Podstrony
- Strona startowa
- Colin MacApp Zapomnij o Ziemi
- Capp Colin Bron Chaosu (2)
- Wilson Colin Pasozyty umyslu
- Adobe.Illustrator.PL.Podrecznik.uzytkownika (2)
- Aronson Elliot Psychologia spoleczna Serce i umysl
- Cornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 3 Excalibur (2)
- Zajdel Janusz A. Lalande 21185
- Richard A. Knaak WarCraft Dzien Smoka
- Makuszynski Kornel Panna z mokra glowa (2)
- Chrzest ognia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ugrzesia.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak zwykle jego wewnętrzny budzik zadziałał punktualnie.Bolałago głowa, co nie było specjalnie zaskakujące.Gorąco, duchota i tropikalne roślinyzwisające girlandami z dwóch ścian tworzyły atmosferę, która mogłaby być deli-katnie określona jako niezdrowa.Dziesięć minut pózniej rozległo się pukanie dodrzwi i wszedł Adams. Nie ma żadnych wieści z Helsinek stwierdził ponuro. Ale musimywziąć pod uwagę, że samolot mógł mieć opóznienie.Może być jeszcze w drodze. A więc, czekamy? Czekamy. Co może być błędem. Dawes wplątał palce w zmierzwione włosy.Ale nic nie możemy na to poradzić.Gorow jest już, być może, na lodzie.Mogliby-śmy teraz wysłać samolot na Target-5, ale nie ośmielę się tego zrobić.Jeżeli Go-row jeszcze nie wyruszył, jakiekolwiek oznaki ożywionej aktywności na Target-5mogłyby zaalarmować Rosjan.Tak więc, podczas gdy Beaumont w napięciu czekał na sygnał w odległymCurtis Field na krańcu grenlandzkiej lodowej równiny, gdy Dawes oczekiwał wia-domości od człowieka, który zginął czterdzieści godzin wcześniej, przygotowaniazarządzone przez pułkownika Papanina nabierały rozpędu i wszystko wskazywałona to, iż umożliwią mu wygranie pojedynku, zanim się on na dobre rozpocznie.57* * *W niedzielne południe Leonid Breżniew, Pierwszy Sekretarz KomunistycznejPartii Związku Radzieckiego wkroczył energicznie do biura pułkownika Papani-na, w towarzystwie generała Borysa Syrtowa.Gdy zdjął futrzane okrycie, okazało się, że jest ubrany, jak zazwyczaj, w ciem-ny szykowny garnitur biznesmena.Gęste włosy miał starannie zaczesane w De-troit można by go było z łatwością wziąć za pracownika koncernu Forda.Nikt niepomógł mu przy zdjęciu płaszcza, ponieważ pierwszy sekretarz nie znosił nadska-kiwania.I jak zwykle przeszedł od razu do rzeczy. Papanin, daję panu pod komendę sześć statków z floty trawlerów k49, śmi-głowcowiec Gorki i statek badawczy Rewolucja.%7ładen z tych obiektów niemoże wzbudzać podejrzeń, że bierze udział w operacji militarnej.To są statki cy-wilne i tak ma to wyglądać.Rozumiemy się? Ma nie być żadnych międzynarodowych incydentów. %7ładnych incydentów zgodził się Breżniew. W maju planujemyw Moskwie spotkanie na szczycie z prezydentem Stanów Zjednoczonych i mamnadzieję, że dojdzie ono do skutku, więc niech pan będzie ostrożny. Trzeba się liczyć z możliwością wypadku stwierdził Papanin bez ogró-dek. Znam ten rejon.Wszystko może się tam zdarzyć.Ludzie wpadają do wodyi toną w kanałach lodowych, giną na zawsze w śnieżnej zadymce.Breżniew uniósł przed sobą otwartą dłoń. Bez szczegółów, proszę! Rze-czywiście, pomiędzy incydentem a wypadkiem istnieje ogromna różnica.I to jestpańskie pole działania. Szerokie brwi uniosły się, gdy ciągnął z emfazą.Ale musi pan przyprowadzić z powrotem Gorowa.Ani on, ani mapy Katarzynynie mogą nigdy dotrzeć do Waszyngtonu.Przybyłem tu osobiście, by podkreślićogromne znaczenie tej kwestii. Jesteśmy trzy ruchy przed Amerykanami odparł Papanin. I to sięliczy. Ale musimy utrzymać się na przedzie. Breżniew spojrzał na Syrto-wa trzymającego skórzaną aktówkę, niewielkiego mężczyznę o szczupłej twarzy,w której tkwiły irytujące oczy. Generał przekaże panu kody i długości fal, bymógł pan komunikować się ze statkami.Wszystkie jednostki otrzymały już rozkazskierowania się w rejon, o który nam chodzi. Chciałbym wyjechać natychmiast Papanin wziął teczkę z rąk Syrtowa. Sądzę, że wówczas dotrzemy na czas. Breżniew ścisnął Sybiraka za ramię. Igor, pan musi zdążyć.Musi.W chwili gdy Papanin wchodził na pokład zatłoczonego bizona, zegar w Mur-mańsku wskazywał trzecią po południu.O trzeciej po południu, w niedzielę, 2058lutego, w Murmańsku była już noc, jasna, księżycowa noc.Cztery dysze samo-lotu grały narastającym wizgiem.Sybirak umościł się w prowizorycznym foteluw pobliżu kabiny pilota i przyjrzawszy się mapie zaznaczył najnowszą pozycjęamerykańskiego lodołamacza Elroy.Za nim, stłoczeni na gołym pokładzie, le-żeli otuleni futrami mężczyzni.Każdy z nich miał karabin.Gigantyczne dysze na-brały mocy, buchnęły śniegiem odbitym od świeżo uprzątniętego pasa startowego.Po chwili z wieży kontrolnej nadeszło pozwolenie na start i maszyna ruszyła.Z wieży widać było ognisty blask wydobywający się z tylnej części osłony sil-ników, gdy maszyna kołowała na właściwy pas startowy.Potem ożyła naprawdę,dysze ryknęły jak prawdziwy bizon, koła śmignęły po pasie, oderwały się od zie-mi.Gdy bombowiec rozpoczął stromą wspinaczkę, odrzut uderzył w pas startowyjak ogień z broni palnej, zmiatając śnieg z betonu i wzniecając chmury wirującejbieli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]