Podstrony
- Strona startowa
- Dukaj Jacek Czarne oceany (SCAN dal 758) (2
- Dukaj Jacek Czarne oceany (SCAN dal 758)
- Jacek Dabala Najwieksza przyjemnosc swiata
- Jacek Dukaj Xavras Wyzryn
- Sawaszkiewicz Jacek Wahadlo
- (58) Mróz Jacek
- Heath Lorraine Najwspanialsi kochankowie Londynu 03 Przebudzenie w ramionach księcia
- Bardzo długie przebudzenie Grażyna Jeromin Gałuszka
- Richard A. Knaak WarCraft Dzien Smoka (2)
- Terry Pratchett 14 Panowie i
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale widząc, kto nadchodzi, uśmiechnął się tylko.– Czego szukasz, maleńka? – spytał.– Zabłądziłaś?– Myślałam, że zabłądziłam, ale teraz już sądzę, że trafiłam lepiej niż dobrze – odparła Margot ponętnie i odrzuciła włosy z czoła.– Ufam, że taki dzielny chłopak jak ty zechce poświęcić mi chwilkę czasu, prawda?– Coś takiego.– wyjąkał wartownik i zaczerwienił się.Margot nie sądziła, że ktokolwiek pracujący w tym miejscu może się jeszcze czerwienić.Zrobiło jej się szkoda chłopaka, ale cóż, zadanie, które mieli do wykonania, było ważniejsze od czyjegokolwiek życia.Zbliżyła się do niego i zarzuciła mu ramiona na szyję.Wpiła się ustami w jego usta i, wbrew sobie, poczuła żar krążący coraz szybciej w żyłach.Kiedy ten słodki żar przeniósł się do podbrzusza, aż westchnęła.Och, po co brałam Ottona? – pomyślała ze złością.Pozwoliłabym teraz zabawić się temu chłopcu, a potem załatwiłabym sprawę sama! Pociągnęła strażnika za sobą na ziemię i czuła, jak przygniata ją do posadzki, a jego dłonie zaciskają się na jej piersi.Jęknęła.I wtedy zobaczyła cień, a zaraz potem usłyszała ohydny zgrzyt żelaza trącego o kości.Chwilę wcześniej uciekła z ustami, bo bała się, że chłopak, konając, może mimowolnie wgryźć się w jej twarz.Odepchnęła martwe już ciało i podniosła się.Przez moment drżały jej dłonie, ale zacisnęła mocno palce i drżenie przeszło.– Wszystko dobrze, Margot? – zapytał Otton.– Tak – odparła, przełykając ślinę.Starała się nie patrzeć na wartownika, leżącego w kałuży krwi.– Tak, wszystko dobrze.Pójdę po resztę.Towarzysze wiedzieli, że mają być czujni, więc czekali już tylko na to, aż zobaczą złodziejkę pojawiającą się na sali.Wszyscy, oprócz Korzuma, który siedział na łożu z rozanieloną miną, a między jego nogami klęczała jakaś jasnowłosa dziewczyna.Jej głowa unosiła się i opadała w równomiernym rytmie.Margot zaklęła i poczekała, aż kapłanka skończy pracę.Potem podeszła bliżej i wściekłym gestem kiwnęła na Korzuma.Kątem oka zobaczyła jeszcze, jak kapłanka uśmiecha się do niej i ociera wierzchem dłoni lśniące usta, a potem wstaje, rozglądając się za kolejnym klientem.Korzum poderwał się szybko, z miną cokolwiek zmieszaną.– Prędzej.Wszyscy czekają – rozkazała Margot.Skierowali się w stronę nawy, a potem do schodów prowadzących do dolnej kaplicy.I już mieli na nie wejść, gdy od drzwi rozległ się wesoły, choć lekko zdziwiony głos.– Margot!Złodziejka odwróciła się i zobaczyła uśmiechniętą Trishię.Dziewczyna zbliżyła się do niej z otwartymi ramionami.– Co tu robisz, kochanie? – zapytała ciepło i bez śladu podejrzliwości.– Zamierzasz zabawić się z tym młodzieńcem? Nie wygodniej będzie na łóżku? – Roześmiała się.– A może weźmiesz mnie ze sobą?