Podstrony
- Strona startowa
- Duncan Dave Siódmy Miecz 2 Dar Mšdroœci
- Duncan Dave Dar Madrosci
- Rice Anne Dar wilka
- Deaver Jeffery Dar jezykow
- Dave Duncan Dar Madrosci
- Brown Dan Kod Leonarda da Vinci (4)
- James Wallance Bill Gates i jego imperium Micr
- Piotr Sztompka Socjologia
- Henryk Sienkiewicz potop
- Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vader.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod ścianą stała wersalka obita zielonym rypsem.Jak tylko zobaczyłem ten sprzęt,wiedziałem, że muszę z nim przegrać.Byłem pewien, że nigdy nie uda mi się go otworzyć.Z chwilą gdyprzewidziałem tę próbę sił, nie mogłem przestać o niej myśleć.Musiałem stawić jej czoło natychmiast.Trapezoidalne kliny z piankowej gumy nie ważyły nic.Odsunąłem je na bok i ściągnąłem szczelniedopasowane pokrycie.Prześcieradła pod spodem były idealnie czyste.Potem ukląkłem i pod ramą wersalkiusiłowałem wymacać dzwignię.Renata przyglądała się temu w milczeniu, a mnie twarz skurczyła się ipoczerwieniała.Przykucnąłem i ciągnąłem z całych sił, wściekły na fabrykantów, którzy produkują taki szmelc,i na dyrekcję hotelu za to, że bierze pieniądze od uczestników popołudniowych konferencji i zadaje imduchowe męczarnie. To przypomina test na inteligencję powiedziałem. No to co? Poddaję się.Nie mogę otworzyć tego grata. No to co? Zostaw go.Na wąskim tapczanie było miejsce tylko dla jednej osoby.Ale prawdę mówiąc nie miałem ochoty siępołożyć.Renata poszła do łazienki.W pokoju były dwa krzesła.Usiadłem w fotelu.Miał poręcze.Między butamimiałem kwadrat szydełkowanego dywaniku w stylu kolonialnym.Krew szumiała mi w uszach.Gburowatykelner przyniósł nasze martini.Dolarowy napiwek został przyjęty bez słowa podziękowania.Potem Renatawyszła z łazienki, w swoim błyszczącym płaszczu nadal zapiętym na wszystkie guziki.Usiadła na wersalce,wypiła dwa łyki martini i straciła przytomność.Przez plastyk próbowałem posłuchać jej serca.Chyba niechorowała na serce? Przypuśćmy, że to coś poważnego.Czy można wezwać pogotowie? Zacząłem mierzyć jejtętno, głupkowato wpatrując się w zegarek, gubiąc się w liczeniu.Dla porównania zmierzyłem własne tętno.Nie umiałem zestawić wyników.Jej puls wydawał się nie gorszy od mojego.Nieprzytomna, była chyba jednakw lepszej sytuacji.Była wilgotna i zimna w dotyku.Rogiem prześcieradła otarłem z niej chłodny pot ispróbowałem sobie wyobrazić, co George Swiebel, mój doradca medyczny, zrobiłby w tego rodzaju nagłymprzypadku.Wiedziałem dokładnie, co by zrobił: wyprostowałby jej nogi, zdjął pantofle i rozpiął płaszcz, żebyułatwić oddychanie.Właśnie tak zrobiłem.Pod płaszczem Renata była naga.Poszła przedtem do łazienki i rozebrała się.Po odpięciu górnego guzikamogłem się zatrzymać, ale nie zrobiłem tego.Oczywiście już wcześniej oceniałem ciało Renaty i próbowałemodgadnąć, jak jest zbudowana.Moje optymistyczne przewidywania pozostawały daleko w tyle zarzeczywistością.Nie spodziewałem się, że wszystko będzie tak obfite i tak bezbłędne.Siedząc na ławieprzysięgłych zauważyłem, że pierwszy staw jej palców jest mięsisty i lekko nabrzmiały, zanim zaczynał sięzwężać na czubku.Przypuszczałem, że dla harmonii, jej piękne uda też nabrzmiewają ku środkowi.Stwierdziłem, że tak właśnie jest, bez wątpienia, i czułem się bardziej miłośnikiem sztuki niż uwodzicielem.Odnosiłem przelotne wrażenie, bo nie pozwoliłem, by zbyt długo była odkryta, że każda tkanka w tym ciele jestdoskonała, każde włókienko jej włosów lśni.Unosił się nad nią intensywny zapach kobiety.Kiedy zobaczyłem,jak się rzeczy mają, zapiąłem ponownie wszystkie guziki, po prostu z czystego szacunku.Doprowadziłem ją