Podstrony
- Strona startowa
- Koontz Dean R Mroczne sciezki serca (SCAN dal
- Koontz R. Dean W okowach lodu (SCAN dal 1154)
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 1 Zabojca strachu
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy
- Koontz Dean Drzwi do grudnia
- Koontz Dean R Pieczara gromow
- Koontz Dean R Nocne dreszcze
- Koonz Dean R Tunel strachu
- Dean R. Koonz Tunel strachu
- Koontz Dean R Odwieczny Wrog
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Proszê tu zostaæ, pani Luminaro. ObejrzaÅ‚ siê przez ramiêi skrzywiÅ‚, kiedy coS przemknêÅ‚o niedaleko nich. Tu chyba jesteSmy137bezpieczni, ale jeSli wyjdzie pani dalej, mo¿e pani zÅ‚apaæ powiew wia-tru. A co w tym zÅ‚ego? OpuSciÅ‚a tkaninê z twarzy i spojrzaÅ‚a w kie-runku, z którego przybyli.WidziaÅ‚a tylko w¹ski przesmyk, który wÅ‚aS-nie mijali, i zbocza wzgórza po drugiej stronie. Mo¿e pani zÅ‚apaæ powiew wiatru nios¹cy chawix.Obi-Wan podszedÅ‚ do nich i, podobnie jak jego towarzyszka, zacz¹Å‚uwa¿nie studiowaæ pozornie bezpieczny przesmyk. Co to za zwierzê, ten chawix? To nie zwierzê wyjaSniÅ‚ przewodnik. To roSlina.Kyakhta odwróciÅ‚ siê nagle i przykucn¹Å‚.Na czworakach zbli¿yÅ‚ siêdo krawêdzi szczeliny i pierwszych kamyków rozgrzanego sÅ‚oñcemprzesmyku, poÅ‚o¿yÅ‚ siê na brzuchu i daÅ‚ im znak, aby siê zbli¿yli.Le¿¹c pÅ‚asko na ziemi, zauwa¿yli, jak mijaj¹ ich w podskokach dzie-si¹tki wielkich kÅ‚êbów niemo¿liwie popl¹tanych, wêzÅ‚owatych gaÅ‚êzi.ByÅ‚y widaæ lekkie, bo wiatr, nieustannie wiej¹cy przez przesmyk, uno-siÅ‚ je i rzucaÅ‚ o ziemiê, a one odbijaÅ‚y siê, podskakiwaÅ‚y wysoko w po-wietrze, przelatywaÅ‚y znaczn¹ odlegÅ‚oSæ, ¿eby znów opaSæ, odbiæ siêi poszybowaæ w górê. Nie jest dobrze, kiedy chawix ciê uderzy. Bulgan przeSlizn¹Å‚siê obok le¿¹cych Jedi, a dwójka padawanów tu¿ za nim. Pewnie, ¿e to mo¿e byæ nieprzyjemne zastanawiaÅ‚a siê gÅ‚oSnoBarrissa.ByÅ‚a zainteresowana, ale niezbyt zadowolona.PeÅ‚zanie potwardej, brudnej skale nie nale¿aÅ‚o do jej ulubionych zajêæ. Ale nierozumiem, dlaczego zaraz wpadaæ w panikê. Mo¿e nasi przyjaciele obawiaj¹ siê, ¿e któryS z tych kÅ‚êbkówmógÅ‚by uderzyæ suubatara w pysk. Anakin, osÅ‚aniaj¹c oczy przed ku-rzem i jasnym SwiatÅ‚em, obserwowaÅ‚ kule giêtkich roSlin, w podsko-kach mijaj¹ce ich kamienne schronienie. Wygl¹da to tak, jakby mo-gÅ‚o mieæ kolce&Kiedy obserwowali pêdz¹ce kule, z nory po drugiej stronie kotlinywychyn¹Å‚ membibi i ruszyÅ‚ pod wiatr, kieruj¹c siê ku innej norze.MaÅ‚yczworono¿ny owado¿erca miaÅ‚ bezwÅ‚os¹, plamist¹ skórê, dÅ‚ugi, podob-ny