Podstrony
- Strona startowa
- Thompson Poul, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Paul Thompson, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Cook Glenn Czerwone Zelazne Noce
- 10.Glen Cook Zolnierze zyja
- Cook Glen Slodki srebrny blues
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca (3)
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca (2)
- Crichton Michael Norton N22 (2)
- Piers Anthony Pamiec absolutna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ines.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale kogo to obchodzi? Pozwól, że jeszcze coś ci powiem.Ciągle masz problem.Jeżeli Black Kings chcą twojej głowy, to lepiej, żebyś z nami trzymał, bo tylko my potrafimy utrzymać cię przy życiu.Gliny na pewno nie, możesz mi wierzyć.Jack chciał coś odpowiedzieć, ale zrezygnował ostatecznie.Z całą swoją wiedzą o nowojorskich gangach zdawał sobie sprawę, że Warren ma rację.Jeżeli Black Kings chcą go zabić, a chcą bez wątpienia - po śmierci Reginalda pewnie bardziej niż przedtem - policja nie miała żadnej szansy na chronienie go przez dwadzieścia cztery godziny.Warren spojrzał na Spita.- Ktoś musi się przykleić do doktorka na najbliższe kilka dni.Spit skinął.- Nie ma problemu.Warren wstał i przeciągnął się.- Najbardziej wkurwia mnie to, że miałem dzisiaj najlepszy zespół od kilku tygodni, a to gówno załatwiło mi całą grę.- Przykro mi, ale obiecuję, że następnym razem, kiedy będę grał przeciwko tobie, pozwolę ci wygrać - odpowiedział Jack.Warren zaśmiał się.- Jedno mogę o tobie, doktorze, powiedzieć.Potrafiłbyś poradzić sobie z najlepszymi.- Skinął na Spita.- Będziemy cię pilnować.Nie rób nic głupiego.Zamierzasz biegać jutro wieczorem?- Może - odparł Jack.Nie wiedział, co będzie robił przez następne pięć minut, a co dopiero następnego dnia.Pomachali Jackowi i wyszli.Drzwi zamknęły się za nimi.Jack siedział nieruchomo przez kilka minut.Czuł się psychicznie wyczerpany.W końcu wstał i poszedł do łazienki.Przeraził się, kiedy spojrzał w lustro.Wtedy na ulicy, kiedy czekał ze Spitem na przyjazd Davida, kilku przechodniów zerknęło na niego, ale nikt nie odważył się dłużej przyglądać.Teraz wiedział dlaczego.Twarz i bluza zaplamione były krwią, najpewniej zabitego włóczęgi.Miał też kilka równych, okropnych zadrapań ciągnących się od czoła przez nos.Także mnóstwo drobnych skaleczeń spowodowanych bez wątpienia przedzieraniem się przez zarośla.Jednym słowem wyglądał, jakby wrócił z wojny.Wszedł do wanny i odkręcił prysznic.Myśli pędziły z zawrotną prędkością.Nie pamiętał podobnego zamętu w głowie od czasu katastrofy, w której stracił rodzinę.Ale wtedy było inaczej.Wtedy znalazł się w depresji.Teraz czuł, że jest w niezwykłym kłopocie.Wyszedł spod prysznica i wytarł się.Ciągle się wahał, czy zadzwonić na policję, czy lepiej nie.W stanie takiego niezdecydowania zbliżył się do telefonu.Wtedy też dopiero zauważył, że automatyczna sekretarka daje znak światłem, co znaczyło, że ktoś nagrał jakąś wiadomość.Wcisnął przycisk odtwarzania i usłyszał zdenerwowany głos Beth Holderness.Natychmiast oddzwonił do niej.Aż dziesięć razy zadźwięczał sygnał w jej mieszkaniu, zanim Jack zrezygnowany odłożył słuchawkę.Co mogła znaleźć? Czuł się odpowiedzialny za to, że straciła pracę.Wiedział, że to jest jego wina.Wyjął z lodówki