Podstrony
- Strona startowa
- Foster Alan Dean Tran ky ky Czas na potop
- Foster Alan Dean Tran ky ky Misja do Moulokinu
- Foster Alan Dean Przekleci 02 Krzywe zwierciadlo
- Foster Alan Dean Gwiezdne Wojny Nadchodzšca Burza
- Koontz Dean R Mroczne sciezki serca (SCAN dal
- Koontz R. Dean W okowach lodu (SCAN dal 1154)
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy
- Foster Alan Dean Zaginiona Dinotopia
- Terry Pratchett Ruchome Obrazki (2)
- Rogers Rosemary Słodka dzika miłoÂść
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fruttidimare.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był niezdarnym, nieudolnym i egoistycznym partnerem.Mimo to pozwoliła, by dotykał jej praktycznie każdego wieczoru.Z tego związku nie miała wcale, albo bardzo niewiele przyjemności, ale pozwalała, by wykorzystywał ją, gdy tylko miał ochotę.Dlaczego? Dlaczego?Nie była złą dziewczyną.W głębi serca nie była zbuntowana ani zepsuta.Nawet kiedy Jeny się z nią kochał, nienawidziła samej siebie za to, że jest taka łatwa.Kochając się z chłopakiem w zaparkowanym samochodzie czuła się nieswojo; zakłopotana i zażenowana, jakby udawała kogoś, kim nie jest.A przecież była ambitna.Planowała pójść do Royal City Junior College, a potem do Hio State, na wydział sztuk pięknych.Chciała pracować jako grafik reklamowy, a wolny czas - wieczory i weekendy poświęcić własnej twórczości.Gdyby okazało się, że ma prawdziwy talent i jest w stanie wyżyć z malowania, porzuci codzienną pracę i zajmie się tworzeniem wspaniałych obrazów, które będą wystawiane na sprzedaż w galeriach.Zamierzała prowadzić udane, ciekawe życie.Ale teraz była w ciąży.Jej marzenia obróciły się w niwecz.Może nie zasługiwała na szczęście? Może istotnie w głębi serca była zła, przeżarta do cna zgnilizną?Czy dobra dziewczyna rozkłada nogi na tylnym siedzeniu samochodu swojego chłopaka, aby pieprzyć się z nim prawie każdego wieczoru? Czy dobra dziewczyna zachodzi w ciążę będąc jeszcze w liceum?Mroczne minuty nocy rozwijały się jak czarna nić, podobnie jak myśli Amy - ponure, pogmatwane i niepokojące.Nie wiedziała, co ma sądzić o sobie - nie potrafiła zdecydować, czy w rzeczywistości jest dobra, czy raczej zła.Znowu usłyszała w myślach głos matki:MASZ W SOBIE MROK.TKWI W TOBIE COŚ ZŁEGO I MUSISZ Z TYM STALE WALCZYĆ.Nagle Amy przyszło do głowy, że jej zachowanie, wszystko, co uczyniła było próbą zrobienia na złość matce.Ta myśl nie dawała jej spokoju.Rzuciła półgłosem w ciemność:- Czy pozwoliłam Jerry'emu, aby zrobił mi dziecko, bo wiedziałam, że to wstrząśnie mamą? Czy niszczę własną przyszłość tylko po to, by dopiec tej jędzy? - Tylko ona znała odpowiedź na to pytanie.Będzie musiała wejrzeć w głąb siebie.Leżała w łóżku przykryta kocem, rozmyślając.Na zewnątrz wiatr kołysał koronami rozłożystych klonów.W oddali rozległ się przeciągły gwizd przejeżdżającego pociągu.Skrzypnęły otwierane drzwi, a deski pod dywanem zaskrzypiały, kiedy ktoś wszedł do pokoju.Hałas obudził Joeya Harpera.Otworzył oczy i spojrzał na budzik widoczny w słabym blasku nocnej lampki.Dwunasta trzydzieści sześć.Spał