Podstrony
- Strona startowa
- Christopher Carter Ostatnia zbrodnia Agaty Christi
- Robert.A.Haasler. .Zbrodnie.w.imieniu.Chrystusa.(osloskop.net)
- Zbrodnia wsrod roz Zofia Kaczorowska
- Robert A Haasler Zbrodnie w imieniu Chrystusa (2)
- Jacquemard Serge Requiem dla krola zbrodni
- Carter Scott Cherie Jesli milosc jest gra
- Jerzy R. Nowak Przemilczane Zbrodnie
- Porozynska Iwona Milosc kocha czary
- 02wininout (5)
- Frączek M, Hausner J, Mazur S Wokół ekonomii społecznej
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- slaveofficial.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posłużył się nawet pieszczotami, wyznając łatwowiernej małżonce, że chociaż niemoże przeboleć jej niewierności, nie potrafi jednak wyrzec się uwielbienia, które żywi dlaniej w głębi serca.Pani de Franval, jak zawsze łagodna i czuła, była uszczęśliwiona tą nagłązmianą w duszy człowieka, który ciągle był dla niej najdroższą istotą na ziemi; znowu speł-niała gorliwie wszystkie życzenia przewrotnego małżonka, uprzedzała je i z serca dzieliła, nieśmiejąc zresztą skorzystać z okazji i wymóc przynajmniej na grzeszniku przyzwoitszego po-stępowania, które by nie wpędzało jej z dnia na dzień w coraz większą otchłań cierpienia ismutku.Gdyby nawet tego próbowała, czyż usiłowania jej przyniosłyby jakiś skutek? Fra-nval, zawsze tak obłudny, nie byłby w tej sprawie z pewnością uczciwszy, skoro największezadowolenie czerpał właśnie z łamania zasad i obietnic.Z pewnością wszystko by przyrzekłdla samej rozkoszy złamania pózniej tych przyrzeczeń; może nawet pragnąłby, aby żądanoodeń przysięgi, chcąc dorzucić rozkosz krzywoprzysięstwa do swych potwornych radości.57Tymczasem, zupełnie swobodny, myślał tylko o swoich planach.Jego mściwe, niesforne igwałtowne usposobienie skłaniało go do odpowiadania zemstą na każdą zaczepkę.Pragnął zawszelka cenę spokoju i bezpieczeństwa, ale niestety przedsiębrał dla ich zapewnienia środkizdolne jedynie wpędzić go w jeszcze gorszą sytuację.Czy mogło mu się zresztą powieść?Wszystkich swych talentów i zasobów używał tylko dla szkodzenia innym; żył zawsze w na-pięciu, gdyż albo musiał zwalczać podstępy przeciwników, albo z kolei sam obmyślał intrygi.Nadeszła wreszcie chwila spełnienia warunku Valmonta; prawie przez godzinę przebywałsam na sam z Eugenią w jej apartamencie.W udekorowanej sali Eugenia pojawiła się na podwyższeniu w postaci młodej Indianki,zmęczonej polowaniem i wspartej o pień palmy, której wyniosłe gałęzie ukrywały liczne zró-dła światła, tak skierowane, aby blaski skupiały się na postaci pięknej dziewczyny i ukazy-wały całą jej urodę.Mała scenka, na której stanęła ta ożywiona statua, otoczona była kanałemszerokim na sześć stóp i wypełnionym wodą, który odgradzał od świata młodą dzikuskę i niepozwalał do niej w żaden sposób się zbliżyć.Na brzegu tego obwarowania ustawiono foteldla kawalera; obok zwisał jedwabny sznur.Ciągnąc za to urządzenie można było obracaćpiedestał w pożądany sposób, aby obiekt podziwu ukazywał się z coraz to innej strony;dziewczyna przybrała taką pozę, aby zwrócona w jakimkolwiek bądz kierunku była zawszewdzięcznym widowiskiem.Hrabia, ukryty za dekoracją, mógł jednocześnie widzieć i swąkochankę, i przyjaciela, a egzamin miał trwać, według ostatecznego porozumienia, przynajm-niej pół godziny.Valmont zasiadł w fotelu.był upojony widokiem, nigdy jeszcze wyzna-wał tak przepyszne wdzięki nie ukazały się jego oczom.Poddawał się roznamiętnieniu; cią-gnąc bez przerwy za sznur odkrywał co chwila nowe uroki.Nie mógł się zdecydować, któryelement tej wspaniałej statuy uznać za najdoskonalszy; Eugenia była tak