Podstrony
- Strona startowa
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Brzeziecki Andrzej Lekcje historii PRL w rozmowach
- Andrzejewski Jerzy Lad serca (SCAN dal 764)
- Drzewinski Andrzej Stalo sie ju Zbior 29
- Andrzej Ziemiański Pomnik Cesarzowej Achai t2
- Michail Bulhakow Mistrz i Malgorzata v 1.1 (2)
- SCARROW, Alex TIME RIDERS 2 Czas drapieżników
- Czerwone i czarne t.2 Stendhal
- mein kampf (pl)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vader.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnikiem chodzi do nich majowapora i chedozy je.Po temu to one moze i dobre.Co sami sprawdzim, jesli która zywcemwezmiemy.- A chocby i pólzywcem - zarechotal Brick.- No, zaraza, gdzie ten druid? Poludnie niedlugo, ajego ani sladu.Pora ruszac.- Co zamierzacie? - spytal Geralt, nie puszczajac reki Ciri.- A tobie co do tego? - syknal czarny.- No, po co zaraz tak ostro, Levecque - usmiechnal sie brzydko kosooki.- My ludzie uczciwi,sekretów nie mamy.Ervyll przysyla nam druida, wielkiego magika, który nawet z drzewamipotrafi gadac.Ówze poprowadzi nas w las mscic Freixeneta, spróbowac odbic ksiezniczke.Tonie byle szysz, bracie, a karna eks.eks.- Ekspedycja - podpowiedzial ten czarny, Levecque.- Ano.Z ust mnie wyjales.Tak tedy, ruszaj w swoja droge, bracie, bo tu wkrótce moze bycgoraco.- Taak - rzekl przeciagle Levecque, patrzac na Ciri.- Niebezpiecznie tu, zwlaszcza zdziewczatkiem.Dziwozony tylko czyhaja na takie dziewczatka.Co, mala? Mama w domu czeka?Ciri, trzesac sie, kiwnela glowa.- Byloby fatalnie - ciagnal czarny, nie spuszczajac z niej oka - gdyby sie nie doczekala.Pewniepognalaby do króla Venzlava i rzekla: poblazales driadom, królu, i oto prosze, moja córka i mójmaz na twoim sumieniu.Kto wie, moze Venzlav wówczas ponownie przemyslalby sojusz zErvyllem?- Ostawcie, panie Levecque - warknal Junghans, a pomarszczona twarz zmarszczyla mu siejeszcze bardziej.- Niech ida.- Bywaj, malutka - Levecque wyciagnal reke, poglaskal Ciri po glowie.Ciri zatrzesla sie icofnela.- Cóz to? Boisz sie?- Masz krew na reku - powiedzial cicho wiedzmin.- Ach - Levecque uniósl dlon.- Faktycznie.To ich krew.Kupców.Sprawdzalem, czy którys nieocalal.Ale niestety, dziwozony strzelaja celnie.- Dziwozony? - odezwala sie drzacym glosem Ciri, nie reagujac na scisk dloni wiedzmina.- Och,szlachetni rycerze, mylicie sie.To nie mogly byc driady!- Co tam popiskujesz, mala? - blade oczy czarnego zwezily sie.Geralt rzucil okiem na prawo, nalewo, ocenil odleglosci.- To nie byly driady, panie rycerzu - powtórzyla Ciri.- To przeciez jasne!- He?- Przeciez to drzewo.To drzewo jest zrabane! Siekiera! A driada nigdy nie zrabalaby drzewa,prawda?- Prawda - powiedzial Levecque i popatrzyl na kosookiego.- Och, jaka madra z ciebiedziewczynka.Za madra.Wiedzmin juz wczesniej widzial jego waska, urekawiczona reke pelznaca niby czarny pajak kurekojesci sztyletu.Chociaz Levecque nie odrywal wzroku od Ciri, Geralt wiedzial, ze cios bedziewymierzony w niego.Odczekal do momentu, gdy Levecque dotknal broni, a kosooki wstrzymaloddech.Trzy ruchy.Tylko trzy.Opancerzone srebrnymi cwiekami przedramie gruchnelo czarnego w bokglowy.Zanim upadl, wiedzmin juz stal miedzy Junghansem a kosookim, a miecz, z sykiemwyskakujac z pochwy, zawyl w powietrzu, rozwalajac skron Bricka, olbrzyma w nabijanymmosiadzem kaftanie.