Podstrony
- Strona startowa
- Sekowski Stefan Galwanotechnika Domowa Rozmiar 1 MB
- Grodzieńska Stefania Urodził go 'Niebieski Ptak'
- stefan zeromski ludzie bezdomni (5)
- Stefanowski Robert Making M
- Stefan Zweig Magellan
- Saavedra Miguel Cervantes Nowele przykładne
- Saavedra Miguel Cervantes Nowele przykładne (2)
- Ziemianski Andrzej Achaja Tom 2 (2)
- Joanna Chmielewska Lesio
- Kroger Aleksander Ekspedycja Mikro (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- akte20.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kalina ceni³ go sobie wielce i ci¹gn¹³ do ludzi, lubo bez widocznego skutku.Za to chêtnie przesiadywa³ Osmó³ka na wieczorach u majstra i z ciemnego k¹ta z zajêciemprzys³uchiwa³ siê opowieSciom majstra, którym dawa³ wiarê zupe³n¹.A nikt tak nie umia³ opowiadaæ jak nasz stary.Jak z worka sypa³ gawêdami, jedn¹ cie-kawsz¹ od drugiej, koñczy³ tê, zaczyna³ now¹, wplata³ trzeci¹ i dalsze bez koñca.A w ka¿dejdopatrzeæ siê mo¿na by³o jakiejS mySli g³êboko pod spodem przytajonej, z wierzchu dla nie-poznaki gêstw¹ s³Ã³w przykrytej.Lecz cz³ek by³ wtedy jeszcze m³ody i g³upi i bra³ z opowie-Sci owych tylko to, co bawi³o, dla oka b³yskotk¹.Jeden mo¿e Osmó³ka patrzy³ bystrzej i wni-ka³ w sedno bajek majstrowych.Bo bajdami nazywaliSmy miêdzy sob¹ po cichu opowia-dania Kaliny.Zajmuj¹ce by³y, czasem straszne, a¿ mrowie przechodzi³o i w³osy dêbem sta-wa³y na g³owie, lecz mimo wszystko baSnie tylko i bajdy.Aliæ ¿ycie pouczy³o nas wkrótceo nich trochê inaczej.Pewnego razu, gdzieS w Srodku lata, zabrak³o nam podczas wieczornej pogawêdy jednegotowarzysza: Osmó³ka nie zjawi³ siê w swym ciemnym k¹cie za kredensem.58- Pewnie gdzieS siê zawieruszy³ miêdzy dziewczêtami - ¿artowa³ Biedroñ, choæ wiedzia³, ¿ekolega do niewiast niespory i ma³o przedsiêbiorczy.- Et, pleciesz - odpowiedzia³ mu Kalina.- Powiedz raczej, ¿e go melancholia d³awi i w domujak niedxwiedx w ostêpie siedzi i ³apê ssie.Wieczór przeszed³ smutno jakoS i ospale, bo bez najgorliwszego ze s³uchaczy.Nazajutrz rano zaniepokoiliSmy siê nie na ¿arty, gdy Osmó³ka nie zg³osi³ siê do s³u¿by ko³ogodziny dziesi¹tej.W przekonaniu, ¿e czeladnik zachorowa³, poszed³ majster odwiedziæ go.Lecz w domu zasta³ tylko jego matkê, staruszkê stroskan¹ bardzo nieobecnoSci¹ syna; Osmó³-ka, jak wyszed³ na miasto dnia poprzedniego nad ranem - tak dot¹d do domu nie wróci³.Kalina postanowi³ przedsiêwzi¹æ poszukiwania na w³asn¹ rêkê.- Osmó³ka - ponura pa³ka - Bóg raczy wiedzieæ, co nabroi³.Mo¿e teraz gdzie siê ukrywa?Lecz szuka³ nadaremno do po³udnia.Wreszcie przypomniawszy sobie, ¿e czeladnik mia³ dniapoprzedniego oczySciæ komin w starym browarze za miastem, zwróci³ siê tam po objaSnie-nia.Jako¿ odpowiedziano mu, ¿e istotnie wczoraj rano by³ jakiS czeladnik w browarze i czySci³komin, lecz po zap³atê nie zg³osi³ siê.- O której godzinie skoñczy³ robotê? - zapyta³ Kalina jakiegoS siwego jak go³¹b starca, które-go spotka³ na progu jednej z browarowych przybudówek.- Nie wiem, panie majstrze.Odszed³ tak niepostrze¿enie, ¿eSmy nawet nie wiedzieli, kiedywraca³, musia³o mu siê znaæ bardzo spieszyæ, bo nawet nie zagl¹dn¹³ do nas po wynagrodze-nie.Jak to mówi¹, sczez³ jak kamfora.- Hm.- mrukn¹³ w zamySleniu Kalina.- Dziwak jak zwykle.A czy aby dobrze wyczySci³?Jak tam teraz Z kominem? Czy dobrze ci¹gnie?- Podobno nie bardzo.Synowa skar¿y³a siê znowu dziS rano, ¿e okropnie dymi.JeSli do jutranie zmieni siê na lepsze, poprosimy o wyczyszczenie powtórne.