Podstrony
- Strona startowa
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian Œwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- Œwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian
- Œwietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Agent z E FALL Jan Litan
- 10.Glen Cook Zolnierze zyja
- James Clavell Ucieczka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ines.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjął zegarek z kieszeni i sprawdził godzinę.Wskazówki pokazywały dziesięć po ósmej.- Ponad trzy kwadranse - mruknął.- Zastanawiam się, czy nie powinienem był poczekać.Jeszcze bardziej zwolnił kroku, wydawało się, że za chwilę zawróci.Naszło go niejasne przeczucie.Otrząsnął się jednak z niego i szedł dalej w kierunku wioski.Nadal jednak był zmartwiony i kilka razy potrząsnął głową, jakby targany wątpliwościami.Brakowało jeszcze kilku minut do dziewiątej, kiedy znów stanął przed furtką ogrodu Hamsona.Był spokojny, cichy wieczór.Najmniejszy wietrzyk nie poruszał liśćmi drzew.Ta nieruchomość miała w sobie coś złowieszczego, jak cisza przed burzą.Poirot lekko przyśpieszył.Nagle zatrwożył się i stracił dotychczasową pewność.Bał się, ale sam nie wiedział czego.W tej chwili otworzyła się furtka i z ogrodu wyszedł Claude Langton.Na widok Poirota wyraźnie drgnął.- Och.dobry wieczór.- Dobry wieczór, monsieur Langton.Wcześnie pan przyszedł.Langton spojrzał zdumiony na Poirota: - Nie wiem, o czym pan mówi.- Zdjął pan już gniazdo os?- Prawdę mówiąc, nie.- Ach - rzekł cicho Poirot.- Zatem nie zdjął pan gniazda.A co pan robił?- Rozmawialiśmy trochę z Harrisonem.Teraz już naprawdę muszę uciekać, panie Poirot.Nie miałem pojęcia, że jest pan w tej okolicy.- Miałem tu sprawę do załatwienia.- Aha.Harrisona znajdzie pan na tarasie.Przepraszam, że nie mogę dłużej rozmawiać.Poirot patrzył za oddalającym się mężczyzną.Nerwowy młodzieniec, przystojny, ale po ustach widać, że ma słaby charakter.- Zatem Harrison jest na tarasie - mruknął pod nosem Poirot.- Zobaczymy.Wszedłszy do ogrodu, zobaczył Harrisona, siedzącego na krześle przy stole.Nie ruszał się, nie odwrócił nawet głowy, kiedy Poirot stanął przy nim.- Mon ami! Dobrze się pan czuje? - zagadnął go detektyw.Po dłuższej chwili Harrison odezwał się martwym głosem:- Co pan mówił?- Pytałem, czy dobrze się pan czuje.- Czy dobrze? Naturalnie, że dobrze.Dlaczego miałbym się źle czuć?- Nie czuje pan skutków ubocznych? To dobrze.- Jakich skutków ubocznych? Po czym?- Po sodzie do prania.Harrison zerwał się z fotela.- Po jakiej sodzie? O czym pan mówi?Poirot uśmiechnął się przepraszająco.- Ogromnie żałuję, że musiałem się do tego uciec.Włożyłem ją panu do kieszeni.- Do mojej kieszeni? Po co? - zdumiał się Harrison.- Widzi pan, jedną z zalet (albo wad) zawodu detektywa - zaczął Poirot spokojnym, beznamiętnym głosem, jak nauczyciel tłumaczący coś małemu dziecku - jest kontakt z kryminalistami.A od nich można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy.Pamiętam kieszonkowca.zająłem się jego sprawą, bo akurat zdarzyło mu się nie popełnić tego, o co go oskarżano, i go wybroniłem.Z wdzięczności odpłacił mi się w jedyny sposób, który przyszedł mu do głowy: nauczył mnie sekretów swojego zawodu.Umiem więc wyjąć co chcę z kieszeni bliźniego tak, że ten się nawet nie zorientuje.Kładę mu rękę na ramieniu, wpadam w podniecenie.i on nic nie czuje.W ten sposób udało mi się również przełożyć sodę do prania z mojej kieszeni do jego.Widzi pan - ciągnął zadumanym tonem Poirot - jeśli ktoś chce szybko wsypać do szklanki truciznę, tak żeby nikt tego nie zauważył, musi trzymać ją w prawej kieszeni marynarki.Inne miejsce nie wchodzi w grę.Wiedziałem, że tam będzie.Wsunął rękę do kieszeni i wyjął kilka białych kryształków.- Noszenie ich luzem jest niezwykle niebezpieczne - mruknął.Spokojnie, bez pośpiechu wyciągnął ż drugiej kieszeni fiolkę z szeroką szyjką.Wrzucił do niej kryształki, podszedł do stołu i napełnił fiolkę wodą.Następnie szczelnie ją zakorkował i potrząsał tak długo, aż kryształki całkiem się rozpuściły.Harrison przyglądał się zafascynowany.Poirot podszedł do gniazda os i odwracając głowę polał je roztworem.Cofnął się kilka kroków i obserwował, co się będzie działo.Nadlatujące osy usiadły na gnieździe, zadrżały, a po chwili leżały martwe.Te, które wyszły z gniazda, też padły nieżywe.Poirot patrzył przez chwilę, po czym pokiwał głową i wrócił na werandę.- Szybka śmierć - rzekł.- Bardzo szybka.- Co pan wie? - spytał Harrison, odzyskawszy głos.Poirot spojrzał przed siebie.- Jak panu mówiłem, zobaczyłem nazwisko Langtona w rejestrze trucizn.Nie powiedziałem jednak panu, że niemal zaraz potem go spotkałem.Powiedział, że prosił go pan o kupno cyjanku potasu, bo chce pan zatruć gniazdo os.Wydało mi się to nieco dziwne, ponieważ pamiętam.że na obiedzie, o którym pan wspominał, opowiadał pan o zaletach benzyny i twierdził że cyjanek jest niebezpieczny i do tego celu całkowicie niepotrzebny.- I co?- Wiedziałem jeszcze o czymś.Widziałem Claude'a Langtona z Molly Deane wtedy, kiedy byli przekonani.że nikt ich nie widzi.Nie wiem, dlaczego się rozstali, ale zdałem sobie sprawę, że nieporozumienie zostało zapomniane i panna Deane wróciła do swego poprzedniego ukochanego.- Jeszcze czegoś byłem świadomy, przyjacielu.Któregoś dnia zobaczyłem pana na Harley Street, wychodzącego od lekarza.Znałem go, wiedziałem, jakie choroby leczy, i zauważyłem wyraz pańskiej twarzy.Widziałem taki wyraz zaledwie parę razy w życiu, lecz niełatwo go zapomnieć.To twarz człowieka skazanego na śmierć.Czy mam rację?- Całkowitą.Dał mi dwa miesiące życia.- Nie zauważył mnie pan, przyjacielu, bo miał pan co innego na głowie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]