Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Card Orson Scott Uczen Alvin (SCAN dal 706)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- plazow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwą ich Tlazitlanami.Ale gotówem się założyć, że nie oni wznieśli to miasto.Nie wyglądało na to, by zmniejszał się lęk Techotla w miarę jak oddalali się od komnaty, w której pozostawili trupy.Wciąż odwracał głowę nasłuchując, czy nie odezwą się głosy pogoni, i z czujnym natężeniem wpatrywał się w każde mijane drzwi.Mimo woli drżała i Valeria.Nie bała się ludzi.Ale osobliwa posadzka pod stopami, niesamowite klejnoty nad głową, zgęszczające jeszcze swym światłem przyczajone pod sklepieniem cienie, i tajemnicze lęki ich przewodnika, budziły w jej sercu nienazwaną obawę, poczucie skrytego, nieludzkiego niebezpieczeństwa.- Mogą być między nami a Tecuhltli - wyszeptał w pewnej chwili Techotl.- Baczyć musimy, czy zaś nie przysposobili zasadzki!- A czemuż to nie wyleziemy z tego piekielnego pałacu, by dalej podążać ulicami? - spytała Valeria.- Nie ma ulic w Xuchotl - odrzekł.- Ani placów, ani podwórców.Całe miasto zbudowane jest na kształt olbrzymiego pałacu pod jednym, wielkim dachem.Ulicą nazwać by najwyżej można Wielką Salę, co przecina gród od bramy północnej do południowej.Bramy miejskie to jedyne wrota otwarte na świat, ale żyjący człek nie przekroczył ich od lat pięćdziesięciu.- Jak zaś długo wy tu mieszkacie? - zapytał Conan.- Jam urodził się w Tecuhltli trzydzieści pięć lat temu.Nigdym nogi za miastem nie postawił.Na miłość bogów, idźmy cicho! Te sale pełne być mogą przyczajonych demonów.Olmec opowie wam wszystko, gdy dotrzemy do Tecuhltli.W ciszy tedy sunęli po komnatach, a zielone kamienie ogniste migotały nad ich głowami i pod stopami żarzyła się posadzka, aż zdało się Valerii, że mkną oto przez czeluście piekielne, wiedzeni przez ciemnoskórego, kudłatego goblina.Gdy przekraczali nad miarę szeroką komnatę, kazał im się Conan zatrzymać.Jego ćwiczony w dziczy słuch ostrzejszy był nawet od słuchu Techotla, wykształconego przecie przez lata walk w owych cichych korytarzach.- Po prawdzie myślisz, że wrogowie twoi mogą być przed nami gotując zasadzkę?- Skradają się po tych izbach przez cały czas - odrzekł Techotl - tak, jak i my.Sale i komnaty między Tecuhltli a Kotalanc spornym są obszarem i nikt nimi nie włada.Zwiemy je Salami Milczenia.Czemu zaś pytasz?- Bo ludzie są w komnacie przed nami - odrzekł Conan.- Słyszałem brzęknięcie stali o kamień.Znów dreszcze chwyciły Techotla, który szczęki musiał zewrzeć, by nie stukały mu zęby.- A może to twoi kompani - zasugerowała Valeria.- Lepiej nie sprawdzać - rzucił i skoczył jak dźgnięty nożem.Skręcił w bok i dał nura w drzwi komnaty, z której w dół wiodły schody z kości słoniowej.- Prowadzą do nie oświetlonego korytarza w dole! - syknął, a wielkie krople potu wystąpiły mu na czoło.- Tam też mogą się czaić.Może to wszystko fortel, by na dół nas zwabić.Wszelako wierzmy, że na górze przy- gotowali pułapkę.Teraz szybko!Cicho jak duchy zbiegli po schodach i stanęli przed wejściem do korytarza czarnego jak noc.Chwilę nasłuchiwali, a potem wtopili się w mrok.Skóra na plecach Valerii pokryła się gęsią skórką, gdy zdało się dziewczynie, że lada chwila zatonie w nich miecz.Tylko żelazne palce Conana na jej ramieniu świadczyły o cielesnej obecności towarzyszy.Mniej czynili hałasu niż koty.Ciemność była absolutna.Jedną wyciągniętą dłonią dotykała Valeria ściany, od czasu do czasu wyczuwając drzwi.Korytarz zdawał się nie mieć końca.Nagle zelektryzował ich dźwięk dobiegający z tyłu.Nowy dreszcz przebiegł Valerię, gdy rozpoznała odgłos, jaki wydają ostrożnie otwierane drzwi.Jacyś ludzie weszli w korytarz za ich plecami.I w tym momencie potknęła się Valeria o ludzką czaszkę, która potoczyła się po podłodze z głośnym stukiem.- Biegiem! - wrzasnął Techotl z nutą histerii w głosie i już był daleko, pędząc w dół korytarza niczym duch.Znów poczuła Valeria, jak unosi ją Conan do góry i wlecze w ślad za oddalającym się przeciwnikiem.Nie lepiej niż ona widział w ciemnościach, ale wiedziony swym instynktem, nie mylił drogi.Bez jego pomocy dawno by upadła albo zderzyła się ze ścianą.Biegli, a za nimi coraz bliżej słychać było uderzenia stóp ścigających ich ludzi.Nagle Techotl wrzasnął:- Schody! Za mną! Och, szybko!Z ciemności wychynęło jego ramię i chwytając dłoń Valerii, pomogło jej utrzymać równowagę, gdy zachwiała się na jednym ze stopni.Na poły niesiona, na poły ciągnięta, pięła się w górę spiralnych schodów.W pewnym momencie puścił ją Conan i odwróciwszy się, jął nasłuchiwać, mówił mu bowiem słuch i instynkt, że wrogowie siedzą już niemal na ich karkach.A nie wszystkie dźwięki pochodziły od biegnących, ludzkich stóp!Coś pełzło po schodach, wiło się, szurało, mrożąc swą obecnością powietrze.Ciął Conan ogromnym mieczem i poczuł, że przecina ostrze coś, co ciałem mogło być i kością, by zatonąć wreszcie w stopniu.Poczuł dotyk na stopie, zimny jak muśnięcie mrozu, a potem ciemność w dole rozdarły przerażające uderzenia i konwulsje, i krzyknął człowiek w agonii.Pomknął Conan w górę i wpadł w drzwi, ku którym wiodły schody.Techotl i Valeria byli już po drugiej stronie, a gdy dołączył do nich Cymmeryjczyk, Techotl zatrzasnął drzwi i zasunął rygiel - pierwszy rygiel, jaki zauważył Conan, odkąd przekroczyli bramę grodu.Przecięli dobrze oświetloną komnatę, kiedy zaś ją opuszczali, odwrócił się Conan do tyłu i dostrzegł, że drzwi uginają się i trzeszczą, jakby napierano na nie z wielką siłą.Choć Techotl nie zwolnił ani nie zaniechał ostrożności, zdawał się być pewniejszym siebie.Sprawiał wrażenie człowieka, który dotarł na znajome obszary i wie, że przyjaciele są w zasięgu głosu.Conan wszelako na powrót obudził w nim przerażenie, gdy zapytał:- Cóż to było za bydlę, którem ciął na schodach?- Jakiś Xotalank - odrzekł Techotl, nie oglądając się za siebie.- Mówiłem ci, że sale roją się od nich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]