Podstrony
- Strona startowa
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Dick Philip K Plyncie lzy moje rzekl policjant (2)
- Dick Philip K Plyncie lzy moje rzekl policjant
- Farmer Philip Jose Ciala wiele cial
- Dick Philip K Trzy stygmaty Palmera Eldritcha
- Dick Philip K Trzy stygmaty Palmera Eldritcha (2)
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (2
- Philip K. Dick, Roger Zelazny Deus Irae (2)
- Masterton Graham Zwierciadlo Piekiel (2)
- Suworow Wiktor Alfabet Suworowa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym momencie Lee usłyszał odgłos uderzających skrzydeł.Rybołów, dajmonaGrummana, usadowiła się ponownie na obrzeżu kosza.– Potrafi się tak bardzo oddalić? – spytał zaskoczony, lecz po chwili zapomniał o tymzdarzeniu i zaczął zabezpieczać linę: najpierw mocował ją do pierścienia zawieszenia, potemdo gałęzi; nawet jeśli kosz by się osunął, nie spadłby na ziemię.Potem przerzucił resztę liny i zsunął się po niej (Hester siedziała bezpiecznie przy jegopiersi), aż poczuł pod stopami twardą ziemię.Drzewo – gigantyczny dąb – okazało sięnaprawdę wysokie, a najniższe gałęzie bardzo grube.Lee odetchnął z ulgą i szarpnął linę,dając sygnał Grummanowi, że dotarł.Nagle wydało mu się, że w zgiełku słyszy jakiś szczególny dźwięk, i zacząłnasłuchiwać.Tak, z góry dobiegał łoskot silnika zeppelina, a może nawet kilku.Lee nie miałpojęcia, na jakiej wysokości znajdują się maszyny ani w jakim kierunku lecą.Warkot słychaćbyło przez mniej więcej minutę, później ucichł.Szaman zeskoczył na ziemię.– Słyszał pan? – spytał Lee.– Tak.Sądzę, że lecą w stronę gór.Gratuluję panu bezpiecznego lądowania, Scoresby.– To jeszcze nie koniec naszych zmagań.Przed świtem chciałbym schować gdzieśbalon, w przeciwnym razie zdradzi naszą pozycję z odległości wielu kilometrów.Nadaje siępan do pracy fizycznej, doktorze Grumman?– Proszę mi tylko powiedzieć, co mam robić.– Dobrze.Zamierzam się wspiąć po linie.Spuszczę panu na niej kilka rzeczy, międzyinnymi namiot.Proszę go rozbić, a ja tymczasem spróbuję ukryć balon.Pracowali przez długi czas.W pewnej chwili wspierająca kosz gałąź w końcu sięzłamała i odrywając się, pociągnęła Lee za sobą; na szczęście nie upadł na ziemię, ponieważmateriał balonu nadal wisiał wśród wierzchołków drzew i utrzymywał kosz.Upadek właściwie ułatwił aeronaucie zadanie, ponieważ ściągnął nieco w dół pustączaszę, tym samym częściowo ją ukrywając.Lee pracował dalej przy błyskach piorunów:szarpał, zwijał i ciągnął, aż udało mu się umieścić balon wśród niższych gałęzi.Wiatr ciągle szarpał koronami drzew, chociaż deszcz już słabł.Aeronauta uznał, że niejest w stanie zrobić nic więcej.Zeskoczył z drzewa i zobaczył, że szaman nie tylko ustawiłnamiot, ale jakimś sposobem rozpalił ognisko i parzy kawę.– Dokonał pan tego za pomocą magii? – spytał Lee.Przemoknięty i zesztywniały,wziął kubek z ręki Grummana i schronił się w namiocie.– Nie, moją wiedzę zawdzięczam skautom – odparł Grumman.– Nie ma w pańskimświecie skautów? „Czuwaj!”.No cóż, prawda jest taka, że ze wszystkich sposobówrozpalania ognia, najlepszy to sucha zapałka.Nigdy nie podróżuję bez nich.Mogliśmy trafićgorzej, panie Scoresby.– Słyszał pan ponownie te zeppeliny?Grumman podniósł rękę, Lee wytężył słuch i w słabnącym deszczu rzeczywiścieusłyszał łoskot silnika.– Krążą nad nami – oświadczył Grumman.– Nie wiedzą, gdzie jesteśmy,podejrzewają jednak, że gdzieś w tej okolicy.W minutę później na niebie od strony, w którąodleciały sterowce, pojawiła się migocząca łuna.Była mniej jaskrawa niż błyskawica iwidoczna przez dłuższy czas.Lee wiedział, że coś wybuchło.– Musimy zgasić ogień, doktorze Grumman – stwierdził.– Lepiej nie ryzykować.Listowie jest tu gęste, ale nigdy nic nie wiadomo.Teraz zamierzam się przespać, chociażjestem przemoczony.– Do rana pan wyschnie – powiedział szaman.Wziął garść mokrej ziemi i cisnął nią wpłomienie, a Lee jak najwygodniej ułożył się w małym namiocie i zasnął.Nawiedzały go dziwne i sugestywne sny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]