doskonale piękna!Minuty płynęły; w takich okolicznościach czas prędko ucieka.Zegar wybił godzinę, kawalerskłonił się i najgorętsze pochwały spłynęły do stóp bóstwa, którego sanktuarium było dlańniestety niedostępne.Spadła zasłona, trzeba było wycofać się z sali.] No i co? Zadowolony jesteś zapytał Franval zbliżając się do przyjaciela. To przepiękna dziewczyna! zawołał Valmont. Radzę ci jednak Franval, nie ważyć sięna podobny eksperyment z kimkolwiek innym; możesz sobie powinszować moich przyjaciel-skich sentymentów, które jedynie są zdolne uchronić cię przed wszelkim niebezpieczeń-stwem. Liczę na to rzekł dość surowo Franval. Teraz zabierz się jak najprędzej do roboty. Jutro zacznę przygotowywać twoją żonę.rozumiesz, że trzeba najpierw wstępnej roz-mowy.możesz liczyć na mnie, że w cztery dni będzie po wszystkim.Uścisnęli sobie dłonie i rozstali się.Jednakże po tym spotkaniu Valmont, jak można byłoprzewidzieć, przestał myśleć o pani de Franval, a zaczął marzyć o podboju, który miał w jegooczach znacznie więcej uroku.Eugenia zrobiła na nim tak wielkie wrażenie, iż nie umiał wy-rzec się myśli o jej zdobyciu.Postanowił pojąć ją za żonę, zapłacić za to najwyższą nawetcenę.Stosunki Eugenii z własnym jej ojcem bynajmniej go nie odstręczały; rozważając spo-kojnie swoje szanse był pewny, że skoro fortuną dorównywał panu de Colunce, mógł śmiałopretendować do tego związku.Wyobraził sobie, że prosząc o rękę dziewczyny nie mógł spo-tkać się z odmową; gdyby działał z dostateczną energią, a zwłaszcza upewnił rodzinę, że naj-lepszy to sposób zerwania kazirodczych stosunków Eugenii, zdobyłby niechybnie przedmiotswego uwielbienia.za cenę konfliktu z Franvalem, z którego jednak dzięki swej odwadze izręczności spodziewał się wyjść zwycięzcą.Dwadzieścia cztery godziny wystarczyły mu dopodjęcia decyzji; uradowany swoim pomysłem Valmont udał się do pani de Franval.Spodziewała się tej wizyty; pamiętamy, że od ostatniego spotkania z mężem była już pra-wie przejednana, a w każdym razie dała się oszukać podstępnym zabiegom tego perfidnegoczłowieka; nie mogła więc odmówić rozmowy z Valmontem.Miała mu co prawda za złe terzekome listy miłosne i konszachty, które wypominał jej Franval; jednakże mąż zdawał się58więcej już o tym nie myśleć i zapewniał ją nawet, że najlepszym sposobem udowodnieniafałszywości wszelkich oskarżeń byłoby właśnie przyjmowanie pana de Valmont jak zwyczaj-nego znajomego.Nie godzić się na jego wizyty mówił znaczyłoby to usprawiedliwiaćdawne podejrzenia.Najlepszym dowodem niewinności, na jaki może zdobyć się kobieta przekonywał Franval swoją małżonkę są dalsze nie ukrywane kontakty z człowiekiem, wktórym dopatrywano się jej kochanka.Szczególna była to sofistyka, pani de Franval dosko-nale to rozumiała, miała jednak nadzieję, że wyjaśnienia Valmonta na coś się przydadzą.Chciała go więc zobaczyć, lękała się gniewu męża; wszystko to kazało jej przymknąć oczy nawzględy, które powinny były ją skłonić do odmowy spotkania z młodym człowiekiem.Przybył więc, a Franval znowu wyszedł pośpiesznie z domu, zostawiając ich sam na samjak ostatnim razem.W takiej sytuacji wyjaśnienia i przeprosiny powinny zająć sporo czasu;jednakże Valmont, przejęty swoimi pomysłami, przeszedł od razu do rzeczy. Pani, racz nie dopatrywać się już we mnie tego samego człowieka, który ostatnim razemtak zawinił w twych oczach mówił przyjmując pokorną postawę. Byłem wówczas wspól-nikiem występków twego męża, dzisiaj chcę naprawić te krzywdy.Proszę mi zaufać.Dajęsłowo honoru, że nie przyszedłem pani okłamywać ani cię czymkolwiek zwodzić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]