Podstrony
- Strona startowa
- Trylogia Hana Solo.02.Zemsta Hana Solo (3)
- Roberts Nora Marzenia 02 Odnalezione marzenia
- Carey Jacqueline [ Dziedzictwo Kusziela 02] Wybranka Kusziela
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Lindskold, Jane [Firekeeper 02] Wolf's Head, Wolf's Heart
- Ian Cameron Esslemont Imperium Malazańskie 02 Powrót Karmazynowej Gwardii 01
- Niziurski Edmund Ksiega urwisow
- Bonda Katarzyna Tylko martwi nie kłamią
- Norton Andre Statek plag
- Lem Stanislaw Dzienniki gwiazdowe t.1 (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alpha1982.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Król Ludwik, który także został powalony chorobą, tkwił pośrodku tego zamętu.Zwita gozaklinała, żeby pozwolił podnieść kotwicę i eskortowany przez swoich najwierniejszychtowarzyszy udał się w bezpieczne miejsce.Ale pan Ludwik odmówił stanowczo opuszczeniaswoich ludzi w takiej biedzie, chociaż wiele razy tracił już przytomność i cierpiał na takągwałtowną biegunkę, że jego szambelan rozciął mu po prostu spodnie.Moi marynarze chcieliteraz także odpłynąć, ale przeszkodzili nam kusznicy królewscy.Nadciągnęli na brzeg,przepędzili rabujących i mordujących Beduinów i zażądali ode mnie, żebym łaskawiepoczekał na króla, bo w przeciwnym razie wystrzelają nas wszystkich.Mój William odkrzyknął, że on zostanie przy królu, gdyż seneszal jest umierający.Przywołał jedną z królewskich łodzi, pomachał do mnie i wdrapał się na pokład.Nasz statekodłączył się od gromady i popłynął z prądem w dół rzeki.Tych emocji było dla mnie za dużo, straciłem zmysły.Vila, vila cadaver erisCur non peccare vererisut quid pecuniam quaerisQuid vestes pomposas gerisut quid honores quaerisCur non paenitens confiteris.Park pałacu sułtańskiego w Mansurze był odświętnie iluminowany, wszędzie płonęłyognie za parawanami z barwnego jedwabiu, na których można było podziwiać alegoryczneobrazy, poczynając od starego państwa faraonów aż po chwalebne czyny wielkiego Saladyna,założyciela panującej dynastii.Cedry i palmy, kwitnące drzewa sprowadzone z dalekich krajów i rodzime papirusytonęły w wielobarwnym świetle.Kolorowe lampiony kołysały się na drodze schodzącej w dółku rzece, ku przystani, gdyż goście na uroczystość przybywali albo z Kairu, albo z obozówwojskowych.Wszędzie stali w szpalerach niewolnicy z pochodniami, aby przybywającym oświetlićposypane kwiatami drogi wiodące do namiotów wyłożonych dywanami.Na dworze płonęłyogniska, nad którymi piekły się na rożnach barany, kozlęta i gazele.Grupy muzykantów,kuglarzy i tancerek przechodziły od namiotu do namiotu, a wspaniale wystrojeni goście albociągnęli tłumnie za nimi, albo leżeli na wyściełanych sofach i pozwalali służbie podstawiaćsobie potrawy i napoje.Nigdzie ścisk nie był tak wielki jak przed namiotem sułtana.Wielu dopiero dziświeczorem miało okazję złożyć hołd nowemu władcy, zjawił się też niejeden urzędnikdworski ze stolicy, który odmówił ukorzenia się w czasie przybycia sułtana do Heliopolis.Turanszah spoczywał na miękkich poduszkach na wyłożonej aksamitem emporze;wzgardził stojącym za nim tronem, oznaką panowania.Zwiętował zwycięstwo i nie myślałwcale, żeby tego wieczoru ustępować na rzecz dworskiej etykiety.Tak więc był otoczonyrojem przyjaciół z Dżaziry, poetów, filozofów i malarzy.Po jednej stronie władcy