doporządku, najlepiej jak umiałem.Potem otworzyłem okno.To niestety rozwiało ów cudowny zapach, alepotrzebne jej było świeże powietrze.Wziąłem rzeczy Renaty zza drzwi łazienki i wepchałem do jej dużej torby,sprawdzając wszystko dokładnie, żeby się upewnić, czy nie zgubiliśmy jej plakietki sędziego przysięgłego.Apotem, w płaszczu i z kapeluszem, i rękawiczkami w ręku, czekałem, aż się ocknie.Wciąż robimy te same rzeczy, robimy je w nieskończoność, ze straszliwą nieuchronnością.I z uwagi na tomożna przebaczyć komuś, kto przynajmniej pragnie obcować z pięknem.* * *A teraz Renata w tym swoim futrze i cudownym, miękkim, wielokształtnym, giętkim ametystowymkapeluszu, z brzuchem i udami ciasno opiętymi futerałem z jedwabiu podwiozła mnie przed siedzibę Okręgu.Ona i jej klientka, duża, despotycznie wyglądająca pani w popelinie w groszki, powiedziały: Ciao, dozobaczenia. I oto był przede mną ładny, rdzawostalowy wieżowiec, a przed nim niepozorna rzezba Picassa zjej podporami i blachą, żadnych skrzydeł, żadnego zwycięstwa, jedynie symbol, przypomnienie, jedynie ideadzieła sztuki.Bardzo podobna, pomyślałem, do innych idei lub przypomnień, którymi żyjemy już nie jabłko,lecz idea, pomologiczna rekonstrukcja tego, czym było kiedyś jabłko, już nie lody, lecz idea, wspomnienieczegoś cudownego, zrobione z namiastek, krochmalu, glukozy i innych chemikaliów, już nie seks, lecz idea lubwspomnienie seksu, i tak samo z miłością, wiarą, myślą, i tak dalej.Ten temat towarzyszył mi, kiedywznosiłem się windą, żeby się dowiedzieć, czego sąd, ze swymi widmami równości i sprawiedliwości, życzysobie ode mnie.Drzwi otworzyły się, ale tylko się otworzyły, żaden głos nie powiedział: Oto moje Fatum.Albo Renata załatwiła sprawę, albo głos był już zbyt zniechęcony, żeby się odzywać.Wysiadłem i zobaczyłem, że mój adwokat, Forrest Tomchek i jego młodszy wspólnik, Billy Srole, czekająjuż na końcu szerokiego, przestronnego, jasnoszarego korytarza przed salą sędziego Urbanovicha dwajuczciwie wyglądający, kłamliwi mężczyzni.Według Szathmara (tego samego Szathmara, który nie potrafiłnawet zapamiętać tak prostego nazwiska jak Crawley) reprezentowali mnie w sądzie najbardziej utalentowaniprawnicy Chicago. Więc czemu nie mam poczucia bezpieczeństwa przy Tomcheku? spytałem. Bo jesteś przesadnie krytyczny, nerwowy i cholernie głupi powiedział Szathmar. W tej dziedzinieprawa nikt nie zdobył sobie większego szacunku i prestiżu.Tomchek to jeden z najbardziej wpływowych gościw całym klanie prawników.Ci faceci od rozwodów i spraw majątkowych po rozwodzie to prawdziwy klub.Razem dojeżdżają do miasta, grają w golfa, latają do Acapulco.Za kulisami on mówi innym, jak wszystko mawyglądać.Rozumiesz? To obejmuje honoraria, sprawy podatkowe, wszystko. Chcesz przez to powiedzieć wtrąciłem że oni przestudiują moje zeznania podatkowe i tak dalej, apotem zadecydują, jak mnie zarżnąć. Na miłość boską! powiedział Szathmar. Zachowaj swoją opinię o adwokatach dla siebie. Byłgłęboko urażony, właściwie rozwścieczony, moim brakiem szacunku dla przedstawicieli jego zawodu.Och, zgadzałem się z nim w zupełności, że powinienem swoje uczucia zachować dla siebie.Wysilałem się,żeby być uprzejmym i uległym wobec Tomcheka, ale nie najlepiej mi to wychodziło.Im usilniej się starałem,sarkając w duchu na jego pozerstwo, mówić to, co należało, tym bardziej mi nie ufał i tym bardziej mnie nielubił.Wszystko w duchu notował.W końcu będę musiał zapłacić wysoką cenę, ogromne honorarium,wiedziałem o tym.No więc był tu Tomchek.Obok niego stał Billy Srole, jego współpracownik.Współpracownik to cudowne słowo, cudowna kategoria
[ Pobierz całość w formacie PDF ]