Podstrony
- Strona startowa
- Dukaj Jacek Czarne oceany (SCAN dal 758) (2
- Dukaj Jacek Czarne oceany (SCAN dal 758)
- Jacek Dabala Najwieksza przyjemnosc swiata
- Jacek Dukaj Xavras Wyzryn
- Sawaszkiewicz Jacek Wahadlo
- (58) Mróz Jacek
- Lackey Mercedes Sluga Magii (2)
- Rice Anne Sluga kosci
- Sw. Jan od Krzyza DZIELA WSZY
- Gregory Philippa Biała księżniczka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oczkomarcelka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Daj – powiedziałem, a on nalał mi gorzałki w dłonie.Przymknąłem oczy i chlusnąłem sobie w twarz śliwowicą.– Lepiej.– Usiłowałem wstać, ale zachwiałem się, i Kostuch musiał mnie przytrzymać.Oparłem się o pień drzewa.Czułem, że cały drżę, tak jakbym obudził się w lodowatej izbie po mocno zapitej nocy.Nic mnie nie bolało, ale wydawało mi się, że każda część mego ciała rozpada się na kawałeczki.– Kostuch.Dzięki.Pokiwał głową.– Co mam robić, Mordimer? – spytał.– Aresztuj.cie go – powiedziałem.– Ja muszę tu zostać.chwilę.Nie miałem siły, by mówić dalej, a było wiele do powiedzenia.Na szczęście Kostuch sam wiedział, co ma robić.– Dyby, tak? Knebel? Straż przez całą noc? Zawieziemy go do Hezu, tak?– Tak – odparłem.– Idź już.Musiałem zasnąć, bo kiedy się ocknąłem, była już noc, a ja miałem płaszcz i włosy mokre od rosy.Spojrzałem w księżyc, który lśnił silnym, srebrnym blaskiem i wstałem.Odetchnąłem głęboko.– Jeszcze jeden taki czarownik i będą cię zbierać łopatą, biedny Mordimerze – powiedziałem do siebie.Dom Joachima Gunda stał ciemny i pusty.Powlokłem się w stronę komórki na drewno.Krótki sen przyniósł jednak wytchnienie, bo przynajmniej stawiałem prosto kroki, chociaż nadal kręciło mi się w głowie.Zajrzałem do schowka i zobaczyłem, że za równo ułożonymi dębowymi balami nie ma już ceglanej ściany, lecz stoi tam drewniane przepierzenie z małymi, uchylnymi drzwiczkami.Nie spiesząc się, przeniosłem bale i utorowałem sobie drogę.Pchnąłem drzwiczki.Za nimi znajdowała się przytulnie urządzona komnatka.Stały w niej zdobiony adamaszkiem fotel i mahoniowy sekretarzyk oraz okrągły stolik.Na solidnych półkach leżały oprawione w skórę księgi, podłogę zaścielał dywan z grubym włosiem.I wszystko wyglądałoby naprawdę przyjemnie, gdyby nie fakt, że na dywanie wyhaftowany był pentagram.Zdjąłem z półki pierwszą z brzegu książkę.Gruba, cielęca skóra i błyszczące złotem litery tytułu.– Demonologica – przeczytałem na głos.Zdjąłem drugi wolumin.– Cursae Satanis.– Tym razem litery błyszczały srebrem, a oprawa była stara i zmatowiała.– Piękny zbiór – powiedziałem znowu do siebie.Inne księgi były podobnego autoramentu.Większość traktowała o czarnoksięstwie, rzucaniu uroków i przyzywaniu demonów.Jedna poświęcona została astrologii, następna miksturom leczniczym oraz truciznom, znalazłem też tom wyjaśniający tajniki anatomii.Skądinąd ten nie był zakazany.Ale część ksiąg, od wielu lub nawet wielu dziesiątek lat, znajdowała się na kościelnym indeksie, a reszta nie trafiła tam nigdy, gdyż Kościół nie chciał nawet oficjalnie przyznać, że istnieją.Rzecz jasna, my inkwizytorzy, musieliśmy o nich wiedzieć, ale przed zwykłymi