siedziałaMadulajn, faworyta o gorącej krwi, po drugiej Antinoos, anielski hermafrodyta.Obie te piękne istoty współzawodniczyły o względy Turanszaha nie tyle z własnej woli,ile dzięki kreacjom krawców, jubilerów i fryzjerów jak boginie o jabłko Parysa, a przy tymbyły podobne: surowa Saracenka cechująca się dziką, wojowniczą męskością i ślicznyłagodny chłopak ukształtowany jak kobieta.Chyba nie zamierzali rywalizować ze sobą,uśmiechali się, kiedy spotykały się ich spojrzenia, ale oboje szukali uznania, czułej sympatiiTuranszaha, których ten udzielał im z roztargnieniem.Myślami odbiegł w przyszłość, która na zawsze uwolni go od tego, by łaskawie kiwać doleżących plackiem urzędników i przyklękających posłów o marsowych twarzach,zapamiętywać nazwiska, tytuły i prezenty, a do tego jeszcze zgłębiać prawdziwe myślihołdujących, ukryte za stekiem frazesów.Jego oczy spoczęły na dzieciach, dziś wieczoremznów naprawdę królewskich dzieciach.Co jego, sułtana, nudziło, Jezie i Roszowi sprawiało prawdziwą przyjemność.Dzieciprzysiadły na poduszkach u stóp Turanszaha i komentowały każde wystąpienie hołdowniczeto rzeczowo, ujawniając drobiazgi, które uchodziły nawet uwagi Madulajn, to znówniezwykle dowcipnie, tak że Antinoos musiał się powstrzymywać, by razem z nimi niewybuchnąć śmiechem.Chociaż Turanszah bardzo się starał przebywać w chmurach, w świecie marzeń, gdziedekrety wydaje się w formie wierszowanej, bitwy rozgrywają się jedynie na ściennychmalowidłach, zdrada i nienawiść pojawiają się tylko w teatrze, a słodka muzyka i mądre myślizastępują każdą uciążliwą formę rządzenia, został jednak sprowadzony w sposób przykry naziemię.Zrobił to Czerwony Sokół, ów emir, którego coraz bardziej cenił, a który mu teraz czyniłwyrzuty, dlaczego on, Turanszah, postąpił tak niemądrze i nie zaprosił na uroczystośćmameluckich emirów. Ponieważ nie chciałem zepsuć sobie humoru! odpowiedział oschle i czuł, że już mahumor zepsuty.Fassr ad-Din nie dał się zbić z tropu. To jest święto zwycięstwa.Oni czują się wyłączeni, traktowani niesprawiedliwie. Niech się czują! powiedział sułtan i chciał na tym poprzestać.Nie zamierzał jednakobrażać Czerwonego Sokoła, dodał więc wyjaśniająco: Powinni się przyzwyczaić do tego,że wojenne czyny są ich obowiązkiem i nie zgłaszać wobec mnie roszczeń, bym ich uważałza swych najlepszych przyjaciół. Wolny człowiek może uważać, co mu się podoba odparł Czerwony Sokół i zniżyłgłos. Ale nie sułtan! On jest więzniem systemu.Jeśli architekt zrobi złe obliczenia,zlekceważy prawa statyki, naprężenia i ciśnienia, wówczas runie kopuła.Turanszah próbował mu przerwać, ale emir na to nie pozwolił. Chcecie, panie, żebym wam doradzał, musicie więc moim radom użyczyć chociaż ucha,jeśli wasz rozum zabrania wam postąpić zgodnie z nimi.Nikt nie żąda od was, żebyściemameluków przyciskali do serca, ale kto wam każe kopać ich po tyłkach?Nim sułtan zdążył unieść się gniewem i przywołać emira do porządku, Czerwony Sokółrzucił: Tak więc nie mogę i nie chcę wam służyć!Z tymi słowami wyszedł.Turanszah, którego otoczyła gwardia przyboczna, ponieważ obawiała się, że emir targniesię na władcę nie tylko słownie, opanował swój gniew.Mógł posłać za emirem swoich halca,by go sprowadzili i rzucili przed nim na kolana, jednak tego nie zrobił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]