piwo i poszedł do pokoju dziennego.Usiadł na parapecie okna, przez które mógł widzieć kawałek Sto Szóstej.Panował normalny ruch na jezdni i chodniku.Patrzył niewidzącymi oczami i dalej zastanawiał się, czy zawiadomić policję, czy nie.Godziny mijały.Zdał sobie sprawę, że zwlekając z podjęciem decyzji, mimowolnie ją podjął.Nie zawiadamiając policji, zgodził się ze stanowiskiem Warrena.Został przestępcą.Wrócił do telefonu i z dziesięć razy próbował skontaktować się z Beth.Było już po północy.Telefon nie odpowiadał.Zaczął się niepokoić.Miał nadzieję, że poszła po prostu do przyjaciół.Nie dość, że nie mógł się z nią skontaktować, to jeszcze zaczął sam się winić za wszystko.Rozdział 27Wtorek, godzina 7.30, 26 marca 1996 rokuPierwsze, co zrobił po przebudzeniu, to zadzwonił do Beth Holderness.Ciągle nie odpowiadała.Starał się być optymistą, pocieszał się, że na pewno jest u przyjaciół, jednak wobec wszystkiego, co zaszło, niemożność skontaktowania się z nią stawała się coraz bardziej denerwująca.Nie kupił jeszcze roweru, więc musiał znów skorzystać z metra.Ale nie był sam.Przez cały czas towarzyszył mu młody chłopak, członek lokalnego gangu.Na imię miał Slam, zapewne z szacunku dla niezwykłej umiejętności wsadzania piłki do kosza*.Co prawda był wzrostu Jacka, ale w wyskoku sięgał wyżej co najmniej o trzydzieści centymetrów.Nie rozmawiali ze sobą podczas jazdy metrem.Siedzieli naprzeciwko siebie i choć Slam nie unikał kontaktu wzrokowego, wyraz jego twarzy nie zmieniał się - wyrażał kompletną obojętność.Jak większość amerykańskich Murzynów ubrany był w za duże ciuchy.Bluza przypominała namiot; Jack wolał sobie nie wyobrażać, co mogło być pod nim ukryte.Nie sądził, aby Warren wysłał swego młodego kolegę do ochrony bez odpowiedniego na podobną okazję uzbrojenia.Gdy Jack przeszedł Pierwszą Avenue i wszedł na schody prowadzące do budynku medycyny sądowej, odwrócił się i spojrzał za siebie.Slam zatrzymał się na chodniku i najwyraźniej zastanawiał się, co ma zrobić.Jack również się zawahał.Przemknęła mu nawet przez głowę myśl, żeby zaprosić go do środka.Mógłby przesiedzieć spokojnie w barze na piętrze, ale pomysł był nie do zrealizowania.Jack wzruszył ramionami.Doceniał wysiłki Slama, ale to był przecież jego problem.Odwrócił się z zamiarem wejścia do budynku, starając się jednocześnie przygotować na ewentualność spotkania z ciałem lub ciałami ludzi, do których śmierci w jakiś sposób sam się przyczynił.Zebrał w sobie całą odwagę, pchnął drzwi i wszedł do środka.Był to jego „papierkowy dzień”, więc nie musiał wykonywać żadnych autopsji.Postanowił jednak sprawdzić, co wydarzyło się w nocy.Interesowali go nie tylko Reginald i parkowi włóczędzy, ale także ewentualne nowe ofiary meningokoków.Skinął na strażnika, aby wpuścił go do strefy przeznaczonej wyłącznie dla personelu.Już na progu pokoju lekarzy wiedział, że to nie będzie normalny dzień.Vinnie nie czytał gazety, bo nie było go na jego miejscu.- Gdzie jest Vinnie? - zapytał Jack George’a.Zapytany, nie podnosząc wzroku, odpowiedział, że Vinnie z Binghamem są już na sali.Serce Jacka zabiło mocniej.Winiąc się za wydarzenia poprzedniego wieczoru, nabrał jakiegoś irracjonalnego przeświadczenia, że Bingham mógłby zostać wezwany do przypadku Reginalda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]