Podstrony
- Strona startowa
- Clark Hulda Kuracja życia wg dr Clark
- Górniak Alicja Trylogia Krew Życia 01 Pierwsze szeœć kropli
- Brzezińska Anna Wykłady z psychologii rozwoju człowieka w pełnym cyklu życia
- Arct Bohdan Cena Zycia (SCAN dal 752)
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- Arct Bohdan Cena Zycia (2)
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (3)
- Arct Bohdan Cena zycia (3)
- Judith McNaught Raj
- Norton Andre Lackey Mercedes Zguba elfow
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sp8skarzysko.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacząłem się żegnać.Wiele zostało powiedziane tej nocy, a ja nie miałem ani jednegorozwiązanego pytania i po całej rozmowie pamiętałem tylko światła i obraz Kici.Siadłem nakonia i po raz ostatni popatrzyłem na studenta, na Ananjewa, na nerwowego psa o mętnymjakby pijanym wzroku, na robotników, biegających w porannej mgle, na nasyp, na konikawyciągającego szyje i pomyślałem: Niczego nie można zrozumieć na tym świecie!Ale kiedy uderzyłem konia i pogalopowałem wzdłuż linii i kiedy za chwilę ujrzałem przedsobą tylko bezkresną, posępną równinę i pochmurne, zimne niebo, przypomniałem sobiepytania, które rozstrzygaliśmy w nocy.Rozmyślałem, a spalona słońcem równina, olbrzymieniebo, ciemniejący w dali dębowy las i mglisty horyzont jakby mówiły do mnie: No właśnie,niczego nie można zrozumieć na tym świecie!Wschodziło słońce.188869IMIENINYIPo imieninowym obiedzie, składającym się z ośmiu dań i niekończących się rozmów, żonasolenizanta Olga Michajłowna wyszła do ogrodu.Obowiązek ciągłego uśmiechania się, brzęknaczyń, nierozgarnięta służba, długie przerwy przy obiedzie i gorset, który miała na sobie,żeby ukryć przed gośćmi ciążę, potwornie ją zmęczyły.Miała ochotę pójść jak najdalej oddomu, posiedzieć w cieniu i pomarzyć o dziecku, które miała urodzić za jakieś dwa miesiące.Zawsze zaczynała myśleć o nim, kiedy skręcała z dużej alei w wąską ścieżkę w lewo; tu, wgęstym cieniu śliwek i wiśni, wyschnięte gałązki drapały ją w ramiona i szyję, pajęczynasiadała na twarzy, a w myślach wyrastał obraz malutkiego człowieczka nieokreślonej płci i zniewyraznymi rysami i wydawało jej się, że to nie pajęczyna łagodnie łaskocze twarz i szyję,tylko ten człowieczek.A kiedy na końcu ścieżki pojawiał się rzadki pleciony płotek, a za nimpękate ule pokryte dachówką, kiedy nieruchome, nagrzane powietrze zaczynało pachniećsianem i miodem i słychać było łagodne brzęczenie pszczół, malutki człowieczek całkowicieopanowywał wyobraznię Olgi Michajłowny.Siadała na ławeczce koło szałasu uplecionego złozy i pogrążała się w myślach.I tym razem doszła do ławeczki, usiadła i zaczęła myśleć; ale zamiast małego człowieczkamiała przed oczami ludzi, których przed chwilą zostawiła.Denerwowała się tym, że będącgospodynią, zostawiła gości; przypomniała jej się dyskusja przy obiedzie między jej mężemPiotrem Dmitryczem i wujkiem Nikołajem Nikołaiczem o sądzie przysięgłych, prasie iwykształceniu kobiet; mąż jak zwykle dyskutował tylko po to, żeby zabłysnąć przed gośćmikonserwatyzmem, a głównie, żeby zaprzeczać wujkowi, którego nie lubił; wujek zaś niezgadzał się i czepiał każdego jego słowa tylko po to, żeby pokazać obecnym, że on, wujek,mimo swoich pięćdziesięciu dziewięciu lat, ma jeszcze w sobie młodzieńczą świeżość ducha iswobodę myśli.Nawet sama Olga Michajłowna pod koniec obiadu nie wytrzymała i zaczęłaniezręcznie bronić różne kursy dla kobiet nie dlatego, żeby potrzebowały obrony, a poprostu miała ochotę dokuczyć mężowi, który, jak jej się zdawało, nie miał racji.Gości tenspór wyraznie nudził, ale wszyscy uznali za stosowne wziąć w nim udział i dużo mówili,chociaż nikogo nie interesował ani sąd przysięgłych, ani wykształcenie kobiet.Siedziała tak przy plecionym płotku obok szałasu.Słońce chowało się za chmurami,drzewa i powietrze spochmurniały jak przed deszczem, ale dalej było gorąco i duszno.Siano,skoszone pod drzewami w przeddzień Piotrowego dnia*, leżało nie uprzątnięte, smutne,mieniąc się zwiędłymi kwiatami i wydzielając ciężką, słodką woń.Panowała cisza.Zapłotkiem jednostajnie brzęczały pszczoły.Nagle rozległy się kroki i głosy.Ktoś szedł po ścieżce do pasieki. Parno! powiedział kobiecy głos. Jak pan myśli, będzie padać czy nie? Będzie, moje śliczności, ale nie wcześniej, jak w nocy odpowiedział melancholijniejakiś bardzo znajomy męski głos. Będzie porządnie lało.Olga Michajłowna pomyślała, że jak zdąży schować się do szałasu, nie zauważą jej iprzejdą obok, wtedy nie będzie musiała mówić i sztucznie się uśmiechać.Uniosła sukienkę,schyliła się i weszła do szałasu.Od razu poczuła na twarzy, szyi i rękach gorące i duszne jakpara powietrze.Jakby nie było tu tak duszno i nie pachniało tak mocno żytnim chlebem,koperkiem i łozą, można by było świetnie chować się w półmroku pod tym słomianymdachem przed gośćmi i rozmyślać o małym człowieczku.Przytulnie i cicho. Jak tu miło! powiedział kobiecy głos. Posiedzmy tu, Piotrze Dmitryczu.*29 czerwca wg starego kalendarza (przyp.tłum.)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]