Podstrony
- Strona startowa
- Andrzej.Sapkowski. .Krew.Elfow.[www.osiolek.com].1
- Norton Andre Lackey Mercedes Zguba elfow
- Dick Philip K. Król Elfów
- Andrzej Sapkowski 1. Krew Elfow
- Krew Elfow
- Ostrzegam czytelnika Carter Dickson
- Nik Pierumow Czarna w3ocznia
- Pierumow Nik Czarna Wlocznia 2
- Iskry z popiołów nieznane opowiadania XIX wieku
- Chmielewska Joanna Zlota mucha
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- plazow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszedłem do Przygórza przez Południowe Wrota, a Zielony Trakt, jak wiadomo, przechodzi wzdłuż wschodniej granicy Mogilników.Krasnolud i hobbit zadrżeli.Zbyt żywe były wspomnienia o potwornych ogniach na szczytach Kurhanów i ponurych pieśniach, zakłócających nocną ciszę.Obaj spuścili głowy i milczeli.Rogwold zauważył ich reakcję i od razu wszystkiego się domyślił.- Wy też to widzieliście? - zapytał z trwogą w głosie.- Starzy myśliwi i tropiciele mówili mi, że w Mogilnikach dzieje się coś niedobrego, że one odżywają.Wtedy, czyli przed dwoma laty, nie zwróciłem na to uwagi, przecież my, łowcy, lubimy czasem trochę ubarwić opowieści.Ale teraz, kiedy na własne oczy widziałem, jak płoną Mylne Kamienie na szczytach wzgórz, kiedy usłyszałem tę ponurą pieśń - przyznam, poczułem się niepewnie.A co wy widzieliście?Torin krótko opowiedział Rogwoldowi o nocnych przygodach, które przeżyli w pobliżu Przygórza.Tamten skinął głową.- Nie ma wątpliwości - westchnął.- To oddział z Północy.Natrafiłem na ślady dziwnie podkutych koni już wczoraj, kiedy jechałem na skróty przez las.Ślady prowadziły w jednym kierunku - ku Mogilnikom.- Poczekaj - wtrącił Folko.- A dlaczego uważasz, czcigodny Rogwoldzie, że tamci przyszli właśnie z Północy?- Nie wszyscy - odpowiedział poważnie Rogwold - ale wielu.Widzisz, ich konie są naprawdę dziwnie podkute.Takie podkowy i takie gwoździe mają tylko w Angmarze.Bywałem tam nieraz, kiedy uczestniczyłem w poselstwach Namiestnika.I teraz widzę te same ślady na przestrzeni kilku mil na południowy wschód od Przygórza!- Ale ten oddział, który my spotkaliśmy, szedł akurat w drugą stronę, obchodząc Przygórze od północnego zachodu - zdziwił się krasnolud.- Ach tak? - uniósł brwi Rogwold.- To rzeczywiście nowina! Prawdopodobnie kierowali się do Mogilników z różnych stron.A my siedzimy sobie w ciepłej i cichej oberży.- Łowca przygryzł wargę.- Co mamy robić? - zapytał Torin.- Jesteś doświadczony, znasz okolicę, pomóż nam! Przecież to, co wszyscy trzej widzieliśmy, dotyczy nie tylko Przygórzan, ale całego Arnoru! Według mnie, trzeba zawiadomić dowódcę arnorskiej drużyny!- Dowódca kroku nie zrobi bez rozkazu z Annuminas - smutno uśmiechnął się Rogwold.- Ma chronić Przygórze.Jeśli go ktoś zaatakuje, to będzie się bronił, a inaczej.Na dodatek nie ma sensu pchać konnicy w leśne ostępy.- Ciekawe! - Torin poderwał się na równe nogi.- Tamci konni mogą się wałęsać po lesie, a nasi, jak się okazuje, nie?- Spokojnie, proszę.- Rogwold podniósł ręce jakby w obronnym geście.- Pójdziemy, rzecz jasna, do dowódcy, ale pożytku z tego dużo nie będzie.- Możliwe, ale nigdy sobie nie wybaczę, jeśli tego nie zrobimy! - powiedział krasnolud i zaczął pospiesznie się ubierać.Zapiął swój szeroki pas, zatknął zań topór i pytająco popatrzył na hobbita.Folko rozumiał, że w walce się nie liczy.Nie wolno mu jednak zawieść oczekiwań Torina, tak by ten spluwał z pogardą na samo wspomnienie kraju hobbitów.Krasnoludowi będzie wszystko jedno, z jakiego powodu Folko stchórzył.To nowe, nieznane dotąd uczucie zwyciężyło.