Podstrony
- Strona startowa
- Trylogia Hana Solo.02.Zemsta Hana Solo (3)
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Vinge Joan D Królowe 02 Królowa Lata Zmiana
- Carey Jacqueline [ Dziedzictwo Kusziela 02] Wybranka Kusziela
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Lindskold, Jane [Firekeeper 02] Wolf's Head, Wolf's Heart
- Brust Steven Vald Taltos 03 Teckla
- Filozofia. Zarys historii A Karpiński, J Kojkoł
- Chmielewska Joanna Najstarsza prawnuczka
- Weber Ringo tom 1 Marsz w glab ladu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacisnęła w dłoni swój srebrny medalion i skupiła się, wyrzucając z umysłuwszystko, co zbędne, cały niepotrzebny teraz chaos myśli, gniewu, przerażenia.Jasności, bądz ze mną.Daj mi siłę.Srebrna moc rozjarzyła się w niej jak latarnia, a pod powiekami zjawił się obrazprzywołany przez dar.I Iglendis zdematerializowała się, podążając tam w miejsce,które widziała wewnętrznym wzrokiem.Zwiątynia& ołtarz& zwłoki&Nie dotarła do celu.Szara mgła spadła na nią znikąd, oślepiła ją i wypchnęła z przestrzeni międzywymiarami.Czarodziejka zmaterializowała się tak gwałtownie, że nie zdołała ustać;usiadła ciężko na zimnym, nieprzyjemnie wilgotnym spągu.Jej ręka dotknęła czegośmiękkiego, co uciekło z piskiem.Iglendis, oszołomiona, potrząsnęła głową.Czuła smród spalenizny.Wokół, wmdłej poświacie pękniętej lampy, piętrzyły się roztrzaskane i osmalone zwłoki gole-mów.Więc już nawet nad własnym darem nie była w stanie zapanować!& To była jejpierwsza myśl.A druga, pełna lodowatej wściekłości to umarli.Umarli ją oszukali,wykorzystali i zdradzili.Poczuła ucisk w gardle, z trudem opanowała mdłości.Jedna błędna decyzja iświat zawalił się wokół niej.Oszukała zwierzchnika& Postawiła wszystko na jednąkartę; gdyby jej się powiodło, to Demetheos wyszedłby na starego głupca, tyrana, któ-ry nie pozwala podwładnym działać wedle uznania i rozwijać się tak, jak na to zasłu-gują.Teraz mogła jedynie wrócić do koszar i stawić czoła temu, co ją tam czekało.* * *Krzyczący w Ciemności zmusił się, żeby oddychać głęboko i równo.Uspokajałsię powoli.Zafascynowany obserwował, co dzieje się ze zwłokami Trójokiego.W miarę, jakzanikało wiążące je zaklęcie, mięśnie, ścięgna i kości rozpadały się; proces rozkładuprzyspieszony dwudziestokrotnie, stukrotnie& Trup poczerniał w oczach, kurczył się izsychał, aż zmienił się w pokraczny ochłap.Metalowy hełm, pancerz i broń rozkruszy-ły się, przeżarte rozkwitłą nagle rdzą; biały płaszcz pożarła kłaczkowata pleśń.W koń-cu pozostał jedynie szarawy miał, taki sam jak kurz, który pokrywał posadzkę świąty-ni.Boginie beznamiętnie spoglądały z wysokiego ołtarza.Dokonało się to, co mia-ło się dokonać.Nagle ciemność na powrót zgęstniała, ożyła mnóstwem nienawistnych szep-tów.Umarli wyłonili się dziesiątkami ze ścian i sklepienia, w okamgnieniu wypełnia-jąc salę.Posuwali się do przodu wolno, lecz nieubłaganie.Oddaj nam dziewczynę.Jest nasza.Krzyczący z powrotem przywołał cień, otulił się nim; tylko jego oczy płonęłyżółto. Chcecie walczyć?Zawahali się, sycząc złowrogo. Chcecie walczyć?! Uniósł rapier i poruszył palcami lewej ręki, szykując za-klęcie.Nie byli gotowi na konfrontację.Cofali się i uciekali, znikając w mroku.