Podstrony
- Strona startowa
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (3)
- (ebook Pdf) Stephen Hawking A Brief History Of Time
- § Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (3)
- Stephen W. Hawking Krotka Historia Czasu
- Quinnell A J Szlak lez
- Allbeury Ted Wszystkie nasze jutra
- Blad Elle Kennedy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- protectorklub.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.i.musimy.słuchaj, musimy.Cynthia znów wyciągnęła rękę, znów złapała kobietę za brodę i znów odwróciła jej twarz ku sobie.- Popatrz na mnie, skarbie.Kino.W kinie są ludzie!Kobieta spojrzała na nią przytomniej, marszcząc brwi, jakby usilnie próbowała zrozumieć, co się do niej mówi.Potem podniosła wzrok i przez ramię Cynthii zerknęła na podwieszoną na łańcuchach markizę “American West”.- W tym starym kinie?- Tak.- Jesteś pewna? Próbowałam się tam dostać wczoraj wieczorem, kiedy zrobiło się już ciemno.Drzwi są zamknięte.- Mamy podejść od tyłu - wyjaśnił jej Steve.- Mam tu przyjaciela, to on kazał nam iść do kina.- Jak? - spytała ciemnowłosa kobieta podejrzliwie, lecz kiedy Steve ruszył w kierunku kina, poszła za nim.Cynthia kroczyła obok niej, po zewnętrznej.- Jakim cudem ci to powiedział?- Przez telefon komórkowy.- Telefony komórkowe z zasady nie działają tu najlepiej - zaoponowała nieznajoma.- Za wiele złóż różnych minerałów.Stali teraz pod markizą przed wejściem.Biegacz stepowy, zapędzony w kąt miedzy przeszkloną budką biletera i lewymi drzwiami, stukał jak kastaniety.- Tu jest alejka - oznajmiła Cynthia.Ruszyła przed siebie, ale nowo poznana pozostała na miejscu.Jej oczy biegały od dziewczyny do Steve'a i z powrotem.- Jaki przyjaciel, jacy inni ludzie? - spytała.- Jak się tu znaleźli? Jak to się stało, że ten pieprzony Collie ich nie pozabijał?- Zostawmy to na później, dobrze? - zaproponował Steve.Próbował ją pociągnąć, ale oparła mu się i kiedy przemówiła, w jej głosie była nutka histerii.- Zabieracie mnie do niego, prawda?- Proszę pani, nie mamy najmniejszego nawet pojęcia, o czym pani mówi.Rusz się, kobieto, na litość boską!- Słyszę silnik - powiedział nagle Steve.- Chyba z południa.I z pewnością się zbliża.Oczy kobiety rozszerzyły się nagle.- To on! On!Obejrzała się za siebie, jakby tęskniła za bezpieczeństwem pralni, a potem podjęła decyzję i niemal pobiegła alejką.Poszli za nią, a gdy znaleźli się przy płocie na tyłach kina, sami musieli biec, żeby dotrzymać jej kroku.4- Jesteście pewni.- spytała kobieta i w tym momencie, nieco dalej, przy ścianie, zabłysła latarka.Szli gęsiego, Steve między paniami, ciemnowłosa kobieta na przedzie.Wziął ją za rękę (lodowato zimną), drugą wyciągnął do Cynthii (jej dłoń była zaledwie odrobinę cieplejsza).Idąca przodem nieznajoma wolno prowadziła ich ścieżką.Latarka błysnęła znowu, tym razem oświetlając dwie stojące jedna na drugiej skrzynki.- Wejdźcie na nie i właźcie tu - szepnął głos.Głos, który sprawił Steve'owi wiele radości.- Szef?- A kto? - Marinville powiedział to tak, jakby się uśmiechał.- Podoba mi się ten kombinezon.Nadaje ci taki męski wygląd.Właź, Steve.- Jest nas troje.