Podstrony
- Strona startowa
- Russell Elliott Murphy Critical Companion to T. S. Eliot, A Literary Reference to His Life and Work (2007)
- Pattison Eliot Inspektor Shan 05 Modlitwa smoka
- Jacqueline R. Kanovitz Constitutional Law, Twelfth Edition (2010)
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca (3)
- Aldiss Brian W Wiosna Helikonii
- Sapkowski Andrzej Muzykanci (2)
- McCammon Robert R Godzina wilka (SCAN dal 860)
- Tolkien J.R.R Wyprawa (3)
- Marchocki Mikolaj Historia Wojny Moskiewskiej
- Saylor Steven Rzymska krew
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tohuwabohu.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uważa, że to zabawne.- Niebo?- Nie niebo.Niebiosa.Wiecie, jak bóg w niebiosach.Wszyscy kapłani składają mu hołd.Shan podniósł kartkę, wpatrując się w nią z ponurą determinacją.Jednym z gości na podium miał być człowiek, który zatwierdził wypożyczenie kostiumu na opatrzonej pieczęcią Jao metryczce, którą zabrał z muzeum, ten sam, który podpisał notatkę do prokuratora Jao, żeby, jak sądził Shan, choć nie mógł tego udowodnić, zwabić go na śmierć.Wen Li, dyrektor Urzędu do spraw Wyznań.ROZDZIAŁ 18Sungpo nie trwał już w bezruchu.Trzymał na kolanach głowę starca i ocierał ją wilgotną szmatką, czasem przerywając, by włożyć mu do ust ziarenko ryżu.- Próbowaliśmy sprowadzić lekarza - powiedział Shan.Czuł się bezradny.- Lekarza z miasta.- Doktor Sung odmówiła.Kiedy zadzwonił i błagał ją, żeby zmieniła zdanie, przedstawiła setki wymówek.Miała właśnie dyżur.Miała zaplanowaną operację.Nie miała przepustki na wejście do bazy wojskowej.- Powiedzieli wam, prawda? - domyślił się.- Że chodzi o starego lamę?- Dlaczego to miałoby robić jakąś różnicę?- Z powodu tego, co stało się w buddyjskiej szkole.W ciszy, jaka zapadła po tych słowach, zaczął powątpiewać, czy doktor Sung wciąż jeszcze jest na linii.- On jest umierający - tłumaczył błagalnie.- Jeżeli umrze, nigdy już nie zdołamy porozmawiać z Sungpo.Jeżeli umrze, być może ktoś inny zostanie niesłusznie stracony.A mordercy nigdy nie spotka kara.- Mam operację - powtórzyła niemal szeptem.- Proszę mnie nie zbywać wymówkami - odparł Shan.- Proszę po prostu powiedzieć, że nie chcecie.- Nie odpowiedziała.- Tamtego dnia, w waszym gabinecie, coś sobie uświadomiłem - dodał.- Nie jesteście rozgoryczeni do świata, jak chcielibyście wszystkich przekonać.Jesteście rozgoryczeni do siebie samej.Połączenie zostało przerwane.- Rinpocze - odezwał się cicho Shan - mógłbym zdobyć tsampę.Powiedz mi, czego potrzebujesz.- Wymacał puls starca.Był powolny i nikły, niczym szelest piór na lekkim wietrze.Je zamrugał i otworzył oczy.- Niczego nie potrzebuję - powiedział z siłą, która zadawała kłam jego wyglądowi.- Szukam bramy.Znalazłem różne drzwi, ale są zamknięte.Szukam tych, które są dla mnie.- Jeszcze tylko jeden dzień.Pojutrze zaprowadzimy cię do domu.Je coś powiedział, ale zbyt cicho, by Shan mógł to usłyszeć.Zwracał się do Sungpo, który zrozumiał i poprowadził jego dłoń do różańca przy pasku.Je rozpoczął mantrę.Na usilne prośby Shana Jigmemu pozwolono wejść do aresztu.Natychmiast wycofał się w najciemniejszy kąt celi.Kiedy wrócił, miseczka do ryżu była pusta.Shan ruszył w stronę ciemnego kąta.Przez chwilę Jigme stał mu na drodze, spoglądając to na Je, to na Sungpo, wreszcie ustąpił.Zbudował małą kapliczkę, opierając o ścianę dwa kamienne podgłówki i nakrywając je trzecim.Między dolnymi kamieniami leżało kilka ryżowych kulek, szczypce z biurka i drut.Wszystko to spoczywało na kilku małych, lśniąco białych kartkach.Gdy Shan wyciągnął po nie rękę, Jigme ją odtrącił.