Podstrony
- Strona startowa
- Homa Jan Antoni Ostatni koncert
- Bear Greg Wiecznosc (SCAN dal 1073)
- Bear Greg Wiecznosc
- Eco Umberto Baudolino (2)
- Sams' Teach Yourself Linux In 24 Hours
- Gulland Sandra Kochanka Słońca
- Pohl Frederik Kroniki Heechow
- Nik Pierumow Ostrze Elfow
- Dav
- Bialolecka Ewa Tkacz Iluzji (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ugrzesia.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.¯aden majstersztyk, ale intryguj¹ca.Zmarszczy³ czo³o.Czasami odnosi³ wra¿enie, ¿e nie jest prawdziwym autorem, ¿e Radio Œmierci rozdziela wiersze nie wed³ug osobowoœci, ale numeru w kolejce.Lecz teraz to uczucie by³o szczególnie silne.On tego nie napisa³.Ktoœ, gdzieœ us³ysza³ jego dosiê-mowê i przetworzy³ j¹ za niego w te strofy.Rêka sama mu siê wyci¹gnê³a i skreœli³a pod wierszem s³owa „Po prostu spytaj".O co spytaæ? ,Gnomizmy.Zagadkowoœci.Imiê to tylko g³upców strój, S³owa s¹ œmierci¹ myœli.Nie z materii królestwo swe krój Lecz z tego, co w pieœni siê iœci.Wypuœci³ drewienko z rêki.Litery œci¹gnê³y wszystkie iskierki z ziemi do swoich maleñkich dolin i skarp.Jarzy³y siê teraz w mroku panuj¹cym w sza³asie.To nie on je napisa³; bli¿sze prawdy by³oby stwierdzenie, ¿e rozmawia³ z kimœ.* Prze³o¿y³ £ukasz Nicpan.- Cz³owieku-dziecko!Zostawi³ œwiec¹ce w pyle s³owa i wycofa³ siê do wyjœcia z domku.Odci¹gn¹³ zas³onê z trzcin.Przed jego chat¹ sta³a Spart.- Tak?- Nie bêdziesz dzisiaj trenowa³ - powiedzia³a.Sta³ w zimnym pr¹dzie powietrza cyrkuluj¹cym wokó³ niego.No to co?- Nie jesteœ wiêŸniem.Tylko nie zwracaj ju¿ na siebie uwagi Lamii i nie rozpowiadaj naoko³o, ¿e planujesz ucieczkê.Buñczucznik ma dosyæ spraw na g³owie.- Jej twarz zmarszczy³a siê na chwilê w uœmiechu.- Nie musisz tkwiæ na pagórku, kiedy nie trenujesz.Mo¿esz chodziæ, gdzie chcesz, nie ogl¹daj¹c siê na nas.- Urwa³a i rozejrza³a siê znacz¹co w ko³o.- Tylko gdzie ty bêdziesz chodzi³? Nie ma dok¹d.Nie ma dok¹d.- Móg³bym przejœæ przez Przeklêt¹ Równinê, jak wtedy, kiedy szliœmy po Biriego - zaproponowa³.Rozeœmia³a siê.- Mam nadziejê, ¿e nie jesteœ taki g³upi, ¿eby tego próbowaæ.Jeszcze za wczeœnie.Nie mo¿na jej by³o odmówiæ racji.- Co bêdziecie robi³y dzisiaj z Birim?Spart potrz¹snê³a g³ow¹ i przy³o¿y³a palec do ust.- To nie ludzki interes.