- Im więcej, tym weselej.Ciemnowłosa musiała podciągnąć sukienkę, żeby wejść przez okno.Steve zauważył, że szef na ten widok bynajmniej nie zamknął oczu.Nawet apokalipsa nie jest w stanie zmienić pewnych rzeczy - pomyślał.Pomógł Cynthii, a potem sam wszedł do środka.Obrócił się w oknie, wyciągnął rękę i zrzucił górną skrzynkę z dolnej.Nie miał pojęcia, czy to wystarczy, by oszukać faceta, którego tak bała się ich nowa przyjaciółka, ale z pewnością lepsze coś niż nic.Stanął, rozejrzał się - wprost rzucało się w oczy, że to typowe schronienie pijaczków - a potem złapał Marinville'a i przytulił go mocno.Johnny roześmiał się, zaskoczony, ale wyraźnie sprawiło mu to przyjemność.- Tylko bez języczka, Steve.Będę przy tym obstawał.Steve trzymał dłonie na jego ramionach.Uśmiechał się szeroko.- Byłem pewien, że nie żyjesz, szefie.Znaleźliśmy twój motocykl, zagrzebany w piachu.- Znaleźliście go? - Marinville sprawiał wrażenie zachwyconego.- Niech mnie diabli!- Co się stało z pańską twarzą?Johnny podłożył sobie zapaloną latarkę pod brodę, zmieniając swą posiniaczoną, bladą twarz w maskę rodem z horroru.Nos wyglądał tak, jakby jego właściciel cudem uszedł z życiem z wypadku samochodowego.Pisarz uśmiechał się i ten uśmiech, choć pogodny, jeszcze pogorszył sprawę.- Jak myślisz, czy gdybym wygłosił przemówienie do amerykańskiego PEN Clubu, nawet się nie umywszy, ci kretyni wreszcie by mnie wysłuchali?- O rany - westchnęła Cynthia z głębokim szacunkiem.- Ktoś panu porządnie dokopał.- Owszem, Entragian - stwierdził poważnie Marinville.- Poznaliście go już?- Nie - odparł Steve.- I sądząc z tego, co widzieliśmy i słyszeliśmy do tej pory, nie mamy na to nawet najmniejszej ochoty.Drzwi otworzyły się, skrzypiąc na zardzewiałych zawiasach.Do toalety wszedł chłopak, krótko ostrzyżony, blady, w pomazanym krwią podkoszulku Indian z Cleveland.W ręce miał latarkę; krótkimi błyskami oświetlił po kolei twarze nowych gości.Steve popatrzył na niego i w głowie nagle ułożył mu się z puzzli pełny obraz.Miał wrażenie, że to głównie przez tę koszulkę.- Ty jesteś Steve? - spytał go chłopiec.Steve przytaknął skinieniem głowy.- Tak.Nazywam się Steve Ames.To Cynthia Smith.A ty jesteś pewnie moim telefonicznym przyjacielem.Chłopiec uśmiechnął się lekko na te słowa.- Z tym telefonem trafiłeś w dziesiątkę, Davidzie.Nigdy pewnie nie dowiesz się, jak świetnie trafiłeś.Cieszę się, że mogłem cię poznać.Nazywasz się David Carver, prawda?Zrobił krok do przodu i potrząsnął dłonią chłopca, ciesząc się z wyrazu zaskoczenia na jego twarzy.On też go zaskoczył, telefonując tak ni z tego, ni z owego.- Skąd zna pan moje nazwisko?Cynthia ujęła dłoń Davida zaraz po tym, jak puścił ją Steve.Potrząsnęła nią raz, mocno.- Znaleźliśmy twojego humvee, winnebago czy czym tam jeździliście.Steve przejrzał karty baseballowe.- Powiedz uczciwie - przerwał jej Steve, zwracając się do chłopaka.- Myślisz, że Cleveland wygra kiedykolwiek Mistrzostwo Świata?- Nic mnie to nie obchodzi.Wystarczy, że widzę, jak grają - odparł David, uśmiechając się niewyraźnie.Cynthia odwróciła się do kobiety z pralni, tej, do której strzelaliby prawdopodobnie, gdyby mieli z czego strzelać.- A to pani.- Audrey Wyler - przedstawiła się.- Jestem geologiem, konsultantem Diablo Mining.A przynajmniej byłam.- Rozejrzała się po damskiej toalecie szeroko otwartymi, nieprzytomnymi oczami, ogarniając spojrzeniem kartony pełne butelek po whisky, plastikowe kosze puszek po piwie, wspaniałą rybę na brudnej terakocie ściany.- Teraz nie wiem nawet, kim jestem.Czuję się jak kawał mięsa, który leżał przez parę dni na słońcu.Odwracała się ku Johnny'emu, dokładnie tak, jak pod pralnią odwracała się ku Steve'owi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]