Podstrony
- Strona startowa
- Foster Alan Dean Tran ky ky Czas na potop
- Foster Alan Dean Tran ky ky Misja do Moulokinu
- Foster Alan Dean Przekleci 02 Krzywe zwierciadlo
- Foster Alan Dean Gwiezdne Wojny Nadchodzšca Burza
- Foster Alan Dean Zaginiona Dinotopia
- Koonz Dean R Tunel strachu
- Dean R. Koonz Tunel strachu
- Harry Harrison Stalowy Szczur Spiewa Bluesa
- Card Orson Scott Glizdawce (3)
- Microsoft Office 2003 Super Bible
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pochylił się, oparł ręce na biurku i przy-48brał poważny wyraz twarzy. Jeśli mam kierować tą sprawą, nie chcę tracić czasu nawywiady i rozmowy z reporterami.Musisz trzymać tych drani ode mnie z dala.Niechsobie filmują plamy krwi do woli, żeby zdobyć materiał do poobiednich audycji, aletrzymaj ich z daleka.Nie radzę sobie z nimi.Spojrzenie Mondale a ponownie się wyostrzyło. Umm.tak, jasne, żaden problem.Prasa bywa cholernie upierdliwa. DlaMondale a kamery i publiczność stanowiły nektar bogów, był uszczęśliwiony samą per-spektywą, że znajdzie się w centrum uwagi mediów. Zostaw ich mnie. Zwietnie mruknął Dan. I składasz raporty tylko mnie, nikomu innemu. Jasne. Codziennie, co do minuty. Jak sobie życzysz.Mondale popatrzył na niego z niedowierzaniem, ale nie podejmował dyskusji.Każdylubi sobie pomarzyć.Nawet Ross Mondale. Skoro tak ci brakuje ludzi i w ogóle rzucił Haldane pewnie masz dużopracy?Kapitan ruszył w stronę własnego gabinetu.Po kilku krokach zatrzymał się, obejrzałi powiedział: Na razie mamy dwóch zamordowanych dość prominentnych psychologów, a pro-minenci zazwyczaj znają innych prominentów.Więc pewnie będziesz się obracał w in-nych kręgach niż wtedy, kiedy ktoś załatwi handlarza prochów.Poza tym, jeżeli z tegowyjdzie gorąca sprawa i przyciągnie uwagę prasy, ty i ja pewnie spotkamy się z szefempolicji, z członkami komisji, może nawet z burmistrzem. Więc? Więc nie nadepnij nikomu na odcisk. Och, nie martw się, Ross, mogę nawet tańczyć z tymi facetami.Mondale potrząsnął głową. Chryste.Dan patrzył, jak kapitan odchodzi.Potem wrócił do swoich spisów.8 Niebo pojaśniało od czerni do mrocznej szarości.Zwit jeszcze nie wypełznął z no-ry, ale podkradał się coraz bliżej i za dziesięć czy piętnaście minut miał wdrapać się nagórzysty horyzont.Publiczny parking szpitala Valley Medical był prawie pusty, szachownica cieni i cha-otycznie rozmieszczonych plam jadowicie żółtego światła lamp sodowych.Siedząc za kierownicą swojego volvo, Ned Rink niechętnie oglądał koniec nocy.Był nocnym stworzeniem, raczej sową niż skowronkiem.Nie potrafił jasno myślećani sprawnie funkcjonować aż do popołudnia, a nabierał tempa dopiero po północy.Preferencje te niewątpliwie miał zakodowane w genach, jako dziedzictwo po matce.Osobisty zegar biologiczny Neda nie był zsynchronizowany z zegarami większościludzi.Lecz nocny tryb życia stanowił również kwestię wyboru: Ned czuł się bardziej swoj-sko w ciemności.Był brzydki i wiedział o tym.W blasku dnia wolał schodzić ludziomz oczu, wierzył jednak, że noc łagodzi i częściowo ukrywa jego brzydotę.Zbyt wąskiei cofnięte czoło sugerowało niewielką inteligencję, chociaż w rzeczywistości bynajmniejnie był głupi.Małe oczy osadzone zbyt blisko siebie, krogulczy nos i grubo ciosane rysydopełniały obrazu twarzy.Miał pięć stóp siedem cali, przy szerokich ramionach, długichrękach i baryłkowatej klatce piersiowej, nieproporcjonalnej do wzrostu.W dzieciństwie musiał znosić okrutne drwiny rówieśników, którzy przezywali gomałpą.Szyderstwa i prześladowania tak go wykończyły psychicznie, że dorobił sięwrzodu, zanim skończył trzynaście lat.Obecnie Ned Rink nikomu nie pozwalał się gnę-bić.Obecnie, jeśli ktoś dał mu się we znaki, Ned po prostu zabijał dręczyciela, rozwalałmu łeb bez wahania i bez żadnych skrupułów.Wspaniały sposób na rozładowanie stre-su: Ned już dawno wyleczył się z wrzodów.Podniósł czarną aktówkę z drugiego fotela.Zawierała biały laboratoryjny kitel, białyszpitalny ręcznik, stetoskop oraz półautomatyczny walther 45 wyposażony w tłumik,załadowany kulami o wydrążonych czubkach i teflonowych powłokach, które gwa-rantowały przebicie nawet kuloodpornej kamizelki.Nie musiał otwierać aktówki, żeby50sprawdzić zawartość; sam ją spakował przed niecałą godziną.Zamierzał wejść do szpitala, pójść prosto do publicznej toalety w westybulu, zrzucićpłaszcz nieprzemakalny, nałożyć biały fartuch, owinąć pistolet ręcznikiem i pomasze-rować prosto do pokoju 256, gdzie umieszczono dziewczynkę.Uprzedzono go, że możesię natknąć na policyjnego ochroniarza.W porządku.Poradzi sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]