– Zabij sukę i idziemy – warknął Korzum.Trishia otwarła szeroko oczy, ale nie zdążyła krzyknąć.Margot szybkim, sprawnym chwytem unieruchomiła kapłankę.Prawą dłonią zatkała jej usta.Zobaczyła, że Korzum wyciąga sztylet i okręciła się tak, by zasłonić Trishię własnym ciałem.– Zostaw ją! – niemal krzyknęła.– A ty bądź cicho – tchnęła w ucho dziewczyny.– Bądź cicho, na wszystkich bogów, a nic ci się nie stanie.Trishia pokiwała głową, a Margot czuła przez cienką szatę, że jej serce bije w szaleńczym rytmie.Była wściekła na Korzuma.Całą sprawę można było obrócić w żart i pozbyć się kapłanki, która odeszłaby do swoich zajęć.A w ten sposób mieli ją teraz na głowie.Dlaczego jej nie zabiłam albo nie pozwoliłam zabić? – pomyślała Margot i sama nie potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie.Potem pocałowała Trishię w policzek.– Teraz cię puszczę, skarbie – powiedziała miękko.– I nie zrób nic, żebym musiała tego żałować.* * *– To ma być zamek? – burknął Josip.– To jest gówno, a nie zamek! To jest partactwo najgorsze.– No i tylko się cieszyć – zauważył Otton.– Otwieraj.Josip celowo niedbałym ruchem wsunął wytrych i zagmerał nim w zamku.Usłyszeli chrzęst, a potem włamywacz kopnął w pręty.Krata się otworzyła.– No i w domku – rzekł.Weszli do najstarszej części krypty, a Nochal zamknął kratę i znowu podziałał wytrychem, tak by zamek zaskoczył i by nikt nie mógł się zorientować, iż ktokolwiek przy nim grzebał.Otton zbliżył się do pierwszego z posągów i omiótł go światłem pochodni.– A żesz ty – mruknął.Margot roześmiała się.Wiedziała już, czemu rzeźby uznano za nieobyczajne nawet w świątyni Świętej Sekstyny.Otóż posąg wyobrażał głęboko pochyloną, nagą kobietę, na której plecy wskakiwał potężny pies.Paszcza zwierzęcia była wyszczerzona w nienaturalnym niby-uśmiechu, a twarz kapłanki wykrzywiona grymasem ni to bólu, ni to rozkoszy.Obejrzeli następne rzeźby.Kobietę, schowaną pod podbrzuszem byka, drugą, której spomiędzy nóg sterczała głowa węża, i trzecią, ujeżdżaną przez kozła.– To świnie! – rzekł Korzum.– Nie dziwota, że ustawiły kratę.Zrzygam się.– Lepiej się bierz za kopanie.– Machnął dłonią Otton.– Gdzie zaczynamy? – Spojrzał w stronę Severina.Szlachcic postąpił pod samą ścianę korytarza i wskazał palcem posadzkę.– Tutaj – powiedział.– Niech to lepiej rzeczywiście będzie tutaj – odparł Otton, a w jego głosie zabrzmiała niezawoalowana pogróżka.– Po co wy to robicie? – krzyknęła Trishia.– Tam nic nie ma.Żadnych skarbów, klejnotów.Nic.Korzum szybkim ruchem wysunął nóż z pochwy.– Zarżnę sukę, co tu będzie nam jęczeć.Margot postąpiła dwa kroki i stanęła na jego drodze do kapłanki.– Tylko spróbuj – rzekła głosem, o którym wiedziała, że jest miękki oraz słodki.A ta miękkość i słodycz miały przerazić Korzuma.Może nie przeraziły, ale odniosły skutek.Cofnął się.– A jak tam se chceta – burknął.– Żeby nie było, żem nie mówił – dodał.Trishia wtuliła się w kąt pomiędzy ścianami.Przykucnęła i zaczęła płakać niemal bezgłośnym, ale pełnym szlochów płaczem.Severin wyznaczył każdemu miejsce pracy i wzięli się najpierw za rozbijanie kamiennej posadzki, złożonej z warstwy grubych, rzeźbionych płyt.Każde uderzenie oskarda zdawało się grzmieć w korytarzu i odbijać potężniejącym echem od ścian
[ Pobierz całość w formacie PDF ]