Podstrony
- Strona startowa
- SCARROW, Alex TIME RIDERS 4 Wieczna wojna
- Melissa Marr Wróżki 03 Krucha Wiecznoć
- James Jones Stad do wiecznosci
- Haldeman Joe Wieczna wolnosc
- Jones James Stad do wiecznosci
- Sapkowski Andrzej Wieczny ogień
- Marr Melissa Wróżki 02 Król Mroku
- William Wharton Tato
- Albert Speer Wspomnienia (2)
- Bagley Desmond Pulapka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- boszanna.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wciąż jesteś dla nas cenna.- A moi towarzysze?- Przybędą tutaj, jeśli tego pragniesz.- Pragnę tego.Proszę.Typhon uśmiechnął się.- Twoje zachowania cudownie maskują twój stan.Prostota, pod którą kryje się agresja.Przekazałem twoją prośbę, spotkamy ich na Rodos, jeśli nie przekroczymy limitu energii.- Obawiam się, że nie mogę już stać.Jestem bardzo zmęczona.Typhon zachęcił ją, by usiadła na platformie bąbla.- Nie pomyślę, że jesteś niezdarna.Krzywiąc się nie tylko usiadła, ale nawet położyła na brzuchu i wyjrzała poza krawędź.- Czy lecimy na Rodos?- Tak.Zielona linia pojawiła się między chmurami i wijąc się prowadziła bąbla nad oceanem.Nie wiedziała, w jakim kierunku leciała ich klatka.- Czy badałeś innych ludzi przede mną? - zapytała.- Tak.Moje dusze badały dziesiątki ludzi z twojego świata, zanim zająłem się twoimi danymi.- Czy wiesz o nas wszystko? - Czuła wyraźną złość.Miała nadzieję, że dotrze to do niego.- Nie.Jest wiele subtelności, w których się gubię.Wiele zostało jeszcze do zbadania.Nie będę mógł badać cię do końca.Są ważniejsze zadania, a moje dusze są całkowicie wykorzystane.- Wciąż to powtarzasz - powiedziała Rita zmęczonym głosem.- Moje dusze.Nie wiem, co masz na myśli.- Nie jestem jednostką.Jestem aktywnie przechowywany.- Jak ziarno w worku? - zapytała Rita ironicznie.- Jak pamięć w twoim umyśle - spokojnie dokończył Typhon.Znajduję się w szczelinie.Możemy wzbudzać rezonans w szczelinie i magazynować ogromne ilości informacji - dosłownie całe światy informacji.Czy to jest dla ciebie jasne?- Nie - przyznała.- Jak możesz być więcej niż jeden?- Ponieważ moje wzory, moja dusza mogą być powielane w nieskończoność.Mogę łączyć się z innymi duszami o innych możliwościach i strukturach.Można tworzyć z nas różne kombinacje - i umieszczać je w maszynach, statkach, rzadziej w ciałach.Pracuję, gdy któraś z moich dusz jest uruchamiana.- Czy uczono cię, jak obchodzić się z obcymi?- W pewnym sensie.Badałem byty podobne do was, gdy walczyliśmy z ludźmi w Drodze.Byłem wtedy biologiczną jednostką, wyglądałem podobnie jak po urodzeniu, choć oczywiście byłem dorosły.Babka powiedziała Ricie, że wie bardzo mało o wojnach z jartami.Mała dziewczynka nie rozumiała z tego dużo - dalekie cuda w bajkowej krainie.Żałowała, że nie słuchała wtedy z większą uwagą.- Jaki był twój oryginalny kształt?- Nie byłem w ogóle podobny do ludzi.- Ale czy w ogóle miałeś jakiś określony kształt?- Nie.Mój fragment miał pewien kształt.Potem połączyłem się z innymi.- Obracał wskazującym palcem w powietrzu, a Rita patrzyła na niego zakłopotana.“Moje pytania nie zbliżają mnie do prawdy, której szukam.”- Znów nic nie rozumiem.Wyjaśnij mi po kolei.Typhon uklęknął przy niej, oparł łokcie na kolanach i złączył ręce.Wyglądał bardzo po ludzku.Czyżby jego twarz nabierała stopniowo więcej wyrazu?- W twoim języku nie ma odpowiednich słów.Języki oparte na dźwiękach są nieodpowiednie.- Nie rozmawiacie ze sobą.- Nie używamy dźwięku, w każdym razie niebyt często.- Czy zabiłbyś mnie, gdyby ci kazano?