Podstrony
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Marsden John Kroniki Ellie 01 Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- John Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- Tom Mangold, John Penycate Wi podziemna wojna
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Mangold Tom, John Penycate Wi podziemna wojna
- Jan Potocki Rękopis znaleziony w Saragossie
- Cortazar Julio Gra w klasy (3)
- Fromm Erich Ucieczka od wolnosci (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alpha1982.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle w lesierozległ się dziwny hałas.Odwróciliśmy się natychmiast.Zza drzew wyłonili się dwajposzukiwacze.Mieli na sobie czarne ubrania i przypominali mroczne lutowe dni.Zawo-288łaliśmy ich; mała grupka ruszyła dalej w las; teraz i ja rozglądałem się tak samo uważniejak mój odziany w szarość współtowarzysz.Przedzieraliśmy się przez gęste zarośla; rozłożyste gałęzie szarpały nam ubrania,potykaliśmy się o wystające korzenie.Grunt opadł nagle, tworząc niewielką kotlinę, nadnie której stała ciemna woda pokryta przy brzegu kruchym lodem.Kiedy spojrzeliśmyw głąb niecki, mężczyzna w szarym ubraniu i ja zobaczyliśmy na przeciwległym zboczudwa różne obrazy.On spojrzał w lewo i zauważył Puff brnącą przez śnieżną zaspę ku brzegowi kotliny.Skierowałem wzrok w prawo ku Jednodniówce, która wspinała się, goniąc kotkę. Popatrz! zawołaliśmy jednocześnie.Kotka była ślepa na jedno oko; nie do-strzegła Jednodniówki podchodzącej od niewłaściwej strony i brnęła rozpaczliwie poszyję w śniegu.Wkrótce dobiegł nas charakterystyczny jazgot; zrozumieliśmy, dlacze-go Puff uciekała.Usłyszeliśmy gwałtowne ujadanie stłumione gęstą mgłą; wzdrygną-łem się z przerażenia.Jednodniówka przystanęła jak my, ale Puff nie traciła czasu.Z le-wej strony dobiegł trzask łamanych gałęzi i z lasu wypadło zwierzę.Mężczyzna stojącyna prawo ode mnie wyszczerzył zęby i syknął z przerażenia.Wychudzony drapieżnik289o wielkiej głowie i szarożółtej sierści nerwowo wodził spojrzeniem od Jednodniówki doPuff, która opuszczała właśnie kotlinę.Las zaszeleścił i wybiegł z niego rudy zwierzak.Nie przystanął, tylko od razu dał susa w śnieżną zaspę.%7łółty ruszył za nim.Po chwilido pary łowców dołączył łaciaty.Przepłynął sadzawkę i wyskoczył na brzeg.Jednodniówka stanęła na skraju kotliny, tupiąc na ośnieżone psy.Jeden z mężczyznbył już w połowie zbocza; krzyczał, wymachując kosturem.Przez chwilę stałem jakskamieniały, a potem ruszyłem za nim.Obaj biegliśmy już przez sadzawkę, po kolanabrnąc w czarnej błotnistej wodzie, gdy z lasu wypadły jeszcze dwa psy; przystanęły,widząc ludzi.Gdy mozolnie wspinaliśmy się na zbocze, podbiegały i cofały się na prze-mian.Niebezpiecznie byłoby odwrócić się do nich plecami.Ujadały, a my krzykiemstaraliśmy się je odpędzić.Z zarośli wyszli dwaj mężczyzni, którzy ruszyli w ślad zaJednodniówką.Mój współtowarzysz z kosturem w dłoni odwinął szarą chustę osłania-jącą twarz i zaczął nią wymachiwać, a psy rozpierzchły się na wszystkie strony.Przemoczeni i zdyszani dotarliśmy na skraj kotliny.Puff, Jednodniówka i psy znik-nęły nam z oczu.Zdeptany śnieg topniał na wzgórzach, odsłaniając ciemny wilgotnygrunt.Spojrzałem pod nogi i dostrzegłem w śnieżnej zaspie wyrazne ślady krwi.290Kocia krew, pomyślałem z westchnieniem.Krew Puff.Szkoda biednej starej kot-ki, to na pewno jej krew.Dwaj tropiciele w czerni minęli mnie w pośpiechu; jedendrugiemu wskazywał ślady ucieczki i pogoni.Stałem jak wryty.Słyszałem, jak wodachlupie w butach zbliżającego się człowieka z kosturem. Psia pogoda rzucił. Trudny miesiąc, nie trafia się nic większego, a gdybysię skupiły. Nie wtrąciłem.Ruszył w ślad za resztą, energicznie kręcąc głową. Jeśli dziewczyna pozostanie z kotką dobiegł mnie jego głos psy dostanąobie i zaciągną do lasu.Zrobiło się cicho.Wiesz, co to może znaczyć.Nie, nie, nie, ten człowiek ma zle w głowie, pomyślałem, idąc za nim.Obejrzałemsię, by zerknąć na śnieżne zaspy; tamten nie zważa na ślady kociej krwi.Czemu się takzachowuje? Psy, psy, psy.w końcu się pojawiły wymamrotał mężczyzna z kosturem. Patrz, jak idziesz mruknąłem, człapiąc po błotnistym gruncie. Zamknij sięi miej oczy otwarte.291 Czuję zapach spalenizny stwierdził, zatrzymując się nagle.Poczułem wońi ujrzałem w lesie smugę ciemniejszą niż szarość dnia.Mój nowy znajomy pobiegłtam, wołając innych tropicieli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]