Podstrony
- Strona startowa
- Clark Hulda Kuracja życia wg dr Clark
- Górniak Alicja Trylogia Krew Życia 01 Pierwsze szeć kropli
- Brzezińska Anna Wykłady z psychologii rozwoju człowieka w pełnym cyklu życia
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- Czechow Antoni Drobiazgi zycia
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (3)
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (2)
- Drobiazgi zycia Czechow A
- Lackey Mercedes Obietnica Magii
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tohuwabohu.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To by³a uczta - zauwa¿y³ s³abym g³osem Duval.- W dodatku tania.A bon marche.- Nawet zupe³nie darmo - odpar³ weso³o McNeill.- Ale ty, Henri, nic nie jad³eœ.- Nie mam apetytu, mon cher [72],Shannon wyprowadzi³ ich daleko od wioski.OdnaleŸli stosowne drzewa, wdrapali siê na nie, jak poprzednio przewi¹zali lianami i prze¿uwszy resztki korzeni jamu zapadli w sen.Peter bardzo Ÿle spa³ tej nocy.Drzewne legowisko by³o niewygodne, poza tym mêczy³y go zjawy, widziad³a.Powtórnie prze¿ywa³ ucieczkê z Pasir Pandziang, wy³amywa³ wraz z Johnem Vincentem bramê obozu, podpiera³ rannego Hitchcocka, wyrywa³ polskiego marynarza z paszczy rekina, przywo³ywa³ holendersk¹ lataj¹c¹ ³ódŸ, skierowywa³ j¹ na powrót do Singapuru i na Pó³wysep Malajski.A potem obraz siê zmieni³.Peter znalaz³ siê w kabinie „B jak Betty”, szed³ na spotkanie wrogich samolotów.Lecia³ wci¹¿ wyzej i wy¿ej i nagle doko³a pojawia³y siê „Zero”.By³o ich bardzo wiele, podlatywa³y blisko, a w ka¿dym siedzia³ kapitan Teruci i wywija³ b³yszcz¹c¹ szabl¹.Znik¹d wyprysnêla maszyna „W jak whisky”, major McLochlon ogromn¹ fajk¹ pocz¹³ grzmociæ po g³owach Teruci.Bi³ ich tak d³ugo, a¿ jeden po drugim spadli w dól, znikali w zamglonyrn powietrzu.Ju¿ tylko jeden „Zero” krêci³ siê doko³a Petera, a z jego kabiny wyjrza³a twarz, porucznika Kirujamo Dekko.Japoñczyk trzyma³ w d³oni trzepocz¹cy siê na wietrze drzeworyt mistrza Harunobo.„Nie zabijaj go, McLochlon! - krzykn¹³ Peter do majora.- To Dekko, mój kolega z gimnazjum!” McLochlon skin¹³ g³ow¹ i wsadzi³ fajkê w usta, a „Zero” porucznika Kirujamo podszed³ jeszcze blizej, i nagle rzygn¹³ w kierunku Petera wystrzalami z.karabinów maszynowych.„Co robisz, Dekko?! To ja, Peter! Peter Shannon z Royal Collego of Sydney!” Pociski Japoñczyka zapali³y „B jak Betty”.Peter pocz¹³ spadaæ w ciasnym korkoci¹gu, nie móg³ wyprowadziæ z niego maszyny.Szarpn¹³ za pasy kabiny, wyrzuci³ owiewkê, wyskoczy³ i otworzy³ spadochron.Spada³ prosto na rosn¹cy w oczach prostok¹t zieleni, w œrodku którego sta³ niewielki, bia³y domek o czerwonym dachu.Z drzwi domku wypad³a postaæ kobicty z.rozwianymi w³osami, tu¿ za ni¹ Teruci z wœciekle wykrzywion¹ twarz¹ i szabl¹ w d³oni.Teruci wyciagn¹³ reke, chwyci³ za czarne sploty, szarpn¹³.Peter chcia³ krzykn¹æ, ale by³ jak sparali¿owany, nie móg³ wydaæ z.siebie g³osu, a spadochron unosi³ go dalej i dalej od ziemi, szed³ w górê.Obraz na ziemi mala³, dwie postaci zmienia³y siê w maleñkie figurki i tylko g³os Betty brzmia³ coraz donoœniej, coraz przenikliwiej.Peter przeci¹gn¹³ d³oni¹ po spoconej twarzy i otworzy³ oczy.Doko³a panowa³a grobowa ciemnoœæ, w oddali, w g³êbi d¿ungli, ci¹gle rozlega³ siê przenikliwy wrzask ma³py.Nastêpnego dnia o œwicie ruszyli w dalsz¹ wêdrówkê.Duszne, gor¹ce i zgni³e powietrze mêczy³o straszliwie.Oko³o godziny jedenastej Duval upad³ na ziemiê i nie móg³ wstaæ.Tanner i McNeill, sami krañcowo wycieñczeni, podnieœli go, ujêli pod ramiona i za nogi.Piêæ ludzkich cieni powlok³o siê naprzód.Byle dalej, byle przed siebie, ku niewidocznemu celowi, ku nieznanej przysz³oœci, na po³udnie.Orientowali siê wed³ug s³oñca i zegarka McNeilla, wiedzieli, ¿e ogólny kierunek by³ dobry.Gdyby zreszt¹ œcie¿yna zboczy³a na wschód czy na zachód, nie byliby w stanie jej porzuciæ.O przedzieraniu sie na prze³aj przez g¹szcz d¿ungli nie mogli namet marzyæ.Po po³udniu natknêli siê niespodziewanie na pas czarnej, wysmo³owanej szosy, By³a pe³na wybojów, czêœciowo poroœniêta traw¹, niemniej jednak u¿ywana, gdy¿ zauwa¿yli na niej wzglêdnie œwie¿e odchody koñskie i wo³owe.Szosa wi³a siê w tunelu zieleni, zamykaj¹cej siê na wysokoœci kilku metrów.Niebo w górze by³o niewidoczne, przes³ania³y je popl¹tane, poskrêcane, wroœniête jedna w drug¹ ga³êzie i konary, pn¹cza, liany, ogromne, roz³o¿yste liœcie i barwne kielichy wielkich kwiatów, których nazwy nie zna³ nawet Peter.Ostro¿nie, rozgladaj¹c siê na wszystkie strony, przekroczyli szosê, a tu¿ za ni¹ napotkali strumyk, œciekaj¹cy po ogromnych, omszalych g³azach.- Zak³adamy obóz - zdecydowa³ bez namys³u Peter.- Odsuniemy sie trochê od szosy, ¿eby nas „¿ó³tki” nie wypatrzy³y.Robimy legowisko, odpoczywamy - po cichu zaœ doda³ do McNeilla: - Duval nie wytrzyma dalszego marszu.- Tak - zgodzi³ siê Alan.- S³uchaj Peter, jak ci siê zdaje, daleko jeszcze?- Dok¹d?- Do gór.Do partyzantów.Shannon wzruszy³ ramionami.- Sk¹d mogê wiedzieæ? Mo¿e sto, dwieœcie, mo¿e trzysta mil.Z³o¿yli chorego na trawie, obok przysiad³ Alcock, kwil¹cy jak niemowlê.Pozosta³a trójka zabra³a siê do roboty i w godzinê póŸniej urz¹dzono wcale wygodne pos³anie, rodzaj gniazda z liœci i paproci.Peter przed po³o¿eniem siê sprawdzi³ skrupulatnie, czy po ziemi nie pe³zaj¹ mrówki, które tyle strachu napêdzi³y im pierwszej nocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]