- Uciekaj, Ciri!Kosooki, dobywajac miecza, skoczyl, ale nie zdazyl.Wiedzmin cial go przez piers, skosnie, zgóry w dól, i natychmiast, wykorzystujac energie ciosu, z dolu w góre, przyklekajac,rozchlastujac zoldaka w krwawy X.- Chlopy! - wrzasnal Junghans do reszty, skamienialej w zaskoczeniu.- Do mnie!Ciri dopadla krzywego buka i jak wiewiórka smyknela w góre po konarach, znikajac w listowiu.Lesnik poslal za nia strzale, ale chybil.Pozostali biegli, rozsypujac sie w pólkole, wyciagajacluki i strzaly z kolczanów.Geralt, wciaz kleczac, zlozyl palce i uderzyl Znakiem Aard, nie wluczników, bo byli za daleko, ale w piaszczysta droge przed nimi, zasypujac ich kurzawa.Junghans, odskakujac, zwinnie wyciagnal z kolczana druga strzale.- Nie! - wrzasnal Levecque, zrywajac sie z ziemi z mieczem w prawej, ze sztyletem w lewej rece.- Zostaw go, Junghans!Wiedzmin zawirowal plynnie, odwracajac sie ku niemu.- Jest mój - powiedzial Levecque, potrzasajac glowa, ocierajac przedramieniem policzek i usta.-Tylko mój!Geralt, pochylony, ruszyl pólkolem, ale Levecque nie krazyl, zaatakowal od razu, dopadajac wdwóch skokach.Dobry jest, pomyslal wiedzmin, z trudem wiazac klinge zabójcy krótkim mlyncem, unikajacpólobrotem pchniecia sztyletu.Celowo nie zripostowal, odskoczyl, liczac na to, ze Levecquespróbuje dosiegnac go dlugim, wyciagnietym uderzeniem, ze straci równowage.Ale zabójca niebyl nowicjuszem.Zgarbil sie i tez poszedl pólkolem, miekkim, kocim krokiem.Niespodzianieskoczyl, zamlynkowal mieczem, zawirowal, skracajac dystans.Wiedzmin nie wyszedl naspotkanie, ograniczyl sie do szybkiej, górnej finty, która zmusila zabójce do odskoku.Levecquezgarbil sie, skladajac kwarte, kryjac reke ze sztyletem za plecami.Wiedzmin i tym razem niezaatakowal, nie skrócil dystansu, poszedl znowu w pólkole, okrazajac go.- Aha - wycedzil Levecque, prostujac sie.- Przedluzamy zabawe? Czemu nie.Nigdy dosc dobrejzabawy!Skoczyl, zawirowal, uderzyl, raz, drugi, trzeci, w szybkim rytmie - górne ciecie mieczem inatychmiast, od lewej, plaski, koszacy cios sztyletu.Wiedzmin nie zaklócal rytmu - parowal,odskakiwal i znowu szedl pólkolem, zmuszajac zabójce do obracania sie.Levecque cofnal sienagle, ruszyl pólkolem w przeciwnym kierunku.- Kazda zabawa - syknal przez zacisniete zeby - musi miec swój koniec.Co powiesz na jednouderzenie, spryciarzu? Jedno uderzenie, a potem zestrzelimy z drzewa twojego bekarta.Co ty nato?Geralt widzial, ze Levecque obserwuje swój cien, ze czeka, az cien dosiegnie przeciwnika, dajacznac, ze ten ma slonce w oczy.Zaprzestal krazenia, by ulatwic zabójcy zadanie.I zwezil zrenice w pionowe szpareczki, dwie waziutkie kreski.Aby zachowac pozory, zmarszczyl lekko twarz, udajac oslepionego.Levecque skoczyl, zawirowal, utrzymujac równowage reka ze sztyletem wyciagnieta w bok,uderzyl z niemozliwego wrecz wygiecia przegubu, z dolu, mierzac w krocze.Geralt wyprysnaldo przodu, obrócil sie, odbil cios, wyginajac ramie i przegub równie niemozliwie, odrzucilzabójce impetem parady i chlasnal go, koncem klingi, przez lewy policzek.Levecque zatoczylsie, chwytajac za twarz.Wiedzmin wykrecil sie w pólobrót, przerzucil ciezar ciala na lewa noge ikrótkim ciosem rozrabal mu tetnice szyjna.Levecque skulil sie, broczac krwia, upadl na kolana,zgial sie i zaryl twarza w piach.Geralt powoli obrócil sie w strone Junghansa.Ten, wykrzywiajac pomarszczona twarz wewsciekly grymas, wymierzyl z luku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]