Podstrony
- Strona startowa
- 81 1. Opowiesci z Wysp Owczych Maciej Wasielewski Marcin Micha
- Thompson Poul, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Paul Thompson, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Rice, Anne Lestat 'Opowiesc o zlodzieju cial'
- Rushdie Salman Harun i morze opowiesci scr
- Rice Anne Opowiesc o zlodzieju cial (SCAN
- Andre Norton Opowiesci ze Swiata Czarownic t
- Andre Norton Opowiesci ze Swiata Czarownic t (3)
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Anne McCaffrey Smocze werble (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frenetic.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sztuka zaczyna się i kończy na imionach - mawiał i była to prawda, choć między początkiem a końcem kryje się niemało.I tak Diament, miast uczyć się zaklęć, złudzeń i przemian oraz podobnych jarmarcznych sztuczek, jak nazywał je Szalej, siedział w wąskiej komnacie, na tyłach wąskiego domu czarnoksiężnika, przy wąskiej uliczce starego miasta, i wkuwał na pamięć długie, bardzo długie spisy imion, słów mocy w Języku Tworzenia: nazwy roślin i części roślin, zwierząt i części ich ciał, wysp i części wysp, części statków, części ludzkiego ciała.Słowa te nie miały sensu.Nie układały się w zdania.Były tylko spisami, długimi, jakże długimi spisami.Jego myśli błądziły gdzieś w dali.“Rzęsa w Prawdziwej Mowie to siasa" - odczytał i poczuł, jak czyjeś rzęsy muskają mu policzek w motylim pocałunku.Długie ciemne rzęsy.Zdumiony uniósł wzrok, nie wiedząc, co go dotknęło.Później, gdy próbował powtórzyć to słowo, nie potrafił.- Ćwicz pamięć, ćwicz pamięć - upominał go Szalej.- Talent na nic się nie zda bez pamięci.Nie był surowy, lecz nieustępliwy.Diament nie wiedział, co czarnoksiężnik o nim myśli.Przypuszczał, że nie ocenia go zbyt wysoko.Czasami czarnoksiężnik zabierał go ze sobą do pracy.Zwykle rzucał zaklęcia ochronne na statki i domy.Oczyszczał też studnie i zasiadał w radzie miasta.Rzadko się odzywał, lecz zawsze uważnie słuchał.Inny czarnoksiężnik, niekształcony na Roke, lecz dysponujący darem uzdrawiania, opiekował się chorymi i umierającymi w Porcie Południowym.Szalej chętnie oddał mu to brzemię.Największą radość sprawiały mu badania i według Diamenta, nie czynił żadnej magii.- Należy utrzymać Równowagę.Na tym to wszystko polega - mówił Szalej.- Wiedza, porządek, władza.Te słowa powtarzał tak często, że ich melodia zapisała się w głowie Diamenta.Słyszał ją nieustannie: “Wiedza, porząądek i właaaaadza.".Gdy Diament podkładał pod spisy imion wymyślone przez siebie melodie, uczył się znacznie szybciej.Wówczas jednak melodia stawała się częścią imienia i wyśpiewywał je tak wyraźne - bo jego głos zyskał już męską barwę, przeradzając się w mocny, aksamitny tenor - że czarnoksiężnik wzdrygał się odruchowo.W domu Szaleją zwykle panowała cisza.Uczeń powinien był jak najwięcej przebywać ze swym mistrzem, przeglądać spisy imion w pokoju, gdzie mag przechowywał księgi wiedzy, albo spać.Szalej był wyznawcą zasady chodzenia spać z kurami i wstawania o świcie.Od czasu do czasu Diament miewał jednak wolną godzinę czy dwie.Wówczas zawsze schodził do portu i siadał na nabrzeżu bądź kamiennym murku, rozmyślając o Czarnej Róży.Gdy tylko oddalał się od domu i mistrza Szaleją, zaczynał myśleć o Czarnej Róży, tylko o niej.To go zdumiewało.Sądził, że będzie tęsknił za domem, za matką.I rzeczywiście, często ją wspominał, leżąc na łóżku w pozbawionym wszelkich sprzętów wąskim pokoiku, po skromnym posiłku złożonym z miski zimnej zupy fasolowej - albowiem przynajmniej ten czarnoksiężnik nie żył wcale w luksusie, wbrew wyobrażeniom Złotego.Nocami Diament nigdy nie rozmyślał o Czarnej Róży.Myślał o matce, o słonecznych pokojach i gorącej strawie; innym razem w jego głowie rozbrzmiewała melodia i powtarzał ją w myślach, odgrywał na harfie, odpływając w sen.Czarna Róża zjawiała się w jego umyśle, tylko gdy siadał w porcie, spoglądając z brzegu w wodę, obserwując pomosty i łodzie rybackie; tylko gdy przebywał na dworze, daleko od Szaleją i jego domu.Rozkoszował się zatem wolnymi godzinami, jakby były to prawdziwe spotkania z dziewczyną.Zawsze ją kochał, lecz nie zdawał sobie sprawy z ogromnej siły tego uczucia.Kiedy z nią przebywał, nawet gdy siedział w porcie, myśląc o niej, naprawdę żył.Nigdy nie czuł się do końca żywy w domu mistrza Szaleją, w jego obecności.Miał wrażenie, że jego część umiera.Drobna, lecz ważna część.Nieraz siedząc na kamiennych stopniach wiodących do brudnej wody, wśród pisków mew i wrzasków portowych robotników, tworzących przykry, fałszywy akompaniament, Diament zamykał oczy i widział swą ukochaną, tak blisko, wyraźnie, że wyciągał rękę, by jej dotknąć.Jeśli czynił to wyłącznie w myślach, jak wówczas gdy w wyobraźni grał na harfie, rzeczywiście jej dotykał.Czuł jej dłoń w swojej, wargami muskał ciepły, a jednocześnie chłodny policzek, gładź jedwabiu pokrytą warstewką brudu.W myślach przemawiał do niej, a ona odpowiadała.Głosem, niskim, zmysłowym, wymawiała jedno słowo: Diament.Gdy jednak ruszał z powrotem ulicami Południowego Portu, tracił ją.Przysięgał sobie, że ją zatrzyma, będzie o niej myślał jeszcze tej samej nocy, lecz jej obraz gdzieś znikał.I kiedy Diament otwierał drzwi domu mistrza Szaleją, powtarzał już w duchu spisy imion albo zastanawiał się, co będzie na obiad, bo ostatnio był stale głodny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]