- Oddali³a siê, a on puœci³ zas³onê i wróci³ do s³ów nabazgranych w piasku.Ju¿ nie œwieci³y.Podniós³ stopê, ¿eby je zmazaæ, ale rozmyœli³ siê i wyci¹gn¹³ ksi¹¿kê ze schowka pod krokwiami.Otworzy³a mu siê w rêkach na d³ugim poemacie Keatsa „Lamia", który czyta³ ju¿ kilka lat temu i zapomnia³.Nie wyjaœnia³ jego sytuacji, ani nie rzuca³ wiele œwiat³a na Lamiê; wzbudzi³ jednak jego ciekawoœæ, dlaczego akurat tak j¹ nazywano.Nie by³o w niej nic z wê¿a.Mo¿e tylko to, ¿e zrzuca³a skórê.Zamkn¹³ ksi¹¿kê i wsun¹³ j¹ do swojej œwie¿o przyszytej kieszeni.Wyszed³ na zewn¹trz.Pagórek wygl¹da³ na opustosza³y.Przez moment mia³ straszn¹ ochotê odszukaæ ¯urawice i Biriego i podpatrzyæ, co robi¹ - ale by³o to zadanie równie niewykonalne; jak sama ucieczka przez Przeklêt¹ Równin¹.Ruszy³ w kierunku Pó³miasta.Gdy zbli¿a³ siê do dziedziñca targowego, us³ysza³ jakieœ zamieszanie.W bramie targowiska sta³o trzech wysokich Mieszañców wœród nich stra¿nik, który jako pierwszy spotka³ Savarina i Michaela na peryferiach Pó³miasta - patrz¹cy na ma³y t³umek, jaki zebra³ siê przed wejœciem.Dyskusja prowadzona by³a po kaskaryjsku i z podniesionych g³osów mo¿na siê by³o zorientowaæ, ¿e jest za¿arta.Eleuth sta³a z boku ze spuszczon¹ g³ow¹.Michael podszed³ do niej - Co tu siê dzieje?- Nie zarz¹dzam ju¿ targowiskiem - odpowiedzia³a.Próbowa³a siê uœmiechn¹æ, ale usta odmówi³y jej pos³uszeñstwa.Nie prowadzi³am go dobrze od czasu porwania Lirga.Tak twierdzi Rada Mieszañców.Michael spojrza³ na stra¿ników i na t³um i poczu³, ¿e na twarz wystêpuje mu rumieniec.- Co bêdziesz teraz robiæ?- Przydziel¹ mi nowy dom i znajd¹ innego zarz¹dcê.Przeprowadzê siê.- Nie mo¿esz walczyæ o swoje?.Potrz¹snê³a g³ow¹ zaszokowana tym pomys³em.- Nie! Decyzje rady s¹ ostateczne.- Kto zasiada w radzie?- Haldan.Ale on otrzymuje polecenia od Alyonsa, który sprawuje nadzór nad wszystkim, co dzieje siê na Ziemiach Paktu, a zw³aszcza w Pó³mieœcie.- Czy mogê ci jakoœ pomóc?Dotknê³a z wdziêcznoœci¹ jego policzka.- Nie.Przydziel¹ mi now¹ pracê, lepiej dostosowan¹ do moich umiejêtnoœci.Poklepa³a go po policzku, a nim targnê³a fala poczucia winy.Nauka szybciej mi teraz przychodzi - powiedzia³a nieobecnym tonem.- Wkrótce bêdê potrafi³a robiæ to, co umie ka¿dy m³ody Sidh.- Mówisz o magii?- Tak.Michaelu, moglibyœmy przejœæ siê dzisiaj.- Nie móg³ znieœæ tego wyrazu cierpienia i rozpaczy, jaki malowa³ siê na jej twarzy.- Nad rzekê.Zanosi siê na ocieplenie.mo¿e da siê pop³ywaæ.Michael skrzywi³ siê i potrz¹sn¹³ g³ow¹.- Nie wiem, czy jeszcze kiedyœ zdecydujê siê na p³ywanie.