do pejcza ogon i nisko osadzon¹ spiczast¹ mordkê, która wisiaÅ‚a naj-wy¿ej parê centymetrów nad ziemi¹.Wiruj¹cy chawix, napêdzany wiatrem i bez celu tañcz¹cy po dniekotliny wyl¹dowaÅ‚ nagle na grzbiecie kicaj¹cego membibi.LuminaramySlaÅ‚a, ¿e roSlina odskoczy od zwierz¹tka, tak jak przedtem odbiÅ‚a siêod kamiennej powierzchni.Ale nie spodziewaÅ‚a siê tego, co po chwili zo-baczyÅ‚a.138Czuj¹c bliskoSæ miêsa, roSlina wystawiÅ‚a chyba z tuzin cierni, dÅ‚u-goSci od centymetra do kilkunastu, jak kot wysuwaj¹cy pazury.Membi-bi, przebity tymi drewnianymi sztyletami, wydaÅ‚ stÅ‚umiony pisk i upadÅ‚na bok, konwulsyjnie wierzgaj¹c Å‚apkami.W ci¹gu kilku minut znieru-chomiaÅ‚.Chawix, wczepiony gÅ‚êboko w ciaÅ‚o zwierz¹tka, zacz¹Å‚ po¿e-raæ martwego membibi.Bezpieczni pod nawisem po drugiej stroniew¹wozu widzowie tej sceny obserwowali, jak blade ciernie zabarwiaj¹siê na ciemno, wsysaj¹c rozpuszczone ciaÅ‚o ofiary. Z tego wynika, ¿e chawix to drapie¿na roSlina, która wykorzy-stuje wiatry Ansionu, by poruszaæ siê po terenie. Obi-Wan cofn¹Å‚ siêostro¿nie w gÅ‚¹b szczeliny, nie spuszczaj¹c wzroku z drogi. Zdaje siê,¿e nawet para najlepszych gogli nie wystarczyÅ‚aby jako ochrona. Membibi istotnie zgin¹Å‚ doSæ szybko zauwa¿yÅ‚a Luminara.Siedz¹cy blisko niej Bulgan mrukn¹Å‚: Ciernie kryj¹ w sobie mocn¹ truciznê parali¿uj¹c¹ ukÅ‚ad nerwo-wy.Membibi, Ansionianin czy czÅ‚owiek, dla chawiksa nie ma to wiel-kiego znaczenia.Dla trucizny te¿ nie. Najpierw kyreny, teraz chawix.To ju¿ dwa przykÅ‚ady masowych wê-drówek na wietrze, który umo¿liwia przemieszczanie siê w poszukiwaniupo¿ywienia. Potrz¹snêÅ‚a gÅ‚ow¹. Teraz rozumiem, dlaczego na równi-nach Ansionu spokojny dzieñ jest dla Alwarich powodem do Swiêtowania. W miastach bylibySmy bezpieczniejsi przyznaÅ‚ Kyakhta. Alenie tak wolni.I nie bylibySmy Alwarimi.Bulgan daÅ‚ znak, ¿e siê zgadza. Wolê ¿yæ wolny poSród zasadzek pustyni ni¿ bezpieczny w cia-snym, Smierdz¹cym domu w Cuipernam.W mieScie zreszt¹ te¿ jest nie-bezpiecznie.Jego przyjaciel sykn¹Å‚ z aprobat¹. Na otwartych równinach nie ma Huttów.Strasznie bym chciaÅ‚,¿eby Soergg spotkaÅ‚ siê z kilkoma lataj¹cymi chawiksami.Na nim uro-sÅ‚yby wielkie jak drzewa! Ten Soergg Hutt& wtr¹ciÅ‚a Luminara ten, który wam kazaÅ‚porwaæ Barrissê& czy on wam kiedykolwiek powiedziaÅ‚, po co jej po-trzebowaÅ‚?Alwari wymienili spojrzenia. Wtedy nasze umysÅ‚y pracowaÅ‚y inaczej, ale nie, nie s¹dzê, ¿ebywspomniaÅ‚, po co mu ona.Bulgan potwierdziÅ‚ odpowiedx przyjaciela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]