- Jesteś gotów, Folko? - zapytał Torin.Stojąc w progu, odwrócił się do hobbita.W ślad za nim podniósł się Rogwold.- Jestem gotów - odpowiedział twardo hobbit, ze wszystkich sił starając się, by głos mu nie zadrżał.Wyszli z oberży, mówiąc napotkanemu po drodze Barlimanowi, że wkrótce wrócą i by przypilnował ich rzeczy.Oberżysta skinął głową i życzył im przyjemnego spaceru - nic tak nie pobudza apetytu przed obiadem, jak mała przechadzka.Folko poczuł, jak strach skręca mu wnętrzności na myśl, w co może przerodzić się ten spacer.Rogwold maszerował obok; stary łowca wydawał się spokojny jak skała.Szli szeroką, dobrze utrzymaną główną ulicą Przygórza.Rogwold wyjaśnił hobbitowi, że jak niemal wszystkie podobne ulice w innych arnorskich osiedlach, nosi ona imię Wielkiego Króla.Wędrowcy mijali wysokie płoty i mocne wrota; za ogrodzeniami piętrowe drewniane domy z bali, pokryte szarą tarcicą, tonęły w zieleni sadów, nieco już zabarwionej purpurą jesieni.Ulica prowadziła w dół, stopniowo schodząc z szerokiego rozpościerającego się wzniesienia.Odchodziło od niej kilka mniejszych uliczek; jak i na głównej, wzdłuż nich również ciągnęły się mocne, zadbane domy.Wszystkie ulice wiodły do otaczającego Przygórze częstokołu, po przekroczeniu którego stawały się zwyczajnymi polnymi drogami, prowadzącymi do okolicznych wiosek.Przygórze, jak za czasów Bilba i Froda, było czymś w rodzaju stolicy zasiedlonych ziem stanowiących dość rozległą wyspę pośród bezbrzeżnego morza Głuszy.Przez trzysta lat pokoju Arnorczycy dokonali wielkiego dzieła, jednakże było ich za mało, a osiedlali się przede wszystkim bardziej na północ, w okolicach Annuminas, Fornostu i leżących między nimi jezior.Zupełnie kiedyś dzikie okolice, położone wzdłuż porzuconego jeszcze przed początkiem Czwartej Epoki Zielonego Traktu, były już od dawna ucywilizowane, jednakże granica terenów zaludnionych przesunęła się niewiele - najwyżej jakieś sto mil - na wschód.Nie było tam dużych osiedli, lecz tylko niewielkie wioski.Właśnie one bywały celem łupieżczych wypraw tajemniczych jeźdźców.Wszystko to Rogwold opowiedział słuchającemu go z otwartymi ustami hobbitowi, gdy szli do stojących tuż przy częstokole długich piętrowych budynków.Tu kwaterowały dwa szwadrony arnorskiej konnicy, pozostawionej w Przygórzu na rozkaz Namiestnika po tym, jak nasiliły się zbrojne napady na Wschodnim i Zielonym Trakcie.Folko, Torin i Rogwold znaleźli się w niewielkiej, dobrze oświetlonej izbie, wypełnionej przyjemnym zapachem żywicy ze świeżych, niedawno ułożonych na ścianach cienkich desek.Wzdłuż ścian stały szerokie ławy.Ich oparcia, podobnie jak drzwi wejściowe, były bogato rzeźbione.Środek izby zajmował duży okrągły stół, obok niego - osiem drewnianych rzeźbionych foteli.Na ścianach rozwieszono różnorodną broń; błyszczała wyczyszczona stal pancerza, rozpiętego niczym skóra dziwnego zwierzęcia.Na przeciwległej ścianie znajdowały się jeszcze jedne drzwi, pozbawione wszelkich ozdób, zbite z opalonych dębowych bali.- Proszę siadać - zwrócił się do gości Narin, dowódca posterunku.- Kapitan zaraz przyjdzie.Hej, Herwin! - krzyknął do jednego z towarzyszących mu młodych żołnierzy.- Dawaj no migiem mapę na stół!Za dębowymi drzwiami rozległy się kroki.Wszyscy żołnierze, łącznie z Narinem, stanęli na baczność.Kapitan szybko wszedł do izby i zatrzymał się dwa kroki od stołu, na którym rozłożono już mapę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]