Podstrony
- Strona startowa
- Fagyas Maria Porucznik diabla (SCAN dal 872)
- Fagyas Maria Porucznik diabla (3)
- Fagyas Maria Porucznik diabla (2)
- Fagyas Maria Porucznik diabla (4)
- Nurowska Maria Wiek samotnosci
- Maria Siemionowa 01.Wilczarz
- Niklewiczowa Maria Bajarka opowiada
- McCaffrey Anne Ocaleni Planeta dinozaurow 2 (S
- Kristen Proby Uciekaj ze mnÄ…
- Henryk Sienkiewicz Potop tom 3
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- akte20.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- yle się czujesz? Jesteś taka blada - powiedział ojciec, podającmi kieliszek z owocowym koktajlem.- Zakręciło mi się w głowie, za chwilę minie - skłamałam.Gdyby w gamie kolorów istniało coś ciemniejszego od czerni,taką właśnie barwą można by opisać mój humor w chwili, gdy wniemieckiej loży zaczął się ruch.Kątem oka dostrzegłam najpierwoddział żołnierzy.Za nimi nadszedł barczysty sierżant, wydającrozkazy, wskazując coś ręką i spoglądając z lekceważeniem na lożępełną Anglików.Potem zjawili się oficerowie w czapkach zdaszkiem, lśniących butach i z nieodłącznymi opaskami ze swastyką.Nawet nie zaszczycili nas spojrzeniem - sztywno wyprostowani,wyniośli, dalecy, całą swoją postawą wyrażali pogardę dla sąsiadów ztrybuny.Po chwili dołączyło do nich kilku osobników w garniturach,a ja z dreszczem przerażenia spostrzegłam wśród nich znajometwarze.Prawdopodobnie i wojskowi, i cywile przybyli tu w jakimśsobie tylko znanym celu i dlatego wszyscy zjawili się niemaljednocześnie, w zorganizowanych grupach, akurat na czas, byobejrzeć pierwszą gonitwę.Na razie byli tam sami mężczyzni;łudziłam się myślą, że nie zabrali ze sobą żon.Napięcie na trybunach rosło z minuty na minutę, proporcjonalniedo mojego strachu.Brytyjczyków jeszcze przybyło, lornetki krążyły zrąk do rąk, a w rozmowie równie często jak turf, paddock i jockeyspojawiały się bombardowania Londynu, ostatnie radioweprzemówienie Churchilla oraz inwazja na Jugosławię.I w tymmomencie go zobaczyłam.Zobaczyłam go i on mnie zobaczył.Naglepoczułam, że brak mi tchu.Kapitan Alan Hillgarth wchodził właśniedo loży, prowadząc pod rękę elegancką blondynkę, prawdopodobnieżonę.Zatrzymał na mnie wzrok nie dłużej niż przez ułamek sekundy,po czym, tłumiąc błysk popłochu w zrenicach, czego nie dostrzegłchyba nikt poza mną, przeniósł spojrzenie na niemiecką lożę, doktórej, kropla po kropli, wciąż płynął nieprzerwany strumyk ludzi.Wstałam i odwróciłam się, żeby uniknąć spotkania twarzą wtwarz.Byłam w pułapce, przekonana, że już nie ma dla mnie ratunku.Nie mogłabym przewidzieć bardziej żałosnego końca mojej krótkiejkariery agentki brytyjskiego wywiadu: za chwilę zostanęzdemaskowana, publicznie, na oczach mojego ojca, klientek i szefa.Uchwyciłam się barierki, z całej siły zaciskając palce na poręczy,przeklinając w duchu ów feralny dzień i własną głupotę: obym nigdynie wyjechała z Maroka, obym nigdy nie zgodziła się na tę idiotycznąpropozycję, która zrobiła ze mnie nieudolnego szpiega i naiwnąkonspiratorkę.Bomba poszła w górę, konie ruszyły z kopyta, apowietrze rozdarł wrzask podnieconych widzów.Udawałam, żeśledzę wyścig, ale moje myśli galopowały innym torem.Byłampewna, że Niemki już wchodzą do loży, i udzieliła mi się panikaHillgartha, który w obliczu ewidentnej wpadki gorączkowo szukałwyjścia z sytuacji.I wówczas, niby grom z jasnego nieba, ukazało misię rozwiązanie w postaci dwóch znudzonych ratownikówCzerwonego Krzyża, podpierających ścianę w bezczynnymoczekiwaniu na jakiś wypadek.Skoro nie mogę wyjść na własnychnogach, niech mnie stąd wyniosą.Pretekstem mogły stać się chwilowe emocje lub zmęczeniewielomiesięczna pracą, może nerwy, może stres, to nieistotne, poprostu zadziałał zwykły instynkt samozachowawczy.Wybrałamstosowne miejsce: prawy skraj trybuny, jak najdalej od Niemców.Dokładnie wyliczyłam czas: kilka sekund po zakończeniu pierwszejgonitwy, kiedy wszędzie zapanowała niesłychana wrzawa, w którejokrzyki zadowolenia mieszały się z jękami zawodu.Wprzewidzianym momencie osunęłam się bezwładnie na ziemię,odwracając głowę, żeby włosy zakryły mi twarz, na wypadek gdybyczyjeś ciekawe spojrzenie z sąsiedniej loży przedarło się przez gąszcznóg, który otoczył mnie w jednej chwili.Leżałam nieruchomo, zzamkniętymi oczami; słuch za to miałam wyostrzony, łowiąc chciwiekażdy dzwięk, każdy głos.Omdlenie, powietrze, Gonzalo, szybko,puls, wody, więcej powietrza, szybko, szybko, już idą, apteczka, ijeszcze jakieś angielskie słowa, których nie zrozumiałam.Ratownicy nadbiegli po paru minutach.Położyli mnie na noszachi przykryli po szyję kocem.Raz, dwa, trzy, w górę i poczułam, żemnie podnoszą.- Idę z panem - usłyszałam głos Hillgartha.- Może wezwaćlekarza z ambasady?- Dziękuję, Alan - odpowiedział ojciec.- To chyba nicpoważnego, po prostu zemdlała.Chodzmy do infirmerii, potemzobaczymy.Sanitariusze, dzwigając mnie na noszach, szybkim krokiem szliprzez tunel, który prowadził do wyjścia; za nimi mój ojciec, AlanHillgarth i paru nieznanych mi Anglików - przyjaciół, a możepodwładnych attache marynarki.Chociaż przed opuszczeniem lożyzadbałam o to, by przynajmniej częściowo zasłonić twarz włosami,Hillgarth stanowczym ruchem zakrył mi głowę kocem.Nic niewidziałam, ale wyraznie słyszałam wszystko, co się działo potem.Z początku nie natknęliśmy się na nikogo, jednak w połowiedrogi sytuacja się zmieniła.Sprawdziły się moje najgorsze przeczucia.Najpierw usłyszałam kroki i męskie głosy mówiące coś po niemiecku.Schnell, schnell, die haben bereits begonnen.Niemcy podążali wprzeciwnym do nas kierunku, w pośpiechu, prawie biegiem.Postukocie butów domyśliłam się, że to żołnierze; pewność siebie ibutny ton wskazywały na oficerów.Zdawało mi się, że widok attachemarynarki z wrogiej ambasady, eskortującego nosze z ciałemzasłoniętym kocem, powinien wzbudzić ich czujność, ale nawet sięnie zatrzymali; wymienili kilka zdawkowych, szorstkich powitań, poczym ruszyli dalej, zmierzając ku loży przyległej do tej, z której przedchwilą wyszliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]