Podstrony
- Strona startowa
- Watt Evans Lawrence Niedoczarowany miecz (SCAN dal
- Wolfe Gene Miecz Liktora (SCAN dal 1075)
- Sapkowski Andrzej Miecz przeznaczenia
- Orson Scott Card Siodmy syn (2)
- Orson Scott Card Siodmy syn
- duncan przeznaczenie miecza
- Saul Bellow Dar Humboldta
- Brzeziecki Andrzej Lekcje historii PRL w rozmowach
- Lew Tołstoj Anna Karenina
- London Jack Ksiezycowa Dolina
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- odbijak.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To by się zgadzało!Czarnoksiężnicy z obu stron górskiej rzeki spotkali się przy zerwanym moście.Nie widzielijednak, jak po nim przechodziliśmy.Dlatego tyle czasu minęło, nim dotarli za nami dokamieniołomu!- Niewykluczone - zgodził się Wallie.- I wypatrzyli mnie na pokładzie, kiedy Szafirwpływał do portu? Możliwe, możliwe!%7łeglarze rozeszli się po statku.Dzieci zabrano pod pokład.Nnanji sięgnął do miecza, jakby zamierzałsprawdzić, czy łatwo się wysuwa z pochwy.W ostatniej chwili udał, że chciał tylko poprawić kucyk.Umiałwyczuć niebezpieczeństwo.Z każdą minutą był coraz bardziej spięty.- Zyskujesz sobie imponującą liczbę przeciwników, panie - stwierdził Honakura.W głosie kapłana zabrzmiała taka ironia, że Nnanji spiorunował go wzrokiem.- Dużo się wywiedziałeś, starcze? - zapytał Wallie.- Niewiele.Nie zauważyłem, żeby ktokolwiek obserwował statek.Ujrzałem, jakschodzisz po trapie, a potem zobaczyłem, że idą za tobą dwaj czarnoksiężnicy.Nie widziałemjednak, skąd nadeszli.Nie mijali mnie.Wallie chrząknął.Czyżby do tamtego momentu ci dwaj byli niewidzialni? Natłocznym nabrzeżu zadeptano by ich na śmierć w ciągu paru minut.Czyżby w takim raziezeszli za nim z pokładu Szafira?- Miejscowi niechętnie rozmawiają z obcymi o czarnoksiężnikach - dodał Honakura zirytacją.- Nic dziwnego.Dowiedziałem się jednak, że są w Aus od dawna, od dziesięciu latalbo dłużej.- Dziesięć lat?! Ile miast jeszcze opanowali?- Nie wiem.- Panie? - odezwał się cichy głos.- Tak, nowicjuszu?- Z całym szacunkiem, panie, to się stało jedenaście lat temu, w Dzień Szermierza w27 344 roku.- Naprawdę? Kto ci powiedział? Chłopak oblał się rumieńcem.- Dziewczyna, panie.Sprzedawała wino gruszkowe w kubkach.Miała na czole znakszermierzy.Wallie uśmiechnął się mimo woli.Spojrzał na Nnanjiego.Czwarty zrobił czujną minę.- Dobre?Katanji się skrzywił.- Okropne, panie.To był znak ojcowski.Nie lubię wina gruszkowego.Wallie tym razem się roześmiał, mimo napięcia, które narastało na pokładzie.- Co jeszcze ci powiedziała po tym, jak jej pogratulowałeś świetnego wina?- Jej ojca zabili czarnoksiężnicy, panie - kontynuował Pierwszy z większą pewnościąsiebie.- Uznałem więc, że mnie nie wyda, choć zauważyła mój znak.Tutaj nie użylidemonów ognia.Garnizon wydawał coroczny bankiet.Zjawili się na nim czarnoksiężnicy irzucili wyzwanie.- A dwie trzecie albo trzy czwarte szermierzy było pijanych.I co się stało?- Wszyscy wybiegli przed frontowe drzwi, machając mieczami i krzycząc, panie.Onawidziała, jak czarnoksiężnicy ich zabijają piorunami.- Piorunami? - To było coś nowego.- Tak.Grzmoty i błyskawice.Szermierz wypadał na dwór i od razu padał rażonypiorunem.Trupy nie były porozrywane na kawałki tak jak w Ov, na ciałach prawie żadnychśladów.Kilka poparzeń, ale bardzo mało krwi. A od drugiego wziąć mądrość.".-Mów dalej!