Podstrony
- Strona startowa
- May Peter Wyspa Lewis 1 Czarny Dom
- Lewis Susan Skradzione marzenia 2
- Skradzione marzenia Lewis Susan
- Lewis Susan Skradzione marzenia
- Famous Flyers Heather Lehr Wagner Amelia Earhart (2003)
- chmielewska joanna wszyscy jestesmy podejrzani
- Tolkien J R R Hobbit czyli tam i z powrotem
- Helen Ellerbe Ciemna Strona Historii Chrzescijaństwa
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec
- Vincenzi Penny Niebywały skandal
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ugrzesia.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapytali o drogę nastacji benzynowej.Kierując się wskazówkami jej pracownika, wplątalisię w labirynt bitych dróg, gdzieniegdzie tylko wykładanych płytami.Domy były słabo widoczne; stały z dala od drogi, skryte za drzewami lubwysokimi żywopłotami, niektóre otaczał mur.Czołgali się po tych drogach, skręcając nie tam, gdzie trzeba, cofającsię, dosłownie krążąc w kółko, aż znalezli ten niewielki budyneczek.Można by go uznać za domek letniskowy.On również stał z dala od ulicy.%7łwir na podjezdzie skrzypiał pod kołami, oznajmiając ich przybycie,zdaniem Reese, nieco zbyt głośno.Nie spodziewała się czegoś takiego.Miała nadzieję, że podjadą podblok mieszkalny.Anonimowe drzwi i korytarze pozwoliłyby imwykorzystać element zaskoczenia.Myślisz, że w ogóle jest w domu? - odezwał się Miller stłumionymgłosem.Drogi, całe miasteczko miało na nich taki wpływ.Już od jakiegośczasu rozmawiali szeptem.Nawet gdy omijali jakiś zakręt albo mylilinumery domów, klęli pod nosem.Toteż Reese odszepnęła: Przecież stoi samochód.i rzeczywiście stał.Drogi, ale nie rzucający się w oczy, na podjezdzietuż przed garażem.Co to takiego? - zapytał Miller, bo z nich dwojga to Reese znała się nasamochodach.49- Nie pamiętam marki.Jakiś francuski.Nie widziałam ich od jakiegośczasu.Zaparkowali swój kanciasty amerykański wóz obok niego.Wysiadalipowoli, ostrożnie.Dokoła panowała taka cisza i spokój, że było toniepokojące.Reese czuła się jak intruz.Rzucała spojrzenia nasamochody, Millera, domek.Zdała sobie sprawę, że tak go nazywadlatego, iż został zbudowany z kamienia i drewna, nie ze względu nawielkość.- Citroen - powiedziała, gdy podchodzili do drzwi.- Co?- Samochód, właśnie sobie przypomniałam.- Aha.To Miller nacisnął na dzwonek.Nic nie usłyszeli w odpowiedzi.Reesezadzwoniła ponownie, lecz nadal bez skutku.Stała w miejscu, atymczasem Miller odszedł kawałek, skierował się w lewo, usiłujączajrzeć przez okno.Reese zaczęła stukać.W końcu usłyszeli kroki, nie pośpieszną dreptaninę, jakby się możnabyło spodziewać, lecz wolne i zdecydowane stąpanie.Miller odskoczyłod okna.- Coś tu idzie - rzekł, nerwowo śmiejąc się zbyt głośno.Reese lekkoskinęła głową, prawie nie skwitowawszy jegosłów.Potem przez ciężkie drewniane drzwi dotarł do nich głos,najwyrazniej kobiecy, choć głęboki, pytający po prostu:- Kto tam?- Pani Carver? - zapytała Reesc.-- Kto tam?Reese była zaskoczona.Uświadomiła sobie, że spodziewała sięgłosiku, w którym dzwięczałaby słabość.- Pani Carver, tu detektywi Reese i Miller z policji.- Czego chcecie?Głos opadł jeszcze o ton niżej.Pani Carver, proszę otworzyć drzwi, a wszystko pani opowiemy.- Macie nakaz?- Nie, nie, to nie o to chodzi.Potrzebujemy tylko paru informacji.-Reese urwała, wahając się, czy powiedzieć, z czym przyszła, czy teżpogorszyłoby to tylko sytuację.- Ja nic nie wiem odezwała się Carver.Nie macie tu czego.50Reese przerwała jej.- Pani Carver, zna pani niejaką Ingrid Santerre? Zapadła cisza, któratrwała tak długo, że Reese zaczęła sięzastanawiać, czy się nie przeliczyła.Ale wówczas otworzyły siędrzwi.Stała w nich wysoka kobieta, znowu nie taka, jakiej Reese sięspodziewała.Oczekiwała, że ujrzy dziecko, nastolatkę, nie tę imponującąpostać.Musiała sobie przypomnieć o wieku Carver.O tym, że stojącaprzed nią kobieta nie może mieć więcej niż dwadzieścia lat - że jestjeszcze dziewczyną, czy też niedawno nią była.Reese uświadomiła teżsobie, że spodziewała się ujrzeć istotę podobną do tej, która leżała nastole, zamknięta w futerale.Tymczasem Carver wzbudzałaonieśmielenie.Sprawiała wrażenie nieporuszonej.Niemniej drzwi byłyotwarte.Możemy wejść?Jak chcecie - rzekła Carver, odsuwając się na bok, by ich przepuścić.Reese weszła, za nią podążał Gus.Carver zaprowadziła ich dosaloniku, urządzonego prosto, ale i kosztownie.Sama kobieta ubrana byłateż w ten sposób - prosto, w znoszone dżinsy i męską koszulę, leczkoszula była elegancka.Również buty zwróciły uwagę Reese - skórzane,ciemnobrązowe, prawdopodobnie włoskie.Wyglądały na miękkie iwygodne, podobnie jak kanapa, na której Carver wskazała im miejsca.Zapadli się w nią.Carver usiadła na stojącym w pobliżu krześle i czekała.Reese napotkała spojrzenie ciemnych oczu kobiety, takich jakSanterre'a, jak Ingrid.Włosy też miała podobne do Ingrid.Topodobieństwo obu kobiet nie zdziwiło szczególnie Reese.Wydawało sięjej całkiem logiczne.Carver przerwała jej rozmyślania.- No więc o co chodzi? - spytała niecierpliwie.Reese zaczęła powoli,by uspokoić kobietę.- Potrzebujemy pani pomocy.Zwłaszcza potrzebuje jej pani Santerre.- Tak? Słucham.Aresztowano ją pod zarzutem morderstwa, ale uważamy, że to nie onajest winna.Jej mąż.Zna pani jej męża? Znałam go.- Uważamy, że to jego sprawka.51- A co to ma wspólnego ze mną?- Sądzimy, że może nam pani pomóc.W jaki sposób?- Zna ją pani.- Kiedyś ją znałam.- Więc nie widziała jej pani, odkąd.- Odkąd co?- Opowiadała mi trochę o pani.Wiele o pani mówi.- Naprawdę? - Jej głos lekko zadrżał.Zaczynała wymiękać.Reeseposuwała się bardzo ostrożnie.- Tak, mówi o pani.- A co takiego? - Głos Carver znowu zabrzmiał twardo.Już zdążyławrócić do siebie.Reese się nie poddawała.Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie, toteżzrobiła unik:- Wspomnienia.Tak to chyba można nazwać.W tyni momencie w głosie Carver pojawiła się nuta sarkazmu.- Aadne słowo na określenie takiego ohydztwa.Pani je wymyśliła czyona?Chyba ja - odparła Reese.- Ale jeśli się pani nie podoba, może mi paniopowie, co się naprawdę zdarzyło.Przyszła kolej na Millera.Stal teraz, opierając rękę na krześle Carver,i ryczał jej prosto w twarz:- Ej, ty, skończ z tym zawracaniem głowy i opowiedz nam, jak to byto.Carver, nie zwracając na niego uwagi, wpatrywała się w Reese.- Naprawdę pani na tym zależy? Reese skinęła głową.- To niech on się wynosi z mojego domu.Nie odrywając wzroku od oczu Carver, Reese gestem nakazałaGusowi, by usłuchał.Odszedł niechętnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]