Podstrony
- Strona startowa
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 WÅ‚adca Ocean Park
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (3)
- King Stephen Mroczna Wieza II Powolanie trojki
- (ebook Pdf) Stephen Hawking A Brief History Of Time
- King Stephen Mroczna wieza I. Roland (SCAN d
- King Stephen Christine (SCAN dal 1119)
- Jordan Robert Czara Wiatrow cz 1
- Kosinski Jerzy Gra (3)
- Cortazar Julio Gra w klasy
- John Marsden Kroniki Ellie 3. PrzyciÄ…gajÄ…c burze
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dacia.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Być może.Nie wydaje się to jednak najlepszym rozwiązaniem.Pomijając już fakt, że nie ma na to miejsca w.w prawie trądu.Nienawiść, upokorzenie, zemsta.popełniałem błędy za każdym razem, gdy pozwalałem się im dotknąć.Ryzykowałem życie.I miłość również, jeśli już chcesz znać prawdę.Jednakże nie wygląda na to, abym mógł pokonać Foula w ten sposób.Jestem tylko człowiekiem.Nie potrafię nienawidzić.na zawsze.tak jak on.I.– zmusił się, aby wyrazić to nowe odczucie –.moja nienawiść nie jest czysta.Jest zepsuta, ponieważ po części zawsze nienawidziłem samego siebie zamiast niego.Zawsze.Triock umieścił kamienne naczynie z gulaszem na ogniu.– To jedyne rozwiązanie – powiedział z przekonaniem.– Spójrz na siebie.Zdrowie, miłość, obowiązek – nic nie jest w stanie oprzeć się tej zimie.Jedynie ci, którzy nienawidzą, są nieśmiertelni.– Nieśmiertelni?– Naturalnie.Śmierć w końcu upomina się o wszystkich innych.Jak inaczej Wzgardliwy i.i jego.– następne słowo wymówił, jakby go przerażało –.furie przetrwaliby? Oni nienawidzą.– W tym słowie, wypowiedzianym ochrypłym, warkliwym głosem, mieściła się szeroka gama pasji i gwałtu, jakby w rzeczywistości było ono jedyną słuszną prawdą.Covenant poczuł zapach gulaszu i stwierdził, że jest głodny – nawet dziwaczne oświadczenie Triocka nie naruszyło jego wewnętrznego spokoju.Wyciągnął nogi i podparł się na łokciu.– Nienawiść – westchnął cicho, redukując słowo do znośnych wymiarów.– Czy o to chodzi, Triocku? Myślę.myślę, że spędziłem cały ten.sen, iluzję czy rzeczywistość – bez względu na to, jak to nazwiesz – spędziłem na poszukiwaniu dobrego rozwiązania na śmierć.Opór, gwałt.śmieszność.miłość.nienawiść? Czy o to chodzi? Czy to jest twoje rozwiązanie?– Nie zrozum mnie źle – odparł Triock.– Ja nie nienawidzę śmierci.Covenant przez chwilę wpatrywał się w tańczące płomienie, pozwalając, aby zapach gulaszu przypominał mu o głębokim, pewnym, pustym spokoju.Potem powiedział, jakby kończył litanię:– Czego ty nienawidzisz?– Nienawidzę życia.Triock nalał gulaszu.Gdy podawał miskę Covenantowi, ręka mu zadrżała.– Uważasz, że nie jestem usprawiedliwiony? Ty, Niedowiarku?Nie.Nie.Covenant nie potrafił z podniesionym czołem przyjąć oskarżenia kryjącego się w głosie Triocka.– Nienawidź mnie, ile chcesz – wyszeptał, wpatrując się w trzaskające płomienie i parujący gulasz.– Nie chcę, aby ktokolwiek jeszcze poświęcał się dla mnie.– Nie podnosząc głowy, zaczął jeść.Gulasz nie miał złego smaku, ale pewien niepokojący posmak utrudniał jego przełykanie.Jednakże już pierwszy łyk okazał się ciepły i kojący.Wraz z nim w jego ciało wlewała się powoli senność.Po kilku chwilach z zaskoczeniem stwierdził, że opróżnił miskę.Odstawił ją na bok, a sam wyciągnął się na plecach.Ogień zdawał się coraz gorętszy i wyższy.Postać Triocka migała mu za tańczącymi i trzaskającymi płomieniami.Niedowiarek właśnie zaczynał układać się do spoczynku, gdy zza ognistej zasłony dobiegł go głos Triocka.– Niedowiarku, czemu nie ruszysz znowu do ochronki Foula? Chyba nie łudzisz się, że Wzgardliwy pozwoli ci uciec.po tych wszystkich staraniach, aby doprowadzić do tej konfrontacji, o której mówiłeś.– Nie chciałby, abym mu się wymknął – odparł Covenant głucho, pewnie.– Myślę jednak, że jest również zbyt zajęty innymi sprawami, aby mnie powstrzymać.Jeśli uda mi się wyśliznąć mu z rąk, to pozwoli mi odejść – przynajmniej na jakiś czas.Ja.ja już tak wiele dla niego uczyniłem.Jedyną rzeczą, której ode mnie nadal pragnie, to mój pierścień.Jeżeli nie będę mu zagrażał, pozwoli mi odejść na czas jego rozprawy z lordami.A potem będzie już za późno.Będę już tak daleko, jak zaniosą mnie ranyhyn.– Ale co z tym.Stwórcą – wypluł ostatnie słowo Triock – który, jak powiadają, wybrał cię.Czy on nie ma nad tobą władzy?Senność jedynie wzmocniła pewność Covenanta.– Jemu nic nie jestem winien.To on mnie wybrał do tego.ja ani tego, ani jego nie wybierałem.Jeśli nie podoba mu się to, co robię, to niech sobie znajdzie kogoś innego.– A co z ludźmi, którzy dla ciebie zginęli i cierpieli? – Triockowi powrócił gniew.Rwącym głosem wyrzucał z siebie słowa, jakby były ilustracjami sensu, które zdzierał ze ścian ukrytej w głębi swej duszy, tajemnej sali darów.– Jak nadasz sens istnieniu i śmierci tych wszystkich, którzy sobie na to zasłużyli? Ich śmierć będzie bezcelowa, jeśli uciekniesz.– Wiem – westchnął Covenant pośród trzasku płomieni i wichru.– Wszyscy jesteśmy daremni, żywi czy martwi.Starał się wyrażać jasno, pomimo opanowującej go senności.– A jaki sens im nadam, jeśli popełnię samobójstwo? Nie podziękują mi za odrzucenie.czegoś, co ich tak wiele kosztowało.Dopóki jestem żywy.– Niedowiarek stracił na chwilę wątek –.dopóki żyję, Kraina też żyje.– Ponieważ jest twoim snem!Covenant zamarł na chwilę w bezruchu, nim dotarła do niego pasja odpowiedzi Triocka.Potem podniósł się i poprzez płomienie utkwił zamglony wzrok w stonedownorze.Nic innego nie przychodziło mu do głowy, więc mruknął: – Czemu nie odpoczniesz? Pewnie zmęczyłeś się, czekając na mnie.– Skończyłem ze spaniem.Covenant ziewnął.– Nie bądź śmieszny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]