Podstrony
- Strona startowa
- Marr Melissa Wróżki 02 Król Mroku
- Moorcock Michael Corum 3 Krol Mieczy
- Salvatore Robert Tom 3 Krol Smok
- Krol Skrytobojca Haydon Elizabeth
- Dick Philip K. Król Elfów
- Clavell James Krol szczurow
- James Clavell Krol szczur
- James Clavell Krol szczurow
- Card Orson Scott Uczen Alvin (SCAN dal 706)
- Jordan Robert Oko swiata cz 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frenetic.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vard zasunął skobel i odwrócił się.Stała przed nim kobieta, trzymająca w dłoni kaganek.Spojrzał na jej twarz i zna-lazł się w środku swej przeszłości.Poznała go i ona.Kaganek uderzył o podłogę, pryskając gorącą oliwą.Ciszę przerwało walenie w drzwi.Vard oparł się o nie ciężko.494 Otwierać! doleciało z zewnątrz. Otwierać! To przeznaczenie głos Varda zabrzmiał niczym jakiś przedziwny dzwięk z in-nego świata.Kapitan mówił spokojnie, tak spokojnie, jak mówić może człowiek, któ-ry w jednej chwili olśnienia poznał wszystkie wyroki ciążące nad swym życiem, jegocel i kres.Ale tak też było w istocie.Przypłynął do Dranu, szukając sprawiedliwości.a znalazł wyjaśnienia.Miał oto zginąć, stojąc między kobietą, która dla wielu była sym-bolem zbrodni, a ludzmi, których utożsamiano ze sprawiedliwością. Otwierać! Otwierać, bo dom pójdzie z dymem! Potężne uderzenia wstrząsnęłydrzwiami. Oto sprawiedliwość rzekł Vard. Nie otwieraj! powiedziała, jakby widząc w ciemności jego plecy już-już od-rywające się od drgających pod ciosami drzwi.Nie otwieraj!Potrząsnął głową w mroku, po czym wyrzucił z siebie gwałtownie: Na Szerń, powiedz mi prawdę.teraz już możesz: czy Raladan kłamał? Nie byłam piratką. A więc warto było. rzekł niejasno. Warto.495Odskoczył od drzwi i jednym szrpnięciem zwolnił skobel.Nim zdołała pojąć, co siędzieje, przed progiem domu rozgorzała walka.Ktoś runął na ziemię, krzycząc, księżyczapalił ostrze miecza szklanym ogniem, ale ramię, które miecz trzymało, zablokowanemocnymi dłońmi, pękło w łokciu z trzaskiem, którego tłem był jęk bólu.Potężne ciosyw korpus powaliły mężczyznę i wtedy czerwonozłoty, wielki jęzor ognia wystrzeliłnagle z drzwi domu, ogarniając zabójców.* * *Ostrożnie, by nie obudzić leżącego obok mężczyzny, Alida wysunęła się z łóżka i napalcach przeszła do drzwi.Jeszcze raz zerknęła na śpiącego, po czym wyszła z pokoju.Pomieszczenie obok było równie skąpo oświetlone jak sypialnia; dwie świece, umiesz-czone w smukłym kandelabrze, rzuciły na przeciwną ścianę jej powiększony cień.Sta-nęła bokiem, obserwując przez chwilę zarys niewielkich, wciąż doskonale okrągłychpiersi, po czym skinęła z aprobatą głową i usiadła na bogato rzezbionym karle, podwi-jając nogi pod siebie.Wybrała z eleganckiego półmiska olbrzymią gruszkę i ugryzła ją.496Lepki sok pociekł po brodzie, kapnął na zielony, trójkątny, płaski kamyk zawieszony naszyi.Listek Szczęścia, z Czarnego Wybrzeża.Bardzo drogi.Chronił przed chorobami.I pasował do oczu.Kudłaty piesek (prezent od przyjaciółki ) leżał w kącie, poszczekując cicho przezsen.Zmarszczyła lekko nos.Nie bardzo lubiła zwierzęta.Za to uwielbiała wszystko co słodkie.Znów ugryzła gruszkę.Ale pyszny sok nie mógł pokryć smaku zniecierpliwienia, które w niej narastało.Cozaszło, co właściwie się stało, na