Podstrony
- Strona startowa
- Dickson Gordon R Smoczy Rycerz T1 Smok i jerzy
- Gordon R. Dickson Smok i Jerzy 2 Smoczy rycerz, t. 2
- Andrzejewski Jerzy Lad serca (SCAN dal 764)
- Andrzejewski Jerzy Ciemnosci kryja ziemie (2)
- Andrzejewski Jerzy Lad serca (2)
- Żuławski Jerzy Na srebrnym globie
- Jerzy R. Nowak Przemilczane Zbrodnie
- Grisham John Malowany Dom (SCAN dal 1066)
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa Grć dzkiego
- Tołstoj Lew Anna Karenina
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- plazow.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopcy i dziewczyny walczyli o życie i nie dawali się rozdzielić.W nocy działy się jeszcze gorsze rzeczy.Chłopcy napadali na dziewczyny w mrocznych korytarzach.Pewnego wieczoru kilku zgwałciło w piwnicy wychowawczynię.Trzymali ją tam przez wiele godzin, spraszając na dół kolegów i podniecając kobietę na różne wyszukane sposoby, których nauczyli się podczas wojny.Wreszcie doprowadzili ją do szału.Krzyczała i wyła przez całą noc, aż w końcu zabrała ją karetka.Niektóre dziewczyny same domagały się pieszczot.Rozbierały się do naga i prosiły chłopaków, żeby dotykali ich ciał.Bez żadnego skrępowania rozprawiały o najprzeróżniejszych żądaniach seksualnych, jakie stawiali im liczni mężczyźni poznani w czasie wojny.Kilka twierdziło, że nie mogą zasnąć, jeśli wcześniej nie miały faceta.Wykradały się w nocy do parku i dawały podrywać pijanym żołnierzom.Wielu chłopców i wiele dziewcząt było z kolei zupełnie pasywnych, apatycznych.Przeważnie stali w milczeniu pod ścianami ani nie płacząc, ani się nie śmiejąc, wpatrzeni w coś, co widzieli tylko oni jedni.Mówiono, że część z nich przeszła przez getta lub obozy koncentracyjne.Gdyby nie koniec okupacji, dawno by nie żyli.Inni podobno mieszkali u brutalnych, chciwych opiekunów, którzy wyzyskiwali ich bezlitośnie i bili za najlżejszy przejaw nieposłuszeństwa.Byli także tacy, których przeszłość stanowiła całkowitą zagadkę.W schronisku umieściło ich wojsko lub milicja.Nikt nie wiedział, skąd się wzięli, gdzie przebywali ich rodzice, gdzie sami spędzili wojnę.Odmawiali mówienia o sobie czegokolwiek; wszystkie pytania zbywali wymijającymi odpowiedziami albo pobłażliwymi półuśmiechami, z których przebijała totalna pogarda dla pytającego.W nocy bałem się zasnąć, bo chłopcy często płatali sobie bolesne figle.Leżałem ubrany w mundur, z nożem w jednej kieszeni, a drewnianym kastetem w drugiej.Każdego ranka skreślałem kolejny dzień z kalendarza.„Prawda” informowała, że Armia Czerwona dotarła już do samego gniazda hitlerowskiej żmii.Stopniowo zaprzyjaźniłem się z chłopcem o przezwisku Milczek.Zachowywał się jak niemowa; odkąd trafił do schroniska, nikt nie słyszał jego głosu.Wiedziano, że umie mówić, ale w pewnym momencie wojny uznał, że mówienie nie ma sensu.Inni chłopcy próbowali zmusić go, aby się odezwał.Raz nawet pobili go do krwi, ale nie udało im się wydobyć z niego ani słowa.Milczek był starszy i silniejszy ode mnie.Początkowo unikaliśmy się.Uważałem, że odmawiając mówienia, szydzi z takich jak ja, którzy stracili głos.Ludziom może się zdawać, że skoro Milczek nic nie mówi, choć nie jest niemową, to ja także nie odzywam się wyłącznie z przekory.Nasza przyjaźń mogłaby tylko spotęgować podobne wrażenie.Pewnego dnia Milczek niespodziewanie pośpieszył mi z pomocą i przewrócił chłopaka, który znęcał się nade mną na korytarzu.Nazajutrz czułem się zobowiązany opowiedzieć po stronie Milczka w bójce, jaka wybuchła podczas przerwy.Od tej chwili siadaliśmy w jednej ławce z tym klasy.Na początku pisaliśmy do siebie na kartkach, ale wkrótce nauczyliśmy się porozumiewać na migi.Milczek towarzyszył mi w wypadach na dworzec, gdzie zaprzyjaźnialiśmy się z odjeżdżającymi sowieckimi żołnierzami.Razem ukradliśmy rower pijanemu listonoszowi, włóczyliśmy się po parku, wciąż pełnym min i zamkniętym dla spacerowiczów, podglądaliśmy dziewczyny rozbierające się w łaźni.Wieczorami wymykaliśmy się z sypialni i łazili po okolicznych placach i podwórzach, płosząc obściskujące się pary, wrzucając przez otwarte okna kamienie do mieszkań, napadając na niewinnych przechodniów.Milczek, wyższy i silniejszy, pierwszy przeprowadzał szturm.Każdego ranka budził nas gwizd przejeżdżającego nie opodal pociągu, którym chłopi przywozili towary na targ.Wieczorem ten sam pociąg jechał w odwrotnym kierunku po pojedynczym torze, odwożąc chłopów do ich wiosek; jego oświetlone okna migotały między drzewami jak rządek robaczków świętojańskich.W słoneczne dni chodziliśmy wzdłuż torów po nagrzanych słońcem podkładach i ostrych kamykach, które uwierały nas w bose stopy.Czasami, jeśli w pobliżu bawiła się liczna grupka dzieci z pobliskich osiedli, urządzaliśmy dla nich popis.Kilka minut przed przejazdem pociągu kładłem się na brzuchu pomiędzy szynami i rozpłaszczałem jak mogłem, zasłaniając rękami głowę.Czekałem cierpliwie, Milczek zaś gromadził widzów.Kiedy zbliżał się pociąg, najpierw słyszałem dudniący łoskot kół, a potem czułem go poprzez szyny i podkłady; wreszcie dygotałem razem z nimi.Gdy lokomotywa była tuż-tuż, przywierałem jeszcze silniej do ziemi, starając się nie myśleć o niczym.Omiatał mnie gorący oddech kotła i wielka lokomotywa przetaczała się nade mną w szaleńczym pędzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]