Podstrony
- Strona startowa
- Hume Dav
- Dav
- King Stephen Desperacja (2)
- Markowski Tadeusz Umrzec, aby nie zginac (2)
- Brooke Lauren Heartland 05 Co ma byćÂ, to bćÂdzie
- Adopcja i przywiazanie D.Grey
- Alex Joe Gdzie przykazan brak dziesieciu
- Rafał Krupski Zarządzanie strategiczne. Ujęcie zasobowe 0
- McCaffrey Anne Damia
- Norton Andre Statek plag (SCAN dal 784)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.‒ Przy warsztacie powroźniczym?‒ Dokładnie tam.* * *Szybko pożegnali się z Jorgem Juanem, żeby udać się we wskazanymkierunku.Tak jak im zapowiedział, doszli tylko do kanału badania wy-trzymałości, gdzie przeprowadza się próby kadłubów.Widzieli też, jak innirzemieślnicy puszczają latawce pokryte rozmaitymi tkaninami, żeby zbadaćdziałanie wiatru na żagle.Ale nie udało im się pójść dalej.Zaczynała siętam strefa zagrodzona z kazamatami dla wojska.I napotkany patrol kazałim się wycofać.‒ Nigdy nie widziałem czegoś podobnego ‒ powiedział Paco do Se-bastiána, kiedy wracali.‒ Ale wie pan, co możemy zrobić, jeżeli nie mapan nic przeciwko temu? Pójdziemy po pieniądze za dostarczone liny, za-nim125nam zamkną administrację, potem, dla zabicia czasu, posiedzimy w tawer-nie, wypijemy coś, żeby uczcić wypłatę, bo z pewnością okazja jest dobra,wiadomo, jak trudno wyrwać od nich pieniądze.Poczekamy tak ze dwiegodziny, aż zajdzie słońce.Wtedy skończy się jedna zmiana i spróbujemyodszukać Hermógenesa.Może uda się nam dowiedzieć, gdzie go zakwate-rowali.Tak też zrobili.Po wyjściu z administracji po raz pierwszy od dłuższegoczasu Fonseca miał pokaźną torbę w ręku.‒ Niech jej pan dobrze pilnuje ‒ powiedział Paco, wręczając mu pie-niądze.‒ Trzeba było nieźle się napracować, żeby to zarobić.I z tonu głosu zdradzającego smutek, jeśli nie gorycz, z jakim wypowie-dział te słowa, Sebastián zorientował się, jak wielkie nadzieje pokładałrządca w tej wypłacie.Kiedy zapadł zmierzch, wyszli z tawerny, żeby wrócić do strefy prze-znaczonej na magazyny i zbrojownie.Paco pozdrowił grupę robotników,którzy kończyli właśnie swój dzień pracy i odkładali narzędzia.Co do straży kontrolującej dostęp do ogrodzonego terenu, została onazmniejszona do niewielkiego oddziału.Wystarczyło oddalić się nieco odżołnierzy wchodzących w jego skład, żeby pod osłoną ciemności przejśćprzez płot i ukryć się w pierwszej szopie, jaką znaleźli w tej strefie.W magazynie, do którego weszli, paliło się światło, lampa stojąca nastole.Było to zaimprowizowane biuro.Zastanawiali się, kto może go uży-wać.Nikogo nie było widać.Paco zaczął przeglądać papiery rozrzucone postole i pokazał Sebastiánowi kartę stanu jakiegoś okrętu.Z notatki nakre-ślonej u góry wynikało, że pospiesznie zaopatrywano go w prowiant napolecenie „Tajnej Komisji”.‒ Takie karty tworzy się dla poufnych misji, kiedy nie chce się zdra-dzać celu wyprawy ‒ powiedział Fonseca cichym, ledwie dosłyszalnymgłosem.Ukryto tam wiele innych szczegółów, które byłyby jawne w zwyczaj-nym zleceniu.Ale nie stanowiło to przeszkody dla tak doświadczonego126człowieka jak Paco.Z wykazu sprzętu i innych danych wywnioskował, żechodzi o okręt liniowy wyposażony w siedemdziesiąt cztery działa.‒ To naprawdę wielka jednostka.Załoga takiego okrętu liczy co naj-mniej sześciuset ludzi.Podczas gdy inżynier zachowywał czujność na wypadek, gdyby wróciłlokator tego pomieszczenia, majster przeglądał inwentarz prowiantu i be-czek: pełne wyżywienie załogi, baryłki z wodą, beczki wina, oliwy i octu.‒ Te zapasy starczą im na cztery miesiące bez zawijania do portu.Tylezabiera się na podróż przez ocean.‒ To znaczy, że płyną do Ameryki ‒ stwierdził Fonseca.‒ Zgadza się.Tyle czasu potrzeba, żeby dopłynąć na Tierra Firme.DoPanamy.‒ To najkrótsza droga do Peru.Według wszystkich znaków był to okręt, którym miała płynąć ekspedy-cja Montilli.Ale musieli się upewnić.I w umyśle inżyniera zaczęła kieł-kować pewna myśl.Kiedy przekonali się, że nie ma nikogo na esplanadzie prowadzącej dookrętu, wyszli z magazynu i zbliżyli się do niego z całą ostrożnością, kryjącsię za sprzętami rozłożonymi wzdłuż dziedzińca.Ze swojej kryjówki zdoła-li dostrzec nazwę okrętu, „África”, i jego imponujący profil odcinający sięna tle czerwieniącego się o zachodzie nieba.Rzemieślnicy zakończyli jużswoją pracę, a ci, co teraz znajdowali się na pokładzie, zajęci byli ładowa-niem sprzętu.‒ Lada chwila podniosą kotwice ‒ powiedział Paco.‒ Ładują już ba-gaże.Fonseca wyjął niewielką lunetę, którą miał w kieszeni, i obserwował tenładunek, w miarę jak umieszczano go na drewnianych platformach przy-mocowanych do silnych lin biegnących do kabestanu, który pozwalał pod-nieść je na pokład i wprowadzić do ładowni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]