Szerń? Zawiedli? Nieprawdopodobne.Zresztą, jeślinawet cóż, zdarza się! Ludzie tacy jak oni, naprawdę dobrze znający swój fach, niezawahaliby się stanąć przed nią i powiedzieć otwarcie: nie udało się, a dlatego, że to, toi tamto.Tymczasem minęła noc, minął dzień, teraz znów była noc, a ona nie miała pojęcia,jak sprawy stoją.497Przecież nie zabił ich wszystkich! No nie, nie znała człowieka, który potrafiłby za-bić trzech zawodowych morderców.Może najlepszych w mieście, nie jakichś tam opry-chów, lecz ludzi, dla których zabijanie było tym, czym szycie butów dla szewca.A zatem?Ogryzek rozpadł się jej w dłoni na dwie części, duży kawałek spadł do zbiegu ud.Ujęła odłamek w dwa palce i przez chwilę wypisywała sokiem na skórze jakieś znaki.Aono miała gładko wydepilowane, zgodnie z dartańską modą.Oglądała wilgotne kreski,pozostawione na ciele przez gruszkę, aż wyschły i zniknęły.Upuściła resztki owocuna podłogę, potem podniosła się i zajrzała do sypialni.Nalwer spał twardo.No cóż.Dobrze, że choć tutaj wszystko poszło łatwo.Od razu pomyślała o tym durniu, bo uzyskanie jakichkolwiek informacji od kuzy-nostwa było niepodobieństwem.Natomiast Nalwer, traktowany przez tamtych jak pół-główek (był nim), wydał się jej obiecujący.Cóż, trafiła w sedno.Kto by pomyślał, żeBavatar planuje na Ahelę inwazję idiotów.Dla niej lepiej.To jedno już miała z głowy.Ale tamto, tamto!498Chciała zawołać, ale zrezygnowała, pomyślawszy, że może obudzić Nalwera.Wy-szła z pokoju i zbiegła po schodach.Lubiła czuć stopami chłód bijący od stopni.Zwłasz-cza, gdy było tak duszno i parno jak tej nocy. Hej, dzielny strażniku! zawołała niegłośno, przechylając się przez poręcz.Twardo śpisz?Olbrzymi odzwierny, niosąc lichtarz, pojawił się prawie natychmiast. Bardzo czujnie zapewnił, przecierając twarz. Tak, pani? Nikt nie przyszedł? zapytała, dobrze wiedząc, że nie. Nikt, pani.Patrzyła ponad jego głową, z namysłem marszcząc brwi. Co cię martwi, pani? zagadnął, posępniejąc jak i ona.Jej stosunki ze służbą były wielce zdumiewające.W obecności osób z zewnątrz wy-magała wręcz czołobitności, za to prywatnie, gdy nikt nie widział, stawiała się zupełniena równi.Cała służba składała się z niewolników.Byłych niewolników, bo wszystkimdała wolność.Tylko dwa razy ktoś odszedł.Ci, co nie odeszli, kochali ją na śmierć i ży-cie.Była wspaniałą panią, najlepszą, jaką służący mógł sobie wyobrazić.Może stała się499taka pod wpływem matki-Armektanki? Ojciec nie pozwalał w domu na żadne dziwac-twa, jak nazywał piękne, stare armektańskie zwyczaje i tradycje, ale matka opowiadałao nich.Surowi Garyjczycy przenigdy nie zdołaliby ich pojąć i zrozumieć zwłaszczaże pochodziły z Armektu.Zresztą, ona sama nie wszystkie potrafiła zaakceptować.Lecz zasada, że niewolnik dobry jest do pracy w polu, nigdy zaś w domu, gdzie służbamusi czuć, iż obdarza się ją zaufaniem, znalazła u niej pełne zrozumienie; rozwinęła teżją tak bardzo jak to tylko możliwe.Dawała odczuć swoim ludziom, że są wyjątkowi, żetylko oni mogą być z nią tak blisko.Pochlebiało im to niezwykle, czuli swą wartość.Sama nie wiedziała, gdzie są granice tej poufałości.Ale problem tak naprawdę nieistniał.Służba czuła ową granicę o wiele lepiej niż ona.Była pod ich opieką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]