Podstrony
- Strona startowa
- Piekara Jacek Kucharski Damian Necrosis Przebudzenie bez ilust
- Jacek Dabala Najwieksza przyjemnosc swiata
- Piekara Jacek Mlot na czarownice
- Piekara Jacek Sluga Bozy
- Piekara Jacek Sluga Bozy (2)
- Sawaszkiewicz Jacek Wahadlo
- (58) Mróz Jacek
- Dukaj Jacek Czarne oceany (SCAN dal 758) (2
- Heindel M Astrologia (2)
- Mennica Mateusz M. Lemberg
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alpha1982.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero z pięć minut po tym, jak szept ostatecznie ucichÅ‚, odważyÅ‚ siÄ™ Trudny wstać i otworzyć je.Rzecz jaÂsna - żadnego potwora.Ale i tak poczuÅ‚ w żoÅ‚Ä…dku zimnÄ… igÅ‚Ä™ strachu: klapa strychu byÅ‚a podniesiona, z kwadratoÂwego otworu sÄ…czyÅ‚o siÄ™ w gÄ™sty mrok korytarza blade, anemiczne Å›wiatÅ‚o.Nikt i nic siÄ™ w tym Å›wietle nie poruÂszaÅ‚o, lecz wystarczaÅ‚ sam widok.Jak zwykle, Trudny poÂÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ byÅ‚ ostatni, miaÅ‚ wiÄ™c caÅ‚kowitÄ… pewność, iż klaÂpÄ™ pozostawiono na noc zamkniÄ™tÄ….Może Konrad.? -przemknęło mu, ale nie miaÅ‚ siÅ‚y zmusić siÄ™ do uwierzeÂnia w to; w ogóle nie zastanawiaÅ‚ siÄ™ nad zawoÅ‚aniem syÂna, zdaÅ‚o mu siÄ™ takie woÅ‚anie po nocy ostatnim idiotyÂzmem.PodszedÅ‚ do schodków, stanÄ…Å‚ na pierwszym ich stoÂpniu.NasÅ‚uchiwaÅ‚, nasÅ‚uchiwaÅ‚, nasÅ‚uchiwaÅ‚.Tylko wÅ‚asny oddech.Drugi stopieÅ„.Trzeci, czwarty.Cisza jak przed wydaÂniem rozkazu dla plutonu egzekucyjnego.StanÄ…Å‚ na siódÂmym i wystawiÅ‚ gÅ‚owÄ™ ponad podÅ‚ogÄ™ strychu.To paliÅ‚a siÄ™ ta lampa na drewnianej nodze, którÄ… KonÂrad przyniósÅ‚ tu wraz z kilkunastometrowym ogonem kabli.Ale samego Konrada na strychu nie byÅ‚o.Nie byÅ‚o na nim nikogo, o ile Trudny mógÅ‚ to ocenić, bo chaos staÂrożytnej graciarni w trzech czwartych kryÅ‚ siÄ™ w tÅ‚ustych cieniach.Jan Herman wszedÅ‚ na strych, rozejrzaÅ‚ siÄ™ - spoÂstrzegÅ‚ znacznie zmiany zaszÅ‚e w owym chaosie od ostatniej jego wizyty na tej kondygnacji: ktoÅ› przewaliÅ‚ jakieÅ› pół tony antycznych Å›mieci spod jednej Å›ciany pod drugÄ…, odsÅ‚aniajÄ…c przejÅ›cie wzdÅ‚uż zachodniego muru.WciÄ…gnÄ…Å‚ powietrze przez zÄ™by.Niemożliwość, niemoÂżliwość! SÅ‚yszaÅ‚bym przecież, byÅ‚by hurkot wprost niezieÂmski.RuszyÅ‚ na miÄ™kkich nogach otworzonym mu owym cudownym sposobem przejÅ›ciem.MinÄ…Å‚ lampÄ™ i miaÅ‚ teÂraz swój żarÅ‚oczny cieÅ„ z przodu, deptaÅ‚ go.PrzejÅ›cie koÅ„czyÅ‚o siÄ™ Å›lepo zawaÅ‚em ciężkich pÅ‚atów dykty i nie heblowanych desek.Po lewej - góra tobołów, zetlaÅ‚ych obrusów, firanek i stor; po prawej - mur.TrudÂny, oddychajÄ…c pÅ‚ytko i cicho, aby nie zagÅ‚uszyć żadnego ewentualnego obcego dźwiÄ™ku, rozglÄ…daÅ‚ siÄ™ po plamach czerni i jasnoÅ›ci pokrywajÄ…cych kanciaste otoczenie; naÂwet poruszaÅ‚ siÄ™ z jakÄ…Å› przesadnÄ… ostrożnoÅ›ciÄ…, jakby od jednego gwaÅ‚towniejszego gestu, jednego gÅ‚oÅ›niejszego szeÂlestu piżamy mogÅ‚a mu siÄ™ objawić nocÄ… caÅ‚a Å›miercionoÅ›Âna potworność nawiedzonego budynku.Już miaÅ‚ siÄ™ stÄ…d wycofać, gdy szybki przepÅ‚yw cieni po zachodniej Å›cianie, spowodowany opuszczeniem przez JaÂna Hermana ramienia, otworzyÅ‚ mu oczy na jej atrapowość: to nie byÅ‚a Å›ciana.Te cegÅ‚y nie byÅ‚y cegÅ‚ami.WystaÂwaÅ‚ spoÅ›ród nich krzywy prostokÄ…t: drzwi.WyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™ÂkÄ™, pchnÄ…Å‚: poruszyÅ‚y siÄ™.FaÅ‚szywy mur, pomyÅ›laÅ‚.ZrobiÅ‚ krok w tyÅ‚ i otworzyÅ‚ drzwi na oÅ›cież.ZaskrzypiaÅ‚y straszÂliwie i Trudnemu serce podeszÅ‚o do gardÅ‚a.FaÅ‚szywy mur, myÅ›laÅ‚, a za nim ukryty pokój - ja to przecież doskonale znam.ZajrzaÅ‚ do Å›rodka; szczęście, że drzwi otwieraÅ‚y siÄ™ na lewo, bo nie przesÅ‚oniÅ‚y Å›wiatÅ‚a lampy.Pomieszczenie byÂÅ‚o dÅ‚ugie i bardzo wÄ…skie, pozbawione okien, wyposażone jedynie w maÅ‚y, pochyÅ‚y Å›wietlik w dachu.ZnajdowaÅ‚y siÄ™ tu: wciÅ›niÄ™ty w sam koniec kiszki stół, krzesÅ‚o, uÅ‚ożony wprost na podÅ‚odze materac z kÅ‚Ä™bowiskiem starych koÂców i niewiele wiÄ™cej, jeÅ›li nie liczyć wszechobecnego kurzu.Trudny wszedÅ‚ do Å›rodka.OdsunÄ…Å‚ siÄ™ zaraz od wejÂÅ›cia, by nie przesÅ‚aniać Å›wiatÅ‚a.WdepnÄ…Å‚ w jakieÅ› szmaÂty; kucnÄ…Å‚, podniósÅ‚ - to strzÄ™py starego, mÄ™skiego ubraÂnia, porozdzierane w wÄ…skie pasy, dosÅ‚ownie rozszarpane.Spodnie, koszula, kalesony, sweter, skarpetki.Cuchnęły.OdrzuciÅ‚ je, wytarÅ‚ dÅ‚onie o piżamÄ™, wstaÅ‚.Na stole pod Å›wietlikiem leżaÅ‚y dwie książki, jedna wielka i gruba, druga o podobnym formacie, lecz cieÅ„sza.Ostrożnie jÄ… otworzyÅ‚.ByÅ‚ to brulion w twardej oprawie o stronach pokrytych gÄ™stym maczkiem czyichÅ› zapisków, prowadzonych czarnoatramentowym piórem, ale teraz już ledwo dostrzegalnych.PodszedÅ‚ z brulionem do drzwi, do Å›wiatÅ‚a - to po hebrajsku, rozpoznaÅ‚ pomimo braku okuÂlarów.PrzekartkowaÅ‚ szybko: brulion zapeÅ‚niony byÅ‚ w dwóch trzecich, ostatnie notatki byÅ‚y cokolwiek wyraźniejsze, nie zdążyÅ‚y do koÅ„ca wyblaknąć.WróciÅ‚ do stoÅ‚u i dźwignÄ…Å‚ tÄ™ drugÄ…, grubszÄ… książkÄ™.Aż siÄ™ zdziwiÅ‚ jej ciężarem: okuto jÄ… żelazem.Zaraz też spostrzegÅ‚ kłódkÄ™ na jej zamkniÄ™ciu.PrzyjrzaÅ‚ siÄ™ okÅ‚adce i nierównym brzegom kart z żółtego, czerpanego papieru.To stara, stara książka.WcisnÄ…Å‚ brulion oraz inkunabuÅ‚ pod pachÄ™ i wyszedÅ‚ z sekretnego pokoju.Na strychu wciąż nikogo.ZamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi i podszedÅ‚ do lampy; chciaÅ‚ wykrÄ™cić z niej żarówkÄ™, lecz byÅ‚a zbyt gorÄ…ca.Na korytarzu wyrwaÅ‚ kaÂbel z kontaktu i w ten sposób jÄ… zgasiÅ‚.Mrok go oÅ›lepiÅ‚; chwilÄ™ postaÅ‚, mrugajÄ…c, zanim na powrót przejrzaÅ‚ na ciemnÄ… szarość domowej nocy.W sypialni schowaÅ‚ książki pod nadkastlik.KÅ‚adÄ…c siÄ™ w miÄ™kkie i ciepÅ‚e łóżko, obok miÄ™kkiego i ciepÅ‚ego ciaÅ‚a żony, byÅ‚ nieomal spokojny.Już rozumiaÅ‚.Już wszystko rozumiaÅ‚.Nie miaÅ‚ siÄ™ czego bać, skoro pojÄ…Å‚ reguÅ‚y.NaÂwet uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do siebie, jakby z czegoÅ› tajemnie zaÂdowolony.To jest gra, myÅ›laÅ‚, a ja potrafiÄ™ grać, dobry jestem w grach Å›miertelnych.Teraz to widzÄ™: dom, duch, diabeÅ‚ - czy jakkolwiek by to zwaÅ‚ - gra ze mnÄ….Chce czegoÅ› ode mnie.PoprowadziÅ‚ mnie i wcisnÄ…Å‚ w rÄ™ce te książki -w jakimÅ› okreÅ›lonym celu.Wszystko ma cel.I to megaserce.I te szepty.To sÄ… manifestacje, prezentacja wstÄ™pna, wÅ‚aÅ›nie dla mnie przeznaczona.Tylko mnie siÄ™ objaÂwia.Teraz widzÄ™ w tym logikÄ™.Siwy byÅ‚ po to, żebym uwierzyÅ‚; gdybym pozostawaÅ‚ jedynym Å›wiadkiem, miaÅ‚bym jednak prawo powÄ…tpiewać w prawdziwość Å›wiadectwa mych zmysłów, lecz nocna kanonada Siwego zapoÂbiegÅ‚a temu niebezpieczeÅ„stwu.DoskonaÅ‚y wybór: Siwy, ów zÅ‚owrogi swym potÄ™pieÅ„czym spokojem kat, nie doÂmownik i nie znajomy, pierwszy ujrzaÅ‚ w tych murach naÂmacalnie realnÄ… niemożliwość.A potem ja.Ja i nikt inny.Tamtego wieczoru w gabinecie - ja przecież czekaÅ‚em, prowokowaÅ‚em go.I odpowiedziaÅ‚.OdpowiedziaÅ‚ także na sprowadzenie ksiÄ™dza - bo to oznaczaÅ‚o, iż już w niego wierzÄ™.Nie mógÅ‚ mnie zawieść.Åšciana byÅ‚a po to, bym zaczÄ…Å‚ myÅ›leć, jak myÅ›laÅ‚em.A teraz te książki.Też wyÅ‚Ä…Âcznie dla moich oczu przeznaczone
[ Pobierz całość w formacie PDF ]