%7łmij odwrócił się.Lorraine dygotała, skulona pod murem. Idziemy. Pomógł jej wstać. Postaraj się nie mdleć jeszcze przez chwilę.* * *W komnacie z kolekcją osobliwości Demetheos oderwał się z krzykiem odkryształu, przeszyty bólem, który przez sekundę wibrował we wszystkich włóknachciała.Obrazy unoszące się w fioletowej przestrzeni rozprysły się jak pękająca bańkamydlana.Opiekun Miasta ciężko oparł się o mur, stopniowo odzyskując jasność myśle-nia.Wypchane ptaki i zwierzęta obserwowały go szklanymi oczami.Wiedział, co się stało.Zginął Trójoki.Ochłonąwszy, wspiął się po schodach na taras, skąd mógł łatwo ogarnąć wzro-kiem niebo, a umysłem sięgnąć ku aurze miasta, którego światła błyszczały w oddali.Widząc rozjarzające się pomiędzy gwiazdami czerwone linie, na razie jeszcze cienkiejak pajęcza sieć, wydobył zza pasa srebrny sztylet.Szepcząc odpowiednie słowa, naciąłprzedramię na tyle głęboko, żeby popłynęła krew.Nakreślił nią na marmurowych pły-tach tarasu pentagram, a wokół niego zaczął szybko rysować kredą dalsze magicznefigury, powstrzymując zachwianie w zarodku, jakby gasił zarzewie pożaru.Skończywszy, już miał się udać do komnaty na najwyższym piętrze wieży, wy-posażonej w aparaturę do rozmów na odległość, żeby skontaktować się z garnizonemw Podziemiach.Przedtem jednak, tknięty nagłym podejrzeniem, zszedł z powrotemna dół i bacznie przyjrzał się gwiezdnemu kryształowi.* * *Kłódka otwarła się z cichym szczęknięciem. Wchodz powiedział Krzyczący. Nie bój się.Lorraine z ociąganiem przestąpiła próg.W pierwszej kolejności uderzył ją zapach.Dziwna, nawet przyjemna mieszankawoni dymu, kamfory, siarki oraz ziół.Dziewczyna rozejrzała się nieufnie.Pomieszcze-nie wyglądało jak utrzymany we względnym porządku warsztat alchemika.Na hakuwbitym w mur wisiała latarnia wypełniona świecącą mazią.Na stole i półkach stałynaczynia o dziwnych kształtach, piętrzyły się księgi, na murach widniały symbole na-kreślone kredą i węglem.W kącie znajdowało się posłanie przykryte kocami.Dotarło do niej, że ka-irazabrał ją do swego domu.Ogarnęła ją obezwładniająca pewność, że jednak nie wyj-dzie żywa z tej przygody.Przecież nie będzie ryzykował, że go wydam władzom.Ka-ira właśnie ryglował drzwi.Lorraine spuściła głowę z lodowatą świadomo-ścią, że czarny mag może z nią teraz zrobić absolutnie wszystko, a potem ją zabić.Inikt się nigdy nie dowie.Brune tymczasem zawahał się, niepewny, co powiedzieć.Nie przywykł do cu-dzej obecności w swoim prywatnym azylu.W kryjówce było zimno jak w psiarni, więc ukląkł przy palenisku.Nauczonydoświadczeniem, zawsze przed wyjściem zabezpieczał je zaklęciem tak, że żar mógł siętlić pod warstwą popiołu nawet przez dwie doby.Dołożył drewna i rozdmuchał ogień,potem ściągnął z półki butelkę winiaku. Chcesz?Pokręciła przecząco głową.Brune nalał sobie kieliszek i wypił jednym haustem.Był zbyt zmęczony i rozbity, żeby się przejmować, co pomyśli arystokratka, widząc to.Płomień liżący od spodu suche polano objął je w całości, strzelając wesoło, ikryjówka od razu wydała się przyjazniejszym miejscem.Lorraine przykucnęła bliskopaleniska.Nadal wyglądała na oszołomioną i wystraszoną.%7łmij nastawił wodę na herbatę, potem usiadł obok dziewczyny, zwabiony cie-płem ognia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]