tylko półtorej godziny, ale nie czuł się oszołomiony ani otępiały.Umysł miał jasny i czujny, bo przewidział, jaka będzie reakcja Amy na tarantulę w łóżku.Ustawił budzik na pierwszą, spodziewając się, że właśnie o tej porze Amy wróci do domu.Najwyraźniej wróciła wcześniej.Kroki.Miękkie, zbliżające się, jakby ktoś się skradał.Joey zesztywniał pod kocem, ale w dalszym ciągu udawał, że śpi.Kroki ucichły; ktoś stanął przy łóżku.Joey poczuł, jak narasta w nim chichot.Przygryzł język, aby powstrzymać śmiech.Wyczuł, jak nachyla się ku niemu.Była już oddalona zaledwie o kilka cali.Zamierzał odczekać jeszcze kilka sekund, a potem, kiedy wyciągnie ręce, aby zacząć go łaskotać krzyknie: Buu! - prosto w twarz siostry, aby ją wystraszyć.Nie otwierał oczu, oddech miał płytki i równy; miarowo odliczał sekundy.Miał właśnie krzyknąć, kiedy uświadomił sobie, że osobą pochylającą się nad nim wcale nie była Amy.Poczuł oddech przesycony kwaśną wonią alkoholu i jego serce zabiło szybciej.Nieświadoma, że Joey nie śpi, matka odezwała się śpiewnie:- Słodziutki, słodziutki.Kochany mały Joey.Maleńki aniołeczek.Słodziutki bezcenny maleńki cherubinek.- Miała dziwny głos.Mówiła cichym, lecz chrapliwym i melodyjnym szeptem; słowa wydawały się odrobinę zniekształcone.Joey pragnął, aby sobie poszła.Była mocno pijana, bardziej niż zazwyczaj.Już wielokrotnie w tym stanie wchodziła nocą do jego pokoju.Mówiła do niego, myśląc, że chłopiec śpi.Zapewne niejednokrotnie rzeczywiście tak było.Joey wiedział, co się teraz stanie.Wiedział, co jego matka powie i zrobi i bał się tego.Był śmiertelnie przerażony.- Aniołek.Wyglądasz jak mały śpiący aniołek, cherubinek, leżysz tam taki niewinny, taki kochany i słodki.Nachyliła się jeszcze bardziej, omiatając jego twarz cuchnącym oddechem.- Ale jaki jesteś w środku, aniołku? Czy cały jesteś dobry, słodki i czysty? PRZESTAŃ, PRZESTAŃ, PRZESTAŃ - pomyślał Joey.Proszę, nie rób tego więcej, mamo.Odejdź.Wyjdź stąd.PROSZĘ.Ale nie odezwał się do niej, nawet nie drgnął.Nie chciał, aby zorientowała się, że nie śpi; kiedy była w takim stanie, naprawdę się jej obawiał.- Wydajesz się taki czysty - powiedziała; jej ochrypły od alkoholu głos stał się łagodniejszy, ale i bardziej bełkotliwy.- Lecz kto wie.może twoja anielska buzia jest tylko przykrywką.maską.Może tylko grasz przede mną.Czy tak właśnie jest, aniołku? Może.pod nią.jesteś taki sam jak tamten.Jest tak, cherubinku? Czy pod tą słodką buzią jesteś taki jak tamten potwór, istota, którą on nazywał Victorem?Joey nie miał pojęcia, o czym mówiła za każdym razem, kiedy zakradała się tu nocami po pijanemu i mamrotała doń bełkotliwie.Kim był Victor?Skoro już wydałam na świat jednego takiego, czemu nie miałabym urodzić następnego? - powiedziała półgłosem, a Joey odniósł wrażenie, że jest czymś zaniepokojona.Może tym razem.potwór czai się WEWNĄTRZ.W umyśle.Potwór WEWNĄTRZ.ukrywający się w normalnym ciele.pod piękną, niewinną twarzyczką.czekający, aby się ujawnić, kiedy nikt nie będzie patrzył.Po prostu czekający cierpliwie.Oboje - ty i Amy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]