzy Lad serca (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już ja dobrze wiem.kto tam mieszka i byle kto po nocy nie będzie z wizytą przyłaził!Bożenka rzuciło.— A to się jeszcze pokaże, kto tu jest byle kto! Znalazła się stróżka…!Dwie damy były godne siebie nawzajem.Awantura rozwinęłaby się niewątpliwie znacznie wspanialej, gdyby nie to, że nadjechał autobus pani Bogusi, zmuszając ja do ustąpienia z placu boju.Bożenka pozostała, w pierwszej chwili pełna triumfu, w drugiej zaś potężniej rozwścieczona, bo niczego się nie dowiedziała.Zaraz potem coś jej błysnęło.Gest pani Bogusi, wskazujący kierunek, nie został powstrzymany dostatecznie szybko, Bożenka go dostrzegła.Było to wprawdzie tylko wrażenie, ale lepsze wrażenie niż nic.Podążyła w tamtą stronę.Kiedy wreszcie znalazła się pod domem Chlupa, nie mając pojęcia, iż osiągnęła upragniony cel, dochodziła już dwunasta.Zatrzymała się.niepewna, bliska rezygnacji, gapiąc się na ciemną budowlę, w której świeciło się chyba jakieś jedno okno gdzieś z drugiej strony, bo nikły blask padał na drzewo.Usłyszała nadjeżdżający samochód, obejrzała się, zeszła z jezdni na dziurawy chodnik, potknęła się i przytrzymała ogrodzenia.Po czym stała się świadkiem całego spektaklu.Samochód zatrzymał się kawałek dalej, prawie przed następnym domem.Wysiadły z niego dwie osoby, facet i dziewczyna, facet niósł wielką torbę.Wrócili do budynku, przed którym tkwiła, jakoś ostrożnie, na paluszkach, coś szeptali do siebie, zamiast zbliżyć się do drzwi, zniknęli za węgłem.Bożence wydało się to podejrzane.Ruszyła przed siebie i przeszła kilkanaście kroków, ze zwyczajnej ciekawości chcąc zobaczyć, co oni tam robią.Znów się zatrzymała.Od tamtej strony rzeczywiście świeciło jedno okno.Dziewczyna pochyliła się, zgarnęła z ziemi garstkę kamyków i rzuciła nimi w ów jasny prostokąt.Bożenka zdążyła pomyśleć, że pewnie zbyt późno wraca ze źle widzianej randki i chce się dostać do domu jakoś nieznacznie, nie budząc rodziny.Głupia, powinna była wziąć klucz.I ten facet też frajer, sterczy na widoku, gdyby miał rozum, już by się zmył, a ona niech sama wchodzi…W oświetlonym oknie stanęła jakaś sylwetka, co można było poznać po zmianie cieni.Dały się słyszeć szepty, słów ze swojego miejsca nie mogła rozpoznać, szemrało i tyle.Porozumieli się zapewne, bo obie osoby wyłoniły się zza narożnika i wtopiły w cień czegoś jakby szopy, przystawionej do budynku.Bożenka nadal stała i czekała nie wiadomo na co.W ciemnościach nie była widoczna.Po bardzo długim czasie szopa się odrobinę rozjaśniła, ktoś tam zapewne włączył małą żaróweczkę.osoby wcale nie weszły do domu.tylko wciąż szeptały między sobą i wyglądało na to, że dobił do nich ktoś jeszcze.Oczywiście ów z okna.Bezsensowna jakaś scena…Trwało to krótko, kilka minut, nie więcej niż trzy.Po czym jedna osoba, dziewczyna, wybiegła z szopy i podążyła do ustawionego przed domem sąsiada samochodu równie ostrożnie, jak przedtem.W jednym oknie od strony ulicy zapaliło się słabe światło, jakby nocnej lampki.W chwilę potem wybiegł facet, nie miał już torby, musiał ją zostawić tamtemu trzeciemu.Dziwactwo niepojęte, przecież oni się najwyraźniej w świecie zakradali, sitwę mieli z kimś w domu, gdyby coś wynieśli, sprawa byłaby zrozumiała, złodzieje, podwędzili łup.ale oni przeciwnie, coś przynieśli i zostawili.Niewątpliwie też trefny chłam, bo po cóż by to czynili tak konspiracyjnie? Ciekawe, swoją drogą, co to za jakaś machloja…W pewnym stopniu Bożenka znała życie.Orientowała się.że wszelka wiedza jest użyteczna, a już szczególnie wiedza o nielegalnych ludzkich poczynaniach.Co jej szkodziło przyjrzeć się temu bliżej?Poruszyła się.też ostrożnie, tamten samochód odjechał, popatrzyła za nim, żałując, że nie zdążyła dostrzec jego numeru.Ale przecież tu chyba również stał samochód…? W szopie, w słabiutkim oświetleniu, które zresztą już znikło, zamajaczyła jej jakby karoseria…Na górze od frontu błysnęło światłem jeszcze jedno okno, ale nie zwróciła na to uwagi.Podeszła do owej otwartej szopy, mimochodem stwierdzając, że wszystko to razem jest ogrodzone jakoś strasznie głupio.Siatka z tylu, owszem, od ulicy też i nawet ma furtkę, ale szopa swobodnie dostępna, jeśli znajduje się tam wejście do domu, po co im w ogóle jakiekolwiek ogrodzenie? Każdy złodziej przy zdrowych zmysłach wchodziłby przecież przez szopę, a nie jawnie, od frontu i od ulicy.Pomyleni ludzie.Z bliska stwierdziła, że owszem, dobrze widziała, w szopie stał samochód.Przyjrzała mu się.W ciemnościach niewiele mogła zobaczyć, nie miała przy sobie latarki, ale zapałki owszem, razem z eleganckimi papierosami, bo czasem dobrze było zapalić, jak takie wampy na filmach.Wyciągnęła pudełko.Pozostały w nim tylko trzy zapałki.Rozsądnie pomyślała, że świecić będą krótko, przez ten czas nie zdąży zapamiętać wszystkich liter i cyfr, przygotowała sobie zatem coś do pisania.Ołówek do brwi i skasowany już bilet autobusowy…Dwie zapałki wystarczyły, żeby zapisać trzy litery i cztery cyfry.WFS 1817.Przy trzeciej stwierdziła markę i kolor, granatowa Skoda Favorit.Dziwne.Przestępca i takim byle czym jeździ, powinien mieć co najmniej mercedesa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]