Podstrony
- Strona startowa
- Collins Jackie Hollywood 3 Dzieci z Hollywood
- Ludwika Sadowska Neurokinezjologiczna diagnostyka i terapia dzieci z zaburzeniami rozwoju psychoruchowego
- Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika Konflikt
- Masterton Graham Wojownicy Nocy t.2 (SCAN dal 91
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy
- Peter Berling Dzieci Graala 02 Krew królów
- Przez bezmiar nocy Veronica Rossi
- Smith Martin Cruz Skrzydla nocy
- Sw. Brygida
- Harry Eric L Strzec i bronic (SCAN dal 714)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- protectorklub.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I naraz chrapliwe głosysłoneczników zawyły resztkami sił starożytną piosenkę.Przybyły wampiry pod okienko,Pukają, wołają: Wpuść, panienko!O Jezu, a cóż to za wąpierze?Pazury długaśne jak należy!O Jezu, a cóż to za upiory?Puść, dziewko, do siebie głodne zmory.Ta niepoprawna politycznie piosnka, pełnazabronionych słów i nie pozbawiona buntowniczychpodtekstów, ukołysała ostatecznie skołataną duszęAzimowa.Hypnos, czy może Morfeusz, wszystko jednoktóry, przybrawszy postać uroczego diabełka z Wirtualnej Cafe wziął go w swoje objęcia i utulił.W tejsamej chwili dzwiękoszczelna i światłochłonna kapsułazamknęła się nad nim z delikatnym, przyjemnymsyknięciem.Jest piękny jak kurczliwość szponów u drapieżnegoptaka lub jak nieokreśloność ruchów mięśniowych w ranachmiękkich części tylnej partii karku albo raczej jak ta wiecznapułapka, za każdym razem od nowa napinana przezzłapanego szczura, która w nieskończoność może samachwytać gryzonie i działa nawet ukryta pod słomą, albozwłaszcza jak przypadkowe spotkanie na stoleprosektoryjnym maszyny do szycia i parasola!Lautreamont Pieśni Maldorora (przeł.M.%7łurowski)Pełnia dziwnie wygląda dziś wieczorem.Czy niewygląda dziwnie? Podobna jest do szalejącej kobiety, dokobiety, która szuka wszędzie kochanków.Za bardzo jestobnażona! Jest całkiem obnażona.Obłoki usiłują zasłonić jejnagość, lecz ona tego nie chce.Pokazuje siebie nagą naniebie.Zatacza się poprzez obłoki jak kobieta pijana.Jestem pewien, że wypatruje kochanków.Oscar Wilde Salome (przeł.L.Choromański)4.Słońce umarłychZbudziło go uczucie bardzo niejasnego jeszcze lęku.Nie było ono spowodowane snem.Kiedy zapadł w mrokkapsuły, organizm i umysł były zbyt zmęczone, abywyprodukować zwykłe dla podświadomości Koli koszmarytypu walki z Sybirianami, lochy Sankt Petersburga czyśmierć Ziny.Sacharow obiecał mu niespożyte siły, atymczasem podróż jasnolotem, pózniej idiotycznarozmowa z inspektorem Wieczorkiem i podglądaniezachowań polskich słoneczników prawie go wykończyły.Musiały to być jednak wstępne i chyba przejściowe skutkitransformacji, której podlegał, teraz bowiem czuł sięznakomicie, oprócz uczucia.No tak.Nigdy nie byłszczególnie punktualny i to mu zostało również w nowymwcieleniu.Położył się o nietypowej dla nocników porze, awięc obudził się spózniony.Czym prędzej wyskoczył zdawno otwartej kapsuły i spojrzał w wielkie panoramiczneokno.Noc już od paru godzin rozciągała swój czarnyzłowieszczy płaszcz nad miastem.Tak to sobie wyobraziłdetektyw i natychmiast zaśmiał się w duchu.Co zabanalna metafora! Jako szarak czasem bał się ciemności iwiedział, że swietlaki, które przypadkiem niezbyt szczelniezamknęły się w swoich solariach, tym bardziej miaływszelkie powody do obaw.To samo z pewnością mogłodotyczyć tutejszych słoneczników.On jednak nie miał sięjuż czego bać.Teraz noc należała do niego, nawet jeślitrochę zaspał, wabiła go i kusiła.Czekała nań cała mroczna Warszawa.Miastozłoczyńców, aniołów, geniuszów, szaleńców, sybiriańskich imuzułmańskich szpiegów, wilkołaków, wampirów.Kola nie wierzył wprawdzie w istnienie tych dwóchostatnich kategorii nocników, ale wśród słoneczników, jakmógł się chociażby dowiedzieć wczoraj, utrzymywała sięsilna wiara w ich realną egzystencję.Detektyw miał teraznajlepszą okazję, by przekonać się, ile jest prawdy wmitycznych opowieściach.Czym prędzej zamówiłchiropter i wklepawszy w policzki umiarkowaną dawkęBalsamu z Gileadu, mimochodem stwierdził, że jego cerastała się nieco bledsza i mocniej poznaczonaniebieskawozielonymi żyłkami.Potem oddał mocz dokryształowej konchy, podtrzymywanej przezmarmurowego, gryfopodobnego maszkarona.Jego uwagęzwrócił napis na ścianie, namazany dosyć niechlujnie i wwyraznym pośpiechu.W hotelu takiej klasy było to dosyćzaskakujące.Rodzaj wierszyka, częściowo w eurokodzie,częściowo po polsku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]