- Nikt nie wyda takiego rozkazu.Nigdy nie niszczymy wzorów umysłu.To jest u nas zbrodnią, grzechem.Dość tego na razie.Wyciągnęła się na brzuchu.Pod nimi ciągnął się błękitnozielony ocean.Był płytki, a z jego dna wyrastały skaliste wyspy, jak kępy drzew.Nie znała tego miejsca.Jednak musieli być blisko Rodos.“Blisko” mogło mieć inne znaczenie w ich języku.Mogli przecież podróżować Drogą i odwiedzać różne światy.Pojawiało się coraz więcej wysp.Każda przykryta złotą czapą, jakby wymalowaną na skałach.Nie było roślin, ani łodzi na wodzie.Tylko chmury, cienie na morzu i złote wyspy.- Czy mogę odetchnąć tym powietrzem.- Nie - krótko odpowiedział Typhon.- Dlaczego nie?- Nie jest teraz zdrowe.Są w nim organizmy i maszyny, tak małe, że nie możesz ich zobaczyć.Podnoszą Gaię na wyższy stopień wydajności.- Nikt tu nie mieszka?Typhon spojrzał ze współczuciem.- Nikt z ludzi.Zrobiło jej się słabo.Czy przynieśli tu choroby, które zabiły wszystkich? Śmierć i profanacja.- Nigdzie nie ma ludzi?- Na Gai nie ma już ludzi.Zostali zmagazynowani i będą badani.Przez chwilę zastanawiała się nad tym, co usłyszała.Potem zalała ją fala nienawiści, która przerwała wszelkie zapory.Odrzucił głowę do tyłu.Wezbrała w niej cała energia, a z jej gardła wydarł się rozpaczliwy krzyk.Z uniesionymi pięściami rzuciła się na Typhona.Nie próbował się bronić.Biła go z całych sił, nie słabymi kobiecymi dłońmi, lecz całą siłą zgładzonego świata.Nigdy nie uczono ją, jak walczyć o siebie.Pięści miażdżyły twarz strażnika, kolana rozgniatały jego ciało.Był obrzydliwie miękki, jak surowe ciasto.Ustępował przy każdym ciosie.Krzyczała coraz głośniej i wyżej z każdym ciosem.Ślina ciekła jej z ust, oczy same zamykały się.Waliła na oślep, potem chwyciła za szyję, wbijając palce w pozorne ciało.Typhon upadł na platformę.Miał zniekształconą twarz, rozbite i wgniecione oczy.Kopała go jeszcze przez chwilę, zanim wypełniła ją mroczna pustka.Patrzyła na niebo nad bąblem, a łzy płynęło jej po twarzy.Furia minęła, choć ręce i dłonie wciąż jeszcze drżały.Stopniowo opanowała się.Popatrzyła na dół, na wyspy, które nie wydawały się już bliskie i ludzkie.Jak przerażony koń, ze źrenicami jak łebki od szpilek, rozszerzonymi nozdrzami, starała się ustać na nogach.Chwyciła poręcz i poczuła, że zaraz zwymiotuje.Na pustym morzu ujrzała znajomy ciemnozielony kształt i po raz ostatni poczuła błysk radości - to była jej wyspa, Rodos.Poznałaby ją wszędzie.Bąbel nadal wiózł ją do domu.Typhon odezwał się swoim dawnym, niezmienionym głosem: - Możliwe, że przekraczam limit energii.44.Thistledown CityPrezydent Farren Siliom wszedł do pełnej sali obrad i skierował się w stronę podium.Olmy usiadł obok Korzeniowskiego i Mirskiego.Wraz z całym Nexus słuchali przemówienia prezydenta.Twarz Korzeniowskiego nie wyrażała wiele.Zdawał sobie sprawę, jak ważne jest to posiedzenie, ale nie można było zgadnąć, czy jest zadowolony, czy wręcz przeciwnie.Mirski był, jak zwykle, uprzejmie uśmiechnięty, ale jego uprzejmość mogła być większym zagrożeniem dla Hexamonu niż spotkanie z jartami - tego przynajmniej obawiał się Olmy.Już od pewnego czasu wierzył bez zastrzeżeń w opowieść Rosjanina.Uważał go za człowieka - jeśli był to w ogóle człowiek - niezdolnego do kłamstwa.Prezydent również nie miał wątpliwości.Opinia Garabediana ostatecznie go przekonała.Teraz Nexus, a wraz z nim prezydent, choć z powodów czysto politycznych, decydował się na otwarcie Drogi.Skutki tej decyzji mogą fatalnie wpłynąć na relacje z Ziemią - trudno będzie zasypać przepaść, która właśnie powstaje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]