Podstrony
- Strona startowa
- Kunzru Hari Impresjonista (SCAN dal 794)
- Kunzru Hari Impresjonista (2)
- Hobb Skrytobójca 2 Królewski Skrytobójca
- King Stephen TO
- Norton Andre Magiczny kamien (SCAN dal 1108)
- Lackey Mercedes Wiatr furii
- Bartoszewski Władyslaw Warto być przyzwoitym
- Brown Dan Anioly i demony
- Clark Hulda Kuracja życia wg dr Clark
- Quinn Julia Wszystkie nasze pocalunki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- degrassi.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest pełnoletni.Pan Spavin podejmuje ostatnią próbę namówienia go do zajęcia się prawem, ale ostatecznie przyznaje, że przegrał.W trakcie rzeczowej rozmowy w kancelarii wygłasza kazanie o roztropności, przezorności, zapobiegliwości i spodziewanych wysokich notowaniach akcji pewnej kanadyjskiej firmy pozyskującej drewno.Potem przekazuje Jonathanowi odziedziczoną sumę - kilkaset funtów.Kiedy wymieniają uścisk dłoni, Jonathan unika jego spojrzenia.Czuje się winny z powodu tamtego Bridgemana, który anonimowo stracił życie w Bombaju.Poczucie winy nie trwa długo.Znika bez śladu w drodze powrotnej do Oksfordu.Jonathan urządza urodzinową kolację w apartamencie w hotelu Randolph.Astarte Chapel jest honorowym gościem.Otoczona nadskakującymi jej studentami, bryluje w towarzystwie, jakby to były jej urodziny.Po przyjęciu pijany Jonathan odprowadza ją do domu.Manewruje tak, by znaleźli się w strefie bezpiecznego cienia.Początkowo Star opiera się jego pocałunkom, potem zarumieniona i zdyszana odsuwa jego rękę.Ale między jednym a drugim jest chwila, o którą Selwyn Tredgold byłby dziko zazdrosny.W tym semestrze Jonathan jest zwycięskim bohaterem.Świat leży u jego stóp.Widzi swoją przyszłość jako złotą nić ciągnącą się aż po horyzont.Popołudniami, kiedy powinien przygotowywać się do egzaminów końcowych, wypełnia czas i przestrzeń obrazami pełnych zachwytu twarzy interesująco urządzonych wnętrz i Astarte Chapel, dumnej, lecz uległej u jego boku.Bardzo dobrze sypia.Kiedy Chapelowie zapraszają go do siebie na Boże Narodzenie, uważa to za znak.٭W wiejskim kościele Jonathan gorliwie śpiewa kolędy.W ustach czuje jeszcze słodki smak najlepszego porto profesora.„Myyy trzej królowie.”.W środku świece i witraże, na zewnątrz rześkie powietrze wigilii Bożego Narodzenia w Cotswold.Przed nim jeszcze trzy dni raju.Nieskazitelnie biały skrzypiący śnieg okrywa łagodne zbocza wzgórz, te same, które oglądały dziesiątki pokoleń angielskich kobiet i mężczyzn ściskających dłoń swojego pastora.Star, „Gwiazda cudowna”, idzie obok niego ścieżką.Z jej ust buchają kłęby pary.Przez wilgotną rękawiczkę Jonathan czuje ciepło jej ręki.Kiedy profesor zasypia przy kominku, oboje wślizgują się do pogrążonego w ciemnościach lodowatego hangaru, rozpalają koks w koszu, zestawiają wiklinowe krzesła i wsłuchują się w szemranie rzeki po drugiej stronie drzwi.Potem rozsuwają poły płaszczy, rozpinają guziki, uwalniają rozgrzaną skórę spod warstw ubrań.Ręce Star sięgają do wnętrza spodni Jonathana.Jonathan zadziera jej halkę, całuje jej twarz, ucho, szyję.Star ociera się o niego coraz mocniej, ściska udami jego udo, wije się i jęczy.„O tak - dyszy, gdy czubki palców Jonathana zagłębiają się w nią - tak, wielki ogierze, zrób to, zrób ze mną rożka z dżemem, kochanie!”.Jonathan, z twarzą zanurzoną w jej piersiach, nie słyszy nic prócz szumu krwi.„Hm?” - sapie, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.Star gubi rytm.„Nic takiego.Nie przestawaj.To jak.jak piosenka - jęczy.- Nie przestawaj, proszę”.Jonathan nie przestaje.Podnosi wzrok i patrzy na jej twarz, która w słabym świetle mieni się czerwienią i złotem.Star ma zaciśnięte powieki.To go niepokoi.Jakby nie była z nim, jakby wyobrażała sobie.Ale Jonathanowi nie jest dane dokończyć tej myśli.Nagle zamknięte oczy otwierają się szeroko.Star nieruchomieje w jego ramionach.„O Boże - mówi - to mój ojciec”.Ma rację.Ojciec wola ją w ogrodzie.Jego głos słychać coraz bliżej.Reakcja Jonathana i Star jest błyskawiczna.Kilka chwil później już kompletnie ubrani znajdują się w połowie drogi do domu.Na ich twarzach doszukać się można jedynie anielskiej niewinności.Profesor chyba niczego nie zauważył.- Tu jesteś, Astarte.Co, u licha, robiłaś w hangarze? Przykro mi, ale porywam pana Bridgemana.Musimy omówić parę spraw.- Myślałam, że śpisz, tato.- Spałem.Ale teraz przyszedł czas na interesy.Idziemy, chłopcze.Jonathan niechętnie daje się prowadzić do gabinetu.Profesor chodzi tam i z powrotem z udręczoną miną.W tych dniach trudno nawet o spokojną drzemkę.Ostatnio znów jest gorzej.Świat zapełnia się analogiami, łańcuchem podobieństw i znaczeń, które uniemożliwiają wykonanie najprostszej czynności bez rozpraszania uwagi.Chęć zajęcia miejsca za biurkiem wywołuje kaskadę skojarzeń i zmusza do serii na wpół bezwiednych rytuałów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]