- Wtedy czarnoksiężnicy kazali wszystkim wyjść i zaczęli szukać szermierzy wśródgości, którzy przeżyli.Paru próbowało uciec tylnym oknem.Ich również zabili.Potem spalilibudynek, żeby mieć pewność.Osiemnastu zabitych, cały garnizon.Dziewczyna uważa, że odtamtego czasu do miasta przybyło w różnych latach dwunastu szermierzy.Wszyscy zostalizabici, panie.- Dobra robota! - pochwalił Wallie.- Nnanji, myślę, że powinieneś mu wybaczyćzejście na brzeg bez pozwolenia.Czwarty skinął głową, uśmiechając się z dumą.Na twarzy Katanjiego odmalowała sięulga.- Czarnoksiężnicy wypędzili farbiarzy.- Co takiego?- Wszyscy farbiarze opuścili miasto.Zaraz potem wzrosły ceny tkanin i ubrań.-Chłopak zerknął na załogę.- I skór.Pomyślałem sobie, że żeglarze mogliby byćzainteresowani.- Mniejsza o to! - warknął Nnanji.- Co jeszcze?- To chyba wszystko.Aha, następnym miastem jest Ki San.Tam nie maczarnoksiężników, ale są w Wal, po tej stronie Rzeki.Kobieta nie wiedziała o innychmiastach, nawet o Ov.Ludzie niewiele podróżowali, z wyjątkiem handlarzy, żeglarzy i minstreli.Nie byłogazet ani telewizji.- Dobrze się spisałeś, nowicjuszu! Zebrałeś cenne informacje, i to w bardzo krótkimczasie.Katanji poczerwieniał, zadowolony z siebie i z pochwały.- Nie miałem czasu, żeby porozmawiać jeszcze z kimś innym, panie.- Nnanji, nauczysz protegowanego sutry siedemset siedemdziesiątej drugiej, siedemsetsiedemdziesiątej trzeciej i siedemset dziewięćdziesiątej.Czwarty pokiwał głową.Sutry dotyczyły wywiadu wojskowego i szpiegostwa.- I osiemset czwartej, panie bracie! - dorzucił z uśmiechem.- Twój znak wygoi się za kilka dni, nowicjuszu - powiedział Wallie.- Nieprzypuszczam, żebyśmy kiedykolwiek wrócili do Aus, ale gdyby tak się stało, nie będzieszdrugi raz próbował tej samej sztuczki, jasne?- Oczywiście, panie - zapewnił Katanji, nie dość jednak pokornie, żeby brat przestałłypać na niego podejrzliwie.Na szczęście coś odwróciło uwagę mentora.Na jego ustach pojawił się szerokiuśmiech.Z nadbudówki dziobowej wyszła zgrabna Thana.Czy na to właśnie czekaliżeglarze? Dziewczyna nie miała miecza.Jedyną bronią na pokładzie był sztylet kapitana.- Myślisz więc, że potężny został upokorzony, a ty wziąłeś mądrość od drugiego brata?- odezwał się Honakura.- Co ze zdobyciem armii i zatoczeniem koła?Wallie spiorunował go wzrokiem.- Ty mi powiedz, starcze!- To twoja zagadka, panie.- Tak, ale ty coś zrozumiałeś, prawda?- Chyba tak.- Kapłan uśmiechnął się złośliwie.- Chodzi o rzecz, którą usłyszałem odciebie, panie, ale wydaje się tak oczywista, że waham się.- Kłopoty! - syknął Nnanji.Thana niosła dwa florety i dwie maski.Szła na rufę, w kierunku szermierzy, smukła,ponętna i nadal ubrana tylko w dwa skąpe paski żółtej bawełny.- Adepcie Nnanji? - Druga uśmiechnęła się przymilnie.- Obiecałeś mi lekcjęfechtunku.Czwarty głośno przełknął ślinę.- Jak mogę walczyć z kimś takim? - szepnął do mentora.Walliego niepokoiła inna sprawa.- To jakaś pułapka.Na litość bogów, sprawdz jej floret, nim zaczniecie.Tego, by być ostrożnym, nie podpowiedziały mu sutry ani szermierczy instynktShonsu.W takiej sytuacji Siódmy nie węszyłby podstępu.Nigdy nie widział Hamleta.Nnanji rzucił mentorowi niedowierzające spojrzenie.- Nawet nie ma jak dobyć broni, nie mówiąc o fechtowaniu! Spojrzał na otwartypokład rufowy.Tam też było niewiele miejsca.Wallie potrząsnął głową.- Widzisz, jakie krótkie są te florety? Zresztą tu właśnie rozegrałaby się walka, gdybyzaatakowali piraci, więc ćwiczenie ma sens
[ Pobierz całość w formacie PDF ]