Podstrony
- Strona startowa
- chmielowski benedykt nowe ateny (3)
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)
- J.Chmielewska Jeden kierunek ru
- J. Chmielewska Wielkie zaslugi
- Bova Ben Zbrodnia (2)
- Pullman Philip Mroczne materi Magiczny noz
- Le Guin Ursula K Opowiesci z Ziemiomorza
- Jan Potocki Rękopis znaleziony w Saragossie
- Weis M., T. Hickman Smoki zimowej nocy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- protectorklub.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W naszym wypadku utajnionymi kompromita-cjami albo.no dobrze, złoczyństwami.Ograniczymy trochę całą imprezę, żeby nabrałacharakteru kameralnego, do odkryć przyczyni się nieszczęśliwa miłość tej, jak jej tam.Malwiny, potem zabijemy Lipczaka. Ale też pod innym nazwiskiem? No pewnie.A potem ten cały Płatek, bo na nim stoimy, spróbuje rąbnąć kogokol-wiek.Kogo wolisz? Tycia, na przykład? Dominika? Malwinę może, co? Za dużo zoba-czyła i odgadła. Kto to jest Malwina? spytał z zainteresowaniem Bartek. Ela odparła ponuro Martusia. U nas ona robi za taką harpię, oszalałą z mi-łości do Marka, który jej wcale nie chce. Zaraz.A Marek, to kto? Jurek.Ale nie musi być kierownikiem redakcji, może mu damy wyższe stanowi-sko, może zastąpi Tycia. A sam Tycio nie może być.? Nie może, za gruby powiedziałam stanowczo. Mnie się takie rzeczy narzu-cają optycznie, w oczach mam Tycia i nie potrafię sama w siebie wmówić, że ktokolwiekoszalał z miłości do niego.Muszę pisać z przekonaniem. To właściwie obrabiacie całą telewizję.? A to z koncepcji jeszcze ci nie wyszło? spytała Martusia zgryzliwie. Na tympolega dowcip, liczymy na to, że kulisy telewizji zyskają szaloną oglądalność.Niby nic,niby kameralnie, niby same ludzkie uczucia. A tu kryminał straszny wpadłam jej w słowa. I od tego ona właśnie jest, bo jej się trupy same pchają w zęby.75 Martusia, zwariowałaś? No dobrze, bardzo cię przepraszam, gdzie indziej.W komputer jej włażą.Bartek, wydawało się, ogólnie zrozumiał.Telewizję, jako taką, znał niezle, a na pew-no lepiej niż ja.Nie robił wrażenia wstrząśniętego. No dobrze, mnie wszystko jedno, z pracy mnie nie wyrzucą, ale Marta.? Złagodzimy, co można uspokoiłam go. I namotam tyle, że nikt do ładu niedojdzie.Aatwo mi przyjdzie, bo sam widzisz, że uparcie mieszam dawne czasy z obec-nymi, więc może najgorsze padnie na nieboszczyków, zgasłych zwyczajnie ze starości.A ona dopilnuje, żebym nie przesadziła i nie trafiła przypadkiem w jakąś prawdziwąaferę, więc może nikt nie rozpozna siebie, i jest szansa, że wszyscy się ucieszą. Daj wam Boże zdrowie zgodził się Bartek, acz lekkie powątpiewanie brzmia-ło w jego głosie. A w ogóle ja pracuję, a od śledztwa są gliny dołożyłam z irytacją. Jeśli zatu-szują wszystko, napiszę następny kryminał o nich.Mogą to traktować jak grozbę karal-ną.Zajęliśmy się własnym zawodem, omówiliśmy szczegóły wnętrz, w których jedneosoby mogłyby podsłuchiwać drugie, sprawdziliśmy to doświadczalnie w moim miesz-kaniu i obydwoje w końcu wyszli, zajęci sobą, nie wiadomo, bardziej służbowo czy pry-watnie.Z wielką nadzieją pomyślałam, że może urok Marty wywrze jakiś pozytywnywpływ na punktualność Bartka.Dopiero po ich wyjściu zauważyłam, że taśmy zostały u mnie, w dodatku jedna kase-ta nawet nie wyciągnięta z pudła wideo, chociaż cofnięta do początku.Wyjęłam ją, się-gnęłam po drugą i zastanowiłam się, gdzie też je umieścić, żeby nie zginęły i żeby je ła-two znalezć.Z doświadczenia wiedziałam, że ilekroć schowam coś tak, żeby łatwo zna-lezć, ginie to potem na wieki, jeśli położę byle gdzie, też ginie i trafia się na to przypad-kiem, spróbowałam zatem pomyśleć bardzo logicznie i rozsądnie.Rozmaitych kaset leżało u mnie zatrzęsienie, proporcjonalnie rzecz biorąc, miałamich prawie tyle co książek, pi razy oko na pięćdziesiąt książek wypadały