- Zrobi siê - odci¹³ krótko majster, z³y, ¿e tu niezadowoleni z jego czeladnika, i zmartwionyokrutnie brakiem dok³adniejszych o nim wiadomoSci.Tego¿ wieczora zasiedliSmy smutni do wspólnej wieczerzy i rozeszliSmy siê wczeSnie dodomów.Nazajutrz to samo: o Osmó³ce ani s³ychu, ani dychu - przepad³ jak kamieñ w wo-dzie.Po po³udniu przys³ali jakiegoS ch³opca z browaru z proSb¹, by komin wyczySciæ, bo glancu-je jak diabe³.Poszed³ Biedroñ ko³o czwartej i wiêcej nie wróci³.Nie by³o mnie przy tym, jak go Kalinawysy³a³, i o niczym nie wiedzia³em.Tote¿ zl¹k³em siê, ujrzawszy pod wieczór powa¿ne minykominiarczyków i majstra podobnego chmurze gradowej.Tknê³o miê z³e przeczucie.- Gdzie Józek? - zapyta³em, na pró¿no szukaj¹c go po izbie.- Nie wróci³ z browaru - odpowiedzia³ ponuro majster.Zerwa³em siê z miejsca.Lecz Kalina si³¹ wstrzyma³ miê przy sobie:- Samego nie puszczê.DoSæ mi ju¿ tego.Jutro rano pójdziemy obaj.JakieS licho - nie bro-war! Wyczyszczê ja im komin!Tej nocy nie zmru¿y³em oka na chwilê.Równo ze Switem wdzia³em skórzany kabat, spi¹³emsiê wpó³ mocno pasem na sprz¹czkê, wdzia³em na g³owê kominiarkê z przystu³kami i prze-rzuciwszy przez ramiê szczotki z kulami, zapuka³em do izby majstra.Kalina by³ ju¿ gotów.59- Wex ten obuszek - rzek³ mi na powitanie, podaj¹c rêczn¹, Swie¿o znaæ obci¹gniêt¹ na bru-sie siekierê.- Mo¿e ci siê przydaæ prêdzej ni¿ miot³a lub drapaczki.Wzi¹³em narzêdzie w milczeniu i poszliSmy szybkim krokiem w stronê browaru.Poranek by³ piêkny, sierpniowy i cisza ogromna w powietrzu.Miasto jeszcze spa³o.Milcz¹cprzeszliSmy rynek, most na rzece i skrêciliSmy w lewo przez bulwary na goSciniec, wij¹cysiê w dal pomiêdzy topolami.Do browaru by³ kawa³ek drogi.Po kwadransie wytê¿onego chodu zeszliSmy z traktu w bokpod przedmiejskie przylaski, rzucaj¹c siê na prze³aj przez siano¿êcia.W oddali ponad ol-szynk¹ zarysowa³y siê miedzianymi p³atami dachy budynków browarowych.Kalina Sci¹gn¹³ kapê z g³owy, prze¿egna³ siê i zaczai bezg³oSnie poruszaæ wargami.Szed³emobok w milczeniu, nie przerywaj¹c modlitwy.Po chwili majster nakry³ z powrotem g³owê,Scisn¹³ mocniej siekierê i zagada³ cicho:- Licho - nie browar.Piwa tam i tak ju¿ od lat jakich dziesiêciu nie warz¹.Stara rudera i tyle.Ostatni piwowar, niejaki Rozbañ, podobno zbankrutowa³ i powiesi³ siê z rozpaczy.Rodzina,sprzedawszy za bezcen miastu budynki i ca³y inwentarz, gdzieS wynios³a siê w inne strony.Nastêpca dot¹d ¿aden nie zg³osi³ siê.Kot³y i maszyny maj¹ byæ liche i starego systemu, a nanowe nie ka¿dego staæ; nikt nie chce ryzykowaæ.- Wiêc kto w³aSciwie kaza³ oczySciæ komin? - zapyta³em, rad z tego, ¿e zawi¹zana rozmowaprzerwa³a przykre milczenie.- JakiS podmiejski ogrodnik, który przed miesi¹cem za pó³darmo sprowadzi³ siê do pustegobrowaru z ¿on¹ i starym ojcem.Ubikacyj maj¹ sporo i miejsca doSæ, choæby dla kilku rodzin.Sprowadzili siê pewnie do izb Srodkowych, zachowanych w najlepszym stanie, i ¿yj¹ sobieza tanie pieni¹dze.Teraz im kominy glancuj¹, bo stare ju¿ i têgo sadz¹ zapchane.Nie czysz-czone od dawna.- Nie lubiê tych starych kominów - doda³ po ma³ej przerwie w zamySleniu.- Dlaczego? Czy mo¿e dlatego, ¿e wiêcej z nimi roboty?- G³upiS, mój kochany.Bojê siê ich - rozumiesz - bojê siê tych starych, od lat nie tykanychszczotk¹, nie skrobanych ¿elazem wlotów.Lepiej zwaliæ taki komin i nowy postawiæ, ni¿dawaæ go czySciæ ludziom.Popatrzy³em na twarz Kaliny w tej chwili.By³a dziwnie zmieniona lêkiem i jak¹S wewnêtrzn¹odraz¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]