- Och, Rzekole rzadko sprawiaj¹ problemy podczas dnia.Poza tym potrafiê dostrzec ich na d³ugo przed tym, zanim nas dosiêgn¹.Niezbyt go to uspokoi³o.Ale czemu nie mia³by spêdziæ z ni¹ dnia? Perspektywa by³a poci¹gaj¹ca.Ale dziel¹cy ich dystans powiêkszy³ siê teraz, kiedy to ona kogoœ potrzebowa³a, kiedy szuka³a w nim oparcia.- Nie jestem teraz w stanie komukolwiek pomagaæ - powiedzia³.Spojrza³a w ziemiê.W koñcu jednak to poczucie winy - i zwyk³e po¿¹danie, które jeszcze pogarsza³o jego samopoczucie - kaza³y mu siê zgodziæ.A co z targowiskiem? - spyta³, gdy odchodzili.- Zajm¹ siê nim.ChodŸ.S³oñce znowu wyjrza³o przepêdzaj¹c wiêkszoœæ chmur.Popo³udnie by³o przyjemnie ciep³e.Rzeka p³ynê³a szeroko i powoli, równie¿ ciep³a co zdziwi³oby Michaela, gdyby znajdowali siê na Ziemi.Woda by³a na tyle przejrzysta, ¿e zauwa¿y³ d³ug¹ srebrn¹ rybê sun¹c¹ w g³êbinach, tu¿ nad widmowymi trzcinami.Eleuth le¿a³a nag¹ na brzegu, a Michael wyci¹gn¹³ siê na boku, plecami do niej, podpieraj¹c g³owê na rêce zgiêtej w ³okciu.- Jak spisuje siê ten Sidh nowicjusz? - spyta³a Eleuth.Nie potrafi³ odczytaæ jej tonu, oderwa³ wiêc wzrok od rzeki i spojrza³ na ni¹.- Chyba dobrze.Nie wiem, co to znaczy byæ tu kap³anem - kap³anem Adonny.- To znaczy iœæ na kompromisy, powiedzia³ kiedyœ mój ojciec.Swego czasu próbowa³ czciæ Adonnê jak Sidh, ale nic to nie da³o.Sidhowie to jeden wielki kompromis.Oni oddaj¹ czeœæ Adonnie, Adonna pozwala im tu ¿yæ.- Jak mo¿na wymuszaæ wiarê?- Niektórzy Sidhowie s¹ Adonnie bardzo oddani.Czuj¹ siê z nim spokrewnieni.- W jaki sposób spokrewnieni?- Lirg powiedzia³ kiedyœ, ¿e Adonna jest jak Sidhowie.„Jesteœmy siebie godni, my i nasz Bóg; i my, i on jesteœmy niedokoñczeni i zagubieni".A jaki jest Bóg na Ziemi?- Jestem ateist¹ - odpar³ Michael.- Nie wierzê, ¿e istnieje Bóg na Ziemi.- A wierzysz w istnienie Adonny?To go zaskoczy³o.Nie kwestionowa³ w³aœciwie jego istnienia.Pomimo ¿e ponury, by³ to jednak œwiat fantazji, a wiêc mogli istnieæ w nim bogowie.Ziemia by³ realna, praktyczna; nie by³o na niej miejsca na bogów.- Nigdy go nie spotka³em b¹kn¹³.- Tego - poprawi³a go Eleuth.- Adonna nie ma ¿adnej p³ci.I ciesz siê, ¿e tego nie spotka³eœ.Lirg mówi.mówi³.Umilk³a nagle.- Czy nie denerwuje ciê, ¿e tak du¿o mówiê o Lirgu? - spyta³a po kilku sekundach.- Nie.Dlaczego mia³oby mnie denerwowaæ?- Podobno ludzie wol¹, ¿eby rozmowa koncentrowa³a siê na nich, nie na innych.Tak s³ysza³am.- Nie jestem egocentrykiem - stwierdzi³ stanowczo Michael.Spojrza³ na jej d³ugie nogi, tak powabne, bia³e i jedwabiste, i wyci¹gn¹³ rêkê, ¿eby dotkn¹æ jej uda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]