ludźmi pilnie ukrywano te sekrety.W jaki sposób Gund wszedł w posiadanie tak niezwykłego i bezcennego wręcz zbioru? Oto było pytanie, na które zyskamy odpowiedź w Hezie.Sprawa była zbyt poważna, bym mógł zajmować się nią na miejscu, a Joachim Gund zbyt niebezpiecznym człowiekiem, by pozwolono mu umrzeć bez dokładnej spowiedzi.Usiadłem w fotelu i zamyśliłem się.Oto, jak plotą się ludzkie losy.Przypadkowa wizyta w obskurnym miasteczku, przypadkowe spotkanie tłumu wiodącego czarownicę, moja chęć wyjaśnienia sprawy.Może nie przypadkowa, ale wiedziałem, że nie każdy inkwizytor zawracałby sobie głowę śledztwem.I wśród nas były czarne owce.Przecież gdybyśmy przybyli dzień później, po Loretcie pozostałby tylko rozmiękły deszczem popiół wokół metalowego słupa na środku rynku.Gdybyśmy przybyli dzień wcześniej, przejechalibyśmy przez miasto, zatrzymując się tylko może na jedną noc w karczmie, a wtedy całe teatrum ukryto by przed naszymi oczami i sprawę przeprowadzono po naszym wyjeździe.A jednak wylądowaliśmy w Thomdalz dokładnie w chwili, w której wylądować powinniśmy.I odkryliśmy niezłe bagno, mili moi.Któż teraz może powiedzieć, że Aniołowie nie dbają, by prostować nasze ścieżki?Powoli wertowałem księgi.Dla człowieka nie szkolonego już samo zerknięcie na ich treść mogłoby być zgubne.Bo w jaki sposób wyrzec się władzy? Jak zrezygnować z panowania nad ludzkim życiem, nad uczuciami? Ha! Dobre pytanie.Zastanawiacie się, mili moi, czy inkwizytorów nie kusiło czasem, by skorzystać z zakazanej wiedzy? Och, kusiło i to bardzo.A niektórzy, ku swemu nieszczęściu, pokusie tej ulegali.Czasami nawet z zacnych pobudek, ale czarnej magii nie można wykorzystać w dobrych celach.Tylko nie każdy to rozumiał, mimo lat szkolenia i rad mądrych wykładowców.Inkwizytorium nie wyciągało tych (rzadkich, powiedzmy szczerze) wypadków na światło dzienne.Nie wyobrażacie sobie chyba, by inkwizytor mógł spłonąć na stosie ku uciesze gawiedzi? Po prostu zabierano go w jedno z naszych sekretnych, ustronnych miejsc, gdzie pracowali najwierniejsi z wiernych i najzaufańsi z zaufanych.I tam, w poczuciu miłości i współczucia, rozmawiano z nim tak długo, póki nie wyznał wszystkich grzechów i nie wyjawił, jak doszło do tego, że skręcił z drogi prawa na drogę występku.A kiedy nie miał już żadnej własnej myśli, pozwalano mu umrzeć śmiercią pełną oczyszczającego bólu.Wreszcie znalazłem przepis, o który mi chodziło, a który z takim powodzeniem zastosował doktor Gund.Procedura rzucenia uroku „białych robaków” była skomplikowana, a sam przepis zawiły i nie do końca jasny.Nie szkodzi.Doktor opowie dokładnie, jak przeprowadził eksperyment.Wyznam wam w zaufaniu, moi mili, że nie tylko odnajdujemy czarnoksięskie księgi.Maluczkim wydaje się, że również je niszczymy.Nic bardziej błędnego.Na stosach płoną falsyfikaty lub egzemplarze dzieł, których kopie już mamy.Bo w najbardziej strzeżonej bibliotece Inkwizytorium są one wszystkie – wszystkie zakazane dzieła.O wskrzeszaniu martwych i przyzywaniu demonów, o klątwach i czarach, o bluźnierczych modlitwach, o urokach i truciznach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]