Podstrony
- Strona startowa
- Henryk Ibsen Dom lalki (nora)
- KRZYŻACY tom I H. Sienkiewicz
- W pustyni i w puszczy Sienkiewicz
- Pajak Henryk Prosto w slepia
- Henryk Rzewuski Pamištki Soplicy
- Bez dogmatu Sienkiewicz
- Pan Wolodyjowski Sienkiewicz
- Tara Sivec Piękne kłamstwo. Igrajšc z ogniem
- Lem Stanislaw Dzienniki gwiazdowe t.1 (2)
- Lewis Heather Drugi podejrzany
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vader.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na nieszczęście, mniszki, których trzy także w tejsamej celi uduszono, nie wiedziały nazwisk, ale słuchając deskrypcji kniaziówny, którą im Skrzetuski czynił,powiedziały, że taka była.Wtedy to Skrzetuski z Kijowa wyjechał i zaraz ciężko na zdrowiu zapadł. To dziw tylko, że jeszcze żyje. Byłby umarł niechybnie, żeby nie ów stary Kozak, który go w niewoli na Siczy pilnował, a potem tu od niegoz listami przyjechał i wróciwszy, znów w szukaniu mu pomagał.Ten go do Korca odwiózł i panuZaćwilichowskiemu w ręce oddał. Niechże go Bóg ma w swojej opiece, bo on się już nigdy nie pocieszy rzekł Longinus.Pan Wołodyjowski umilkł i grobowe milczenie panowało między wszystkimi.Kniazie, podparłszy się łokciami,siedzieli bez ruchu z namarszczoną brwią; Podbipięta oczy w górę wznosił, a pan Zagłoba utkwił szklany wzrok wprzeciwległą ścianę, jakby w najgłębszym zamyśleniu się pogrążył. Zbudz się waćpan! rzekł wreszcie do niego Wołodyjowski wstrząsając go za ramię. O czym tak myślisz?Nic już nie wymyślisz i wszystkie twoje fortele na nic się nie przydadzą. Wiem o tym odparł złamanym głosem Zagłoba jeno myślę, żem stary i że nie mam co robić na tymświecie.R O Z D Z I A A XXI Imaginuj sobie waćpan mówił w kilka dni pózniej Wołodyjowski do Longina że ten człowiek tak się wjednej godzinie zmienił, jakoby o dwadzieścia lat postarzał.Tak wesoły, taki mowny, tak obfity w fortele, żesamego Ulissesa w nich przewyższał, dziś pary z gęby nie puści, jeno po całych dniach drzemie, na starość narzeka ijakoby przez sen mówi.Wiedziałem to, że on ją kochał, alem się nie spodziewał, żeby do tego stopnia. Cóż to dziwnego? odparł wzdychając Litwin. Tym bardziej się do niej przywiązał, że ją z rąk Bohunowychwydarł i tyle dla niej niebezpieczeństw i przygód w ucieczce doświadczył.Póki tedy była nadzieja, póty się i jegodowcip na fortele wysilał i sam się na nogach trzymał, a teraz nie ma on już naprawdę co na świecie robić,samotnym będąc i serca nie mając o co zaczepić. Próbowałem już i pić z nim w tej nadziei, że mu trunek dawny wigor powróci: i to na nic! Pić, pije, ale niezmyśla po dawnemu, nie prawi o swych przewagach, jeno się roztkliwi, a potem głowę na brzuch zwiesi i śpi.Jużnie wiem, czy i pan Skrzetuski w większej desperacji od niego żyje. Szkoda to jest niewymowna, bo jednak wielki to był rycerz!.Chodzmy do niego, panie Michale.Miał onzwyczaj dworować sobie ze mnie i we wszystkim mi dogryzać.Może go i teraz ochota do tego schwyci.Mój Boże,jak się to ludzie zmieniają! Taki to był wesoły człek. Chodzmy rzekł pan Wołodyjowski. Pózno już jest, ale jemu najciężej wieczorem, bo wydrzemawszy sięprzez cały dzień, w nocy spać nie może.Tak rozmawiając, udali się obaj do kwatery pana Zagłoby, którego znalezli siedzącego pod otwartym oknem, zgłową opartą na ręku.Pózno już było; w zamku ustał wszelki ruch, jeno warty obwoływały się przeciągłymigłosami, a w gąszczach dzielących zamek od miasta słowiki wywodziły zapamiętale swoje nocne trele poświstując,cmokając i klaskając tak gęsto, jak gęsto pada ulewa wiosenna.Przez otwarte okno wchodziło ciepłe majowepowietrze i jasne promienie księżyca, które oświecały pognębioną twarz pana Zagłoby i łysinę schyloną na piersi. Dobry wieczór waćpanu rzekli dwaj rycerze. Dobry wieczór odpowiedział Zagłoba. Co waćpan tak przy oknie rozpamiętywasz zamiast spać iść? pytał Wołodyjowski.Zagłoba westchnął. Bo mi nie do snu odrzekł wlokącym się głosem. Rok temu, rok, uciekałem z nią nad Kahamlikiem odBohuna i tak samo nam one ptaszyny fiukały, a teraz gdzie ona? Bóg to tak zrządził rzekł Wołodyjowski. Na łzy i smutek, panie Michale! Nie masz już dla mnie pocieszenia.Umilkli; jeno przez otwarte okno dochodziły coraz mocniej trele słowicze, którymi cała owa jasna noc zdawałasię być przepełniona. O Boże, Boże! westchnął Zagłoba zupełnie tak jak nad Kahamlikiem!Pan Longinus strząsnął łzę z płowych wąsów, a mały rycerz rzekł po chwili: Ej, wiesz co waćpan? Smutek smutkiem, a napij się z nami miodu, bo nie masz nic lepszego na zgryzotę.Będziemy przy szklenicy rozpamiętywali lepsze czasy. Napiję się! rzekł z rezygnacją Zagłoba.Wołodyjowski kazał czeladnikowi przynieść światło i gąsiorek, a następnie, gdy zasiedli, wiedząc, żewspomnienia najlepiej ze wszystkiego ożywiają pana Zagłobę, pytał: To to już rok, jakeś waćpan z nieboszczką z Rozłogów przed Bohunem uciekał? W maju to było, w maju odrzekł Zagłoba Przeszliśmy przez Kahamlik, żeby ku Zołotonoszy uciekać.Oj,ciężko na świecie! I ona była przebrana? Za kozaczka.Włosy jej szablą musiałem, niebodze mojej, obcinać, aby jej nie poznano.Wiem miejsce, gdziemje pod drzewem razem z szablą pochował. Słodka to była panna! dorzucił z westchnieniem Longinus. Tak mówię waćpanom, żem ją pierwszego dnia tak pokochał, jakbym ją od małego hodował.A ona tylkorączyny przede mną składała, a dziękowała i dziękowała za ratunek i opiekę! Niechby mnie byli usiekli, nimem siędzisiejszego dnia doczekał! Bodaj mi było nie dożyć!Tu znów nastało milczenie i trzej rycerze pili miód zmieszany ze łzami, po czym Zagłoba tak dalej mówićpoczął: Myślałem, że przy nich starości spokojnej doczekam, a teraz.Tu ręce zwisły mu bezsilne: Znikąd pociechy, znikąd pociechy, chyba w grobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]