Podstrony
- Strona startowa
- Eo Sienkiewiccz, Henryk Quo vadis 1
- Sienkiewicz Henryk Ogniem i mieczem 9789185805372
- Henryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem
- Henryk Sienkiewicz Potop tom 3
- Henryk Sienkiewicz ogniemimieczem t2
- Henryk Sienkiewicz Potop tom 1
- Dolęga Mostowicz Tadeusz Znachor. Profesor Wilczur
- Stanislaw Lem Eden (4)
- Howard Robert E Conan
- diderot denis zakonnica (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mały rycerz bardzo był już ośmielony do panny Krzysi, a ona, widocznie przez dobroćserca, zajmowała się nim i jego smutkiem tak, jak lekarz zajmuje się chorym.I może właśniedlatego więcej okazywała mu życzliwości, niż pozwalała na to ich krótka znajomość.Ale żepan Michał był bratem stolnikowej, a panienka krewną jej męża, więc nikogo to nie dziwiło.34Baśka natomiast została jakoby na uboczu i tylko pan Zagłoba zwracał na nią ustawicznąuwagę.Lecz zresztą było jej to widocznie wszystko jedno, czy się kto nią zajmował, czy nie.Z początku spoglądała z podziwieniem na obydwóch rycerzy, ale z równym podziwieniemprzypatrywała się i cudnej Ketlingowej broni porozwieszanej na ścianach.Potem zaczęłatrochę ziewać, potem oczy kleiły się coraz bardziej, a wreszcie rzekła: Jak się kropnę spać, tak się pojutrze chyba obudzę.Po tych słowach rozeszli się zarazwszyscy, bo niewiasty były bardzo zdrożone i czekały tylko na łóżek posłanie.Gdy pan Zagłoba znalazł się wreszcie sam na sam z Wołodyjowskim, naprzód począłmrugać znacząco, następnie zaś obsypał małego rycerza gradem lekkich kułaków. Michał a co Michał, hę? jak rzepy! co? mnichem zostaniesz, co? A ta borówka Droho-jowska, smaczna? A ów hajduczek różowiuchny, uch! Cóż ty na to, Michale? Cóż, nic! odpowiedział mały rycerz. Pryncypalnie mi się ów hajduczek udał.To powiadam ci, że kiedym przy niej podczaswieczerzy siedział, tak mnie od niej piekło jak od piecyka. Koza to jeszcze; tamta gdzie stateczniejsza! Drohojowska węgierska śliwka, istna węgierska śliwka! Ale tamten orzeszek!.Dalibóg,żebym miał zęby!.chciałem rzec, żebym miał taką córkę, tobie jednemu bym ją oddał.Mig-dał, powiadam, migdał!Wołodyjowski posmutniał nagle, bo mu się przypomniały przezwiska, jakie pan ZagłobaAnusi Borzobohatej dawał.Jako żywa stanęła mu nagle w myśli i pamięci jej postać, jejtwarz malutka, jej ciemne warkocze, jej wesołość i szczebiotanie, i sposób patrzenia.Te obiebyły młodsze, ale przecie tamta była droższa stokroć od wszystkich młodszych.Mały rycerz ukrył twarz w dłoniach i żal porwał go tym większy, że niespodziany.Zagłoba zadziwił się; czas jakiś milczał i patrzył niespokojnie, następnie rzekł: Michale, co ci to? Przemów, dla Boga! Wołodyjowski przemówił: Tyle ich żyje, tyle ich chodzi po świecie, jeno mojego jagniątka już nie ma, jeno jej jed-nej nigdy już nie obaczę!.Za czym ból mu głos zdławił, więc czoło wsparł o poręcz ławy ipoczął szeptać przez zaciśnięte wargi: Boże! Boże!.Boże!.35ROZDZIAA VIIPanna Basia dopilnowała jednak Wołodyjowskiego, żeby ją fechtów uczył, on zaś nieodmówił, bo po kilku dniach, choć zawsze wolał Drohojowską, jednak i Baśkę bardzo polu-bił, ile że zresztą trudno jej było nie lubić.Pewnego poranku zaczęła się tedy pierwsza lekcja, głównie chełpliwością Baśki wywołanai jej upewnieniami, jako że już tę sztukę wcale niezle posiada i nie byle kto potrafi jej poladotrzymać. Starzy