- Strażnik siedział z nimi przy biurku, kiedy przyszedłem.Śmiał się i pokazywał je Sungpo.Sungpo medytował.Strażnik wrzucił je do celi.Zebrałem je, żeby nikt ich nie zobaczył.Muszę je spalić.Są obraźliwe.Shan odwrócił sztywne kartki.To były zdjęcia.Dwanaście zdjęć przedstawiających trzech różnych mnichów w otoczeniu funkcjonariuszy bezpieki.Z dreszczem zgrozy rozpoznał mnichów z fotografii widzianych w aktach Jao.Każdy z pierwszych trzech członków Piątki z Lhadrung był tematem serii czterech zdjęć.Najpierw stojący między dwoma oficerami podczas procesu.Klęczący na ziemi.Potem z pistoletem wymierzonym z odległości pół metra w potylicę.I wreszcie rozciągnięty na ziemi, martwy, z kałużą krwi wokół głowy.Drżącymi rękoma Shan zebrał zdjęcia na kupkę i włożył do kieszeni.Sungpo znów powiedział coś do Je.Starzec wydał z siebie ochrypły, świszczący śmiech.- On mówi, żebym powiedział komuś, że wkrótce trzeba będzie zacząć - wyjaśnił.Zacząć? W końcu Shan zrozumiał.Zacząć rytuały przejścia dla jego duszy.Oczy starego człowieka przesunęły się ku drzwiom celi i spoczęły niepewnie na Yeshem, po czym ospale ruszyły dalej.- Kiedy pozwalasz jej unosić się swobodnie, ona czasami znajduje własną drogę - mruknął Je, jak gdyby ta myśl mimowolnie spłynęła mu na usta.Jigme kurczowo trzymał się krat, jakby się bał, że jakaś siła porwie go w dal, gdy tylko je puści.- Moglibyśmy go poprosić, żeby zszedł z góry - szepnął do Shana.- Dla tak świętego człowieka może by to zrobił.- Znachor? - zapytał Yeshe.- Znalazłeś znachora?- On jest głodny, ten Koniogłowy - powiedział głucho Jigme.- W porządku, niech mnie pożre.Nie zależy mi.Może wtedy będziesz mógł z nim porozmawiać, może wtedy on pomoże ci ocalić Sungpo.W mgnieniu oka Shan znalazł się przy nim, odciągając go od krat.- Znalazłeś go? Znalazłeś Tamdina?Demon, wyznał w końcu Jigme, spał w jaskini.- Ręki demona już nie było, ale stary człowiek, którego sprowadziliśmy z targowiska, znał się na modlitwach.Z początku przychodzili tylko wieśniacy i pasterze.Ale potem zjawił się ktoś z gór, jak koza zszedł po stoku ścieżką nie szerszą niż dłoń człowieka.Zostawił modlitwę przeciwko ugryzieniom psów, wyrecytował kilka mantr i wspiął się z powrotem na zbocze.Nawet bez starego wiedziałbym, że to sługa Tamdina.One mi to zdradziły.- Kto?- Sępy.Leciały za nim, jakby były oswojone, jak gdyby wiedziały, że on zapewni im świeże mięso.Jigme i Feng ruszyli za sługą Tamdina, przez ponad półtora kilometra wspinając się karkołomnym szlakiem do ślepego wąwozu tuż poniżej szczytu.- Kiedy odszedł z pustym dzbankiem na wodę, wszedłem do środka.Ale Tamdin był w postaci wilka.- Podciągnął nogawkę portek, by pokazać poszarpaną, sączącą się ranę na łydce, otoczoną rzędem nakłuć.- Niech to szlag! Uciekałem jak diabli.- Mógłbyś znaleźć go znowu? - zapytał podniecony Yeshe.Jigme, patrząc na Je, powoli skinął głową.- Niech mnie pożre, jako ofiarę.Wszystko mi jedno.Sungpo znajdzie mnie w następnym życiu.Napełnij mu brzuch, a może z tobą porozmawia.Poproś go, żeby zszedł do doliny, dla Rinpocze.Ale może być już za późno.Ta jaskinia jest wysoko ponad kaplicą Amerykanów.To ciężka wspinaczka.- Nie - wtrącił Shan.- Jest łatwiejsza droga.- Skąd możesz wiedzieć? - zapytał Yeshe.- Bo wiem, skąd przyszedł sługa Tamdina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]