dwie sztuki.Częściowo było to wszystko przemieszane, ale w zasadzie kasety trzymałam zgrupowa-ne wokół telewizora, no, może z jakimś tam jednym drobnym odstępstwem.Wetknąćdo nich te pożarowe? I co, przegrzebywać potem ten cały chłam, odczytując wszystkienapisy na grzbietach.?W zadumie przeszłam przez całe mieszkanie z kuchnią włącznie, trzymając kasetyw ręku.Przypomniało mi się nagle, że nie schowałam do zamrażalnika kupnych piero-gów z mięsem, a nie pożrę przecież na poczekaniu dwóch opakowań, zaśmiardną misię, nie daj Boże.Schowałam je zatem.Coś mi w tym przeszkadzało, równocześnie za-dzwonił telefon i odezwał się domofon, zwolniłam zamek na dole, bo do drzwi w przed-pokoju miałam bliżej i rzuciłam się na poszukiwanie telefonu.Słuchawka gdzieś mi zgi-76nęła, słyszałam ją, ale nie mogłam dostrzec, podniosłam tę od faksu, chociaż było miz nią niewygodnie, bo miała krótki sznur.Ciągle trzymałam coś w ręku.W telefonie odezwała się Anita. Nie śpisz chyba jeszcze? powiedziała dość beztrosko, czym zwróciła moją uwa-gę na zdumiewająco pózną godzinę. Słuchaj, przypomniałam sobie tego faceta, któ-rego udusili nazajutrz, on chyba miał na imię Stefan?Zaprzeczyłam. O ile sobie przypominam, Antoni.Antoni Lipczak. Nonsens zaprotestowała Anita stanowczo. O Lipczaku nie ma mowy.Stefan,czekaj.Stefan.Takie pasujące nazwisko.Wiem, Trupski! Stefan Trupski.Poczułam się bardzo porządnie skołowana. O Trupskiego pytały mnie gliny, owszem, w życiu o takim nie słyszałam, ale tenw hotelu wedle dokumentów nazywał się Antoni Lipczak.Marta podejrzała, a pan śled-czy potwierdził.Kto to jest ten Trupski? Poważnie miał dokumenty na nazwisko Lipczak? Jak Boga kocham.Dowód, prawo jazdy, karty kredytowe. Coś takiego, to tak się przechrzcił.? Otóż od razu ci powiem, gówno prawda.Jago znałam z takich spotkań dziennikarsko-biznesowych.I mogę ci powiedzieć, że przy-pomniałam go sobie, bo był wścibski jeszcze bardziej niż ja, a z pewnością nachalniej.Wśród elity rządzącej na jego widok wszystkim się gęby krzywiły, nie kochali go zbyt-nio.Ale tolerowali z konieczności, z większością w ogóle był na ty, a od jednego takie-go dowiedziałam się wtedy, że kolekcjonuje cudze tajemnice zgoła maniacko, hobby matakie. Nie miał przypadkiem powiązań z tą rządzącą górą w telewizji? spytałam chci-wie. Pewnie miał, ale raczej pchał się do spółek, giełdy, handlu, do wszystkiego, co bez-pośrednio śmierdziało pieniędzmi.Bo co?Westchnęłam ciężko. Nic.Przez chwilę miałam wielkie nadzieje, ale to już byłby cud. No pewnie, że cud.Nie wymagaj za wiele.Pożyczki między innymi załatwiał, o ilewiem i prywatne, i bankowe, w ogóle różne.W ogóle pchał się wszędzie, ale był odpę-dzany.nie, zle mówię.To odpędzany, to chwytany, rozumiesz, te zdobyte tajemnicesprzedawał.Więc jeden go odganiał, żeby czegoś nie wywęszył, a drugi łapał, żeby ku-pić wywęszone.Sam, osobiście, szantażem się nie zajmował, bo był tchórzliwy z natury,ale jako zródło mógł służyć doskonale.Tyle wiem.I nawet zgaduję, dlaczego się prze-chrzcił.Zdążyłam pomyśleć, że bez względu na nazwisko też się przyda, bo ten nasz drugitrup może być z gatunku węszących.77 Ale czekaj, bo ja w innej sprawie dzwonię ciągnęła Anita. Czy ty nie masz te-lefonu albo faksu tego centrum medycznego od ziół? Bo nie mogę u siebie znalezć. Mam, oczywiście odparłam natychmiast. I nawet tuż obok.Zaraz ci powiem,tylko czekaj, muszę wyciągnąć.moment, odłożę słuchawkę, bo mi ręki brakuje.Jakoś uwolniłam te ręce, sięgnęłam do foliowej torby, gdzie trzymałam wszelkie dyr-dymały medyczne, spośród licznych papierów i przyrządów wyciągnęłam właściwąteczkę, z niej właściwy papier i podałam jej pożądane numery.Anita zawiadomiła mniejeszcze, że jedzie na tydzień do Włoch, oczywiście służbowo, i wyłączyła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]