żołnierze mnie uczyli mówiła których u nas nie brak, a wiadomo przecie, żenie masz nad naszych szermierzów.Ba, to jeszcze pytanie, czybyście i waćpanowie równychsobie nie znalezli. Co waćpanna mówisz. zawołał Zagłoba my w całym świecie równych nie mamy! Chciałabym, żeby się pokazało, iż i ja równa.Nie spodziewam się, ale chciałabym! Na strzelanie z bandoleciku to i ja bym się popróbowała rzekła śmiejąc się pani Ma-kowiecka. Dla Boga! chyba same amazonki w Latyczowskiem mieszkają rzekł Zagłoba.Tu zwrócił się do Drohojowskiej: A waćpanna jaką bronią najlepiej władasz? %7ładną odpowiedziała Krzysia. Aha! żadną! zakrzyknęła Baśka.I tu przedrwiwając Krzysię poczęła śpiewać:Wierzcie, rycerzeNa nic pancerze,Na nic się tarcze !Przez stal, żelazoW serce się wrażąKupida ostre strzały! Taką ona bronią władnie, nie bójcie się! dodała zwracając się do Wołodyjowskiego iZagłoby. Szermierz też z niej nie lada! Wychodz waćpanna! rzekł pan Michał chcąc ukryć lekkie pomieszanie. Ej, Boże! żeby się to pokazało, co ja myślę! zawołała Basia rumieniąc się z radości.I stanęła zaraz w pozycji mając lekką polską szabelkę w prawicy, lewą zaś rękę zasunęłaza plecy i z wysuniętą piersią naprzód, z podniesioną głową i rozdętymi chrapkami była takładna i tak różowa, że Zagłoba szepnął do pani stolnikowej: %7ładen gąsiorek, choćby ze stuletnim węgrzynem, nie udelektowałby mnie tak swym wi-dokiem! Uważ waćpanna rzekł Wołodyjowski ja się tylko będę bronił, ni razu nie przytnę, awaćpanna atakuj, jak się jej żywnie podoba. Dobrze.Kiedy zaś waćpan będziesz chciał, żebym przestała, to mi słowo rzeknij. Mogłoby się i tak skończyć, kiedy bym tylko zechciał!. A to jakim sposobem? Bo takiemu szermierzykowi łatwie bym szabelkę z rąk wytrącić zdołał. Zobaczymy!36 Nie zobaczymy, bo tego przez politykę nie uczynię. Nie trzeba tu żadnej polityki.Uczyń to waść, jeśli zdołasz: Wiem, że mniej umiem odwaćpana, ale tego przecie sobie nie dam uczynić! Więc waćpanna pozwalasz? Pozwalam! Dajże spokój, hajduczku najsłodszy rzekł Zagłoba. On to z największymi mistrzamiczynił. Zobaczymy! powtórzyła Basia. Zaczynajmy! rzekł Wołodyjowski, nieco zniecierpliwiony przechwałkami dziewczyny.Zaczęli.Basia przycięli okrutnie, skacząc przy tym jak konik polny.Wołodyjowski zaś stał w miejscu, czyniąc, wedle swego zwyczaju, malusieńkie ruchy sza-blą i nie bardzo nawet zważając na atak. A waćpan to się ode mnie jak od uprzykrzonej muchy oganiasz! zawołała podrażnionaBasia. Jaż się z waćpanną nie próbuję, jeno ją uczę! odparł mały rycerz. Dobrze tak! Jak nabiałogłowę, wcale niezle! Spokojniej z dłonią! Jak na białogłowę? Masz waćpan za białogłowę! masz! masz!Ale pan Michał, lubo Basia zażyła swych cięć najznamienitszych, nic nie miał.Owszem,umyślnie począł rozmawiać z Zagłobą, aby okazać, jak miło dba o Basine ciosy. Odstąp waćpan od okna, bo pannie ciemno, a choć szabla większa od igły, za to ma pan-na mniej eksperiencji do szabli niż do igły.Chrapki Basi rozdęły się jeszcze więcej, a czupryna spadła całkiem na błyszczące oczka. Waćpan mnie lekceważysz? spytała dysząc mocno. Nie osobę, broń Boże! Nie cierpię pana Michała! Masz, bakałarzu, za twą naukę! odpowiedział mały rycerz.Po czym znów do Zagłoby: Dalibóg, że śnieg zaczyna padać. Ot, śnieg! śnieg! śnieg! powtarzała przycinając Baśka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]