Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Card Orson Scott Uczen Alvin (SCAN dal 706)
- Card Orson Scott Alvin czeladnik (SCAN dal 707)
- narrenturm scr
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkodnikowo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż gdyby dotarł do wejścia dla personelu, nim pościg w końcu go dopadnie - stało to pod wielkim znakiem zapytania, jako że napastnicy deptali mu już po piętach - najprawdopodobniej zdołałby zniknąć gdzieś na tyłach hotelu.Max spostrzegł grupę nowo przybyłych gości, którzy robili zamieszanie przed recepcją; z ich głosów wywnioskował, że to niemieccy turyści.Licząc na choćby chwilową kryjówkę, wmieszał się w hałaśliwą, poruszającą się chaotycznie grupę, po czym kilka sekund później wydostał się z niej i minąwszy drzwi do hotelowego night clubu, baru oraz windy, pobiegł do wejścia służbowego.Wciąż nie oglądał się za siebie.Nie miał na to czasu, nie miał ani chwili do stracenia.Szare metalowe drzwi znajdowały się w niewielkiej niszy w ścianie; na wysokości oczu dorosłego człowieka osadzono w nich szybę z zatopioną w szkle drucianą siatką.W pobliżu nie było nikogo.Max stanął bokiem do drzwi, nacisnął klamkę lewą ręką, mając po prawej piętro, pchnął drzwi i wykładzinę pod jego stopami zastąpił nagi beton.Rozejrzał się szybko.Wąskie schody rozbiegały się w górę i w dół z szerokiego podestu, na którym stał.Ruszył ku zejściu na niższe piętra, lecz dotarł zaledwie do skraju podestu, kiedy za jego plecami z trzaskiem otworzyły się drzwi, a czyjaś dłoń zamknęła w żelaznym uścisku jego ramię i z przerażającą siłą szarpnęła go do tyłu.Zdołał się przytrzymać poręczy i tylko dzięki temu nie upadł.Odwrócił się w stronę napastnika i nagle zorientował się, że bandyta przyciska do jego szyi ostrze noża motylkowego.- Pójdziesz ze mną.- To był Pan Łamiący Przepisy.Spoglądając na Blackburna z odległości kilku stóp, zaciskał dłoń na podwójnej rękojeści noża.- Już!Max napotkał jego spojrzenie.Nie dostrzegł w nim nawet śladu ludzkich uczuć, lecz jedynie zimną, wirującą pustkę.Zaraz jednak usłyszał stłumiony odgłos kroków, więc oderwał od niego wzrok i skupił uwagę na tafli zbrojonego drutem szkła w drzwiach.Od strony holu zbliżali się do nich Pan Magazyn Ilustrowany oraz dwaj inni bandyci.Jeszcze kilka sekund i wtargną na podest.A wokoło wciąż nie było nikogo.Blackburn stał bez ruchu z wyprostowanymi i przyciśniętymi do boków rękami.Ostrze noża uciskało tętnicę po prawej stronie szyi, niecały cal poniżej ucha.Wystarczyłby jeden ruch napastnika, by ją przeciąć.Krople krwi kapały z miejsca, w którym ostrze uszkodziło skórę.Umysł Maxa pracował jak oszalały.W kaburze przy pasku miał pistolet Heckler & Koch MK23, wątpił jednak, by napastnik dał mu szansę go wydobyć.Znalazł się w najbardziej niedogodnym do walki miejscu, jakie mógłby sobie wyobrazić, a ograniczona przestrzeń zostawiała bardzo niewielkie pole manewru.Co robić?Nie mógł tracić cennych sekund na jałowe rozważania.Błyskawicznie poderwał lewą rękę, zakreślił nią szeroki łuk i uderzył zewnętrzną częścią przedramienia rękę, w której napastnik trzymał nóż.Odepchnąwszy ostrze od swojej szyi, chwycił nadgarstek Pana Łamiącego Przepisy, by powstrzymać kolejny atak.Zaskoczony bandyta usiłował się wyrwać, lecz Max dopadł do niego i kopnął kolanem w krocze.Cios był tak silny, że mężczyzna zgiął się w pół.Próbując złapać oddech, upuścił swój nóż motylkowy.Stal zagrzechotała o beton.Blackburn ponownie zbliżył się do pirata i trafił go w głowę błyskawiczną kombinacją ciosów - lewym sierpowym, prawym prostym i lewym hakiem.Chwytając wciąż oddech, z krwawiącym nosem i ustami, Pan Łamiący Przepisy zatoczył się chwiejnie na barierkę.Max nie ustąpił ani na moment.Stanął w postawie bokserskiej, opuścił nisko podbródek i wkładając w to całą wagę, trafił go w policzek kolejnym miażdżącym ciosem.Chciał skończyć z facetem, nim ten dojdzie do siebie.lub przyjdą mu z pomocą przyjaciele.Jednak tylko w połowie osiągnął swój cel.Gdy Pan Łamiący Przepisy stracił przytomność i padł jak kłoda, drzwi pożarowe otworzyły się z trzaskiem i na podest wypadli następni bandyci.Pierwszy z nich był niski i przeraźliwie chudy.Miał na sobie workowatą, brązową koszulkę, bawełniane spodnie i okulary przeciwsłoneczne od Oakleya.Biegnący tuż za nim Pan Magazyn Ilustrowany był może o głowę wyższy i znacznie tęższy.A jednak to mężczyzna w okularach okazał się najgroźniejszym przeciwnikiem.Zaatakował w sposób, którego Blackburn nie mógł przewidzieć.Max sięgał właśnie po pistolet, gdy drobny Azjata opadł do przysiadu, wyrzucił równolegle do podłoża jedną nogę i obracając się na drugiej, zatoczył nią łuk.Zupełnie nie przygotowany na tak celne i silne podcięcie, trafiony w kostkę Blackburn poczuł ogromny ból, promieniujący aż do kolana.Zatoczył się, kulejąc i wyciągając niezdarnie ręce w stronę poręczy, tym razem jednak nie zdołał jej chwycić i spadł na schody.Przekoziołkował dwukrotnie, z prawą ręką na chwycie pistoletu, lewą zaś wykręconą w dole po tym, jak wyciągnął ją, by zmniejszyć siłę upadku.Uderzył z hukiem o podest i wykrzywił twarz, poczuwszy ogromny ból w lewym boku.Nie miał wątpliwości, że poważnie zranił, a może nawet złamał łopatkę.Mimo to wciąż miał pistolet.Wciąż trzymał w dłoni odbezpieczoną i gotową do strzału broń.Obróciwszy się na plecy, ujrzał, jak facet w okularach przeciwsłonecznych zbiega po schodach i kieruje się prosto na niego z impetem jakiegoś cholernego pocisku rakietowego.Zwężone oczy napastnika nie przestawały patrzeć pustym wzrokiem.Świadomy, że przegra, jeśli chybi, Max podniósł pistolet, wycelował starannie w serce i pociągnął za spust.Odgłos strzału zabrzmiał dziwnie sucho i nie odbił się nawet echem w betonowej klatce schodowej, niemniej jednak jego skutek był dramatyczny.Gdy bandytę dosięgła ciężka kula kaliber.45, z jego koszuli trysnęła krew i fragmenty tkanki.Okulary przeciwsłoneczne spadły mu z nosa i uderzyły w ścianę.Siła uderzenia odrzuciła ciało do tyłu i Blackburn zobaczył, jak mężczyzna wymachuje bezradnie ramionami i szeroko, z niedowierzaniem otwiera oczy.Po chwili napastnik rozciągnął się bezwładnie na schodach.Max spojrzał ponad zwłokami na górny podest, dostrzegł, że Pan Magazyn Ilustrowany wsuwa dłoń pod obszerną koszulę, i strzelił raz jeszcze, nim tamten zdołał wyciągnąć to -cokolwiek to, do diabła, było - po co sięgał.Rozległ się kolejny głuchy odgłos wystrzału i facet z przystanku padł na beton, chwytając się kurczowo za pierś.Pracownik Rogera Gordiana wiedział doskonale, że zyskał jedynie chwilową przewagę, i z trudem usiadł.Trzej napastnicy, z którymi się uporał, nie mogli aż tak bardzo wyprzedzać reszty swoich kompanów.Jeśli tylko pozostawali ze sobą w kontakcie, co było wysoce prawdopodobne, tamci mogli w każdej chwili wpaść przez drzwi.Z chwilą, kiedy przekroczą próg, jego sytuacja się pogorszy, i to drastycznie.Musiał działać szybko, naprawdę szybko.Wstał, chwytając się kurczowo poręczy, żeby się podeprzeć.Ból w ramieniu i kostce był wręcz nie do wytrzymania.Przyjrzał się uważnie piwnicznemu korytarzowi, niedaleko którego upadł.Jakieś dziesięć, może piętnaście stóp po prawej dostrzegł olbrzymie podwójne drzwi i błyskawicznie postanowił sprawdzić, dokąd prowadzą.Z wysiłkiem odepchnął się od balustrady i kulejąc, dotarł do celu.W tej samej chwili piętro wyżej z ogromnym hukiem otworzyły się drzwi.Sekundę później rozległy się kroki.Dudniły na schodach.To jeszcze bardziej